wtorek, 28 lutego 2017

Rozdział XVIII.1

- Nie rozumiem…
Patrzyła na postać przed sobą. Próbowała zrozumieć słowa. Ale one ginęły w dziwnym szumie. Nie potrafiła powiedzieć kto przed nią stał. Ktoś obcy. Ale i znajomy. Słowa szumiały. Tak bardzo chciała je zrozumieć.
- Kim jesteś?
Postać zamachała rękami i wzmogła bełkotanie.
Hermiona podeszła bliżej a krzyk uwiązł jej w gardle.
Przed nią stała postać bez twarzy.
Idealnie biała plama na miejscu głowy coś brzęczała.
HUK!

***
- CO SIĘ STAŁO?! - Hermiona poderwała się ze swojego łóżka i rzuciła okiem na sąsiadujące. Ginny była już na nogach.
- Brzmiało jak odgłos teleportacji. Posłuchaj. Na dole coś się dzieje.
Dziewczyna zamarła, nasłuchując. Z parteru dobiegały jakieś krzyki.
- Idziemy. - zakomenderowała, narzucając na siebie bluzę i sięgając po różdżkę. Obie zbiegły do salonu, gdzie trwało zamieszanie. Z otwartych drzwi wejściowych do środka wpadał mróz.
- Arturze, podaj mi Oscula Virgo. JUŻ!
- Co on tu robi, Sev?!
- A skąd mam wiedzieć, do cholery?!
- Co się dzieje? - Hermiona przecisnęła się do salonu. Zobaczyła, że państwo Weasley, Matt i Remus stoją wokół czegoś. Podeszła bliżej i wybałuszyła oczy ze zdumienia.
Przed sobą widziała idealnie bladą twarz Dracona Malfoya, który leżał nieprzytomny. Biorąc pod uwagę, że podłoga powoli pokrywała się szkarłatem jego krwi, trudno było się temu dziwić.
- Co on tu robi?! - zapiszczała, zwracając na siebie uwagę Matta.
- Dziewczynki, wróćcie na górę… - pani Weasley próbowała je wygonić, ale Hermiona stanęła okoniem.
- Nie! Możemy się przydać. Pani Weasley, proszę, to fiolka eliksiru. - wręczyła kobiecie Ovę. Molly już nie protestowała, tylko skoczyła do Dracona i siłą wlała mu do ust eliksir. Przyśpieszony oddech chłopaka uregulował się a krew przestała ciec. Matt podszedł bliżej chłopaka i wlał mu fiolkę kolejnego eliksiru. Draco zaczął odzyskiwać kolory. Po kilku minutach otworzył oczy i błędnym wzrokiem omiótł pomieszczenie.
- Wody… - wychrypiał.
- Aguamenti! - Hermiona skierowała różdżkę na szklankę i podała ją Malfoyowi. - Co ty tu robisz?!
- Kobieto, jakbyś nie zauważyła, jestem ranny…!
- Toteż poczekałam, aż się ockniesz i…
-… to ja go tu przyprowadziłem. - Hermiona zdrętwiała słysząc za sobą zapomniany przez ostatnie miesiące głos. Czuła jak krew szybciej zaczyna krążyć jej w żyłach a oczy przysłania czerwona mgiełka.
- RON! - pani Weasley rzuciła się na syna. Hermiona czuła szum w głowie. Z trudem odwróciła się w stronę, z której dochodził głos.
Gdyby spotkałaby go na ulicy, pewnie by go nie poznała. No, może jedynie po kolorze włosów. Sporo schudł a długie włosy spięte w koński ogon dodawały mu drapieżności. Zniknął gdzieś gapowaty Ron. Stał przed nią teraz młody mężczyzna, który przez ostatnie miesiące musiał sporo przejść. Przez środek twarzy przebiegała mu czerwona, wyraźnie świeża, blizna. Na rękach miał ślady ran i oparzelin. Mimo to uśmiechał się po staremu.
Gdy Molly go wypuściła z objęć, pośpiesznie ocierając łzy, chłopak podszedł do Ginny, Remusa i swojego ojca. Jej nie zaszczycił nawet spojrzeniem. Na Marcusa z kolei zerknął z kpiącym uśmieszkiem. Nie spodobało jej się to.
- Rozumiem, że jak bez słowa wyjechałeś, tak bez słowa przyjechałeś. - warknęła, czując, jak furia przejmuje nad nią kontrolę.
- Nie miałem czasu na twoje humory.
- Ron! - pani Weasley zganiła syna. Ten tylko wzruszył ramionami.
- Gdzie Harry? - Remus rozejrzał się dookoła, jakby Potter miał wyskoczyć znienacka zza fotela.
- Jest bezpieczny. Zaatakowali nas śmierciożercy, musieliśmy się rozdzielić.
- Co tu robi Malfoy? - Ginny, blada jak ściana, patrzyła to na brata, to na Hermionę.
- Dołączył do nas jakiś czas temu. Jednak podczas ataku rzucił się na pierwszy ogień i oto efekt. - machnął ręką. - Zaatakował go Sami-Wiecie-Kto.
- Dlaczego do was dołączył?
- Sami-Wiecie-Kto zamordował prawie całą moją rodzinę. Zostawił jedynie Bellatriks, która ponoć jest w ciąży. -  Draco postanowił się wtrącić. - Ja… moi rodzice… postanowiliśmy w końcu się zbuntować Czarnemu Panu. Mieliśmy dość tego, co się dzieje. A na efekty nie trzeba było długo czekać.
- Dlaczego go przyjęliście? - Lupin patrzył badawczo na najmłodszego syna Artura.
- Potrzebowaliśmy pomocy. - Ron wzruszył ramionami. - Złożył Przysięgę Wieczystą, więc ciężko było mu nie uwierzyć.
- Co tutaj robicie?
- To było pierwsze bezpieczne miejsce, jakie przyszło mi do głowy. Może skończycie te przesłuchanie? Jestem piekielnie głodny. I zmęczony. - Ron się skrzywił.
- Oczywiście. Matt, Remusie, przenieście Dracona do starego pokoju Bliźniaków. Jego życiu nic już nie zagraża, więc jedyne co, to musi się wyspać.
- Dziękuję, pani Weasley. Pójdę sam. - Draco wstał ze stołu i, lekko się krzywiąc, wyszedł z salonu. Matt skinął jej głową i oboje wyszli z salonu. Poszli za chłopakiem na górę. Przystanęli na piętrze dziewczyn.
- W porządku?  - Matt patrzył na nią badawczo. Skinęła głową. Westchnął i przeczesał włosy.  - Nie musisz zgrywać bohaterki…
- Nie zgrywam. Na razie jestem w szoku. Pójdę się położyć. - otwarła drzwi sypialni. Matt przygarnął ją do siebie i mocno przytulił, gładząc po włosach. Poczuła się bezpiecznie. - Zostań, proszę.
- Ale Ginewra…
- Ona i tak wie. A zresztą… rób jak uważasz. - wyplątała się z jego uścisku i weszła do sypialni, zatrzaskując za sobą drzwi. Usiadła pod nimi i poczuła jak łzy zaczynają jej płynąć po policzkach. Nie wiedzieć kiedy – zasnęła.

2 komentarze:

  1. Jejku ona musię się domyśleć :D i ten delikatny akcent ,, co on tu robi Sev? ,,:D jest gorąco... baaardzo gorąco. Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Sama się śmiałam, że ten akcent jest tak delikatny jak hipogryf w towarzystwie fretek, ale cóż :D Na dniach wszystko będzie jasne... Koniec coraz bliżej :(

      Usuń