sobota, 4 lutego 2017

Rozdział VIII.4

Wszystko ją bolało. Najbardziej twarz i uda. Jednak w tej chwili czuła się błogo. Było jej ciepło. Ciało otulało coś miłego i wokół panowała cudowna cisza.
Obudziła się i rozejrzała dookoła. Znów leżała w sypialni Matta. Nie mogąc skojarzyć wydarzeń dnia poprzedniego, uznała, że widocznie znowu osłabła po oddawaniu krwi. Obróciła się na drugi bok i zamarła.
Obok niej leżał Matt. Co więcej – jego ręka spoczywała na jej boku, wyraźnie ją do siebie przyciągając. Coś w nim jednak było innego. Rozluźniona w trakcie snu twarz? Dziwnie spokojny wyraz twarzy? Po chwili zdała sobie sprawę z tego, że tym, co ją zastanowiło to kolor włosów mężczyzny. Na co dzień były w odcieniu słomy, teraz miała wrażenie jakby ciemniały z każdą chwilą. Zamrugała zdziwiona i odsunęła od siebie jego rękę. Chciała wstać najciszej jak to możliwe, jednak przy pierwszej próbie zaklęła głośno, gdy poczuła ból w udach.
Struchlała, gdy nagle poczuła różdżkę wbijającą się jej pod żebra. Chciała się obrócić, ale nacisk różdżki wzrósł.
- Matt, to ja!
- Kto?
- Hermiona…
Poczuła szarpnięcie za ramię i mimo bólu, posłusznie się odwróciła. Matt miał na twarzy wymalowaną wściekłość i dezorientację. Po sekundzie się jednak opanował i ją puścił.
- Przepraszam… - mruknął, przeczesując włosy. Hermiona aż zamrugała.
- Twoje włosy…
- Co z nimi?
- Są blond.
Matt się roześmiał.
- Przebywasz w moim towarzystwie miesiąc i dopiero odkryłaś, jaki mam kolor włosów?
- Nie…
- To co się stało?
- Mogłabym przysiąc, że parę minut temu były prawie czarne i krótsze. - wypaliła, zanim się zastanowiła. Marcus prychnął.
- Widocznie ci się przewidziało. I dlatego krzyknęłaś?
- Nie… - rzuciła niepewnie, przygryzając wargę. - Chciałam wstać, ale… nie mogłam… wszystko mnie boli…
Jego twarz momentalnie zmieniła wyraz. Beztroski śmiech ustąpił wściekłości.
- Pamiętasz, co się wczoraj stało? - rzucił cicho, czujnie obserwując jej twarz. W pierwszej chwili uznała to za głupie pytanie. W końcu był ślub Billa i Fleur! Jednak po chwili pamięć zaczęła wracać. Chamskie zachowanie Rona na początku wesela. Cała noc spędzona z Marcusem. Pijany Ron, który…
Nagle przed oczami stanęły jej wyraźnie ostatnie minuty wieczoru. A wraz z pamięcią jej poszczególne części ciała przypominały sobie o bólu.
- Nie podawałem ci wczoraj żadnego eliksiru, bo nie chciałem cię budzić. Wolałem, abyś choć trochę się wyspała. Chodź. - uniosła głowę i zobaczyła wyciągniętą w swoją stronę rękę Matta. Czując łzy płynące po policzkach, niepewnie podała swoją dłoń i wstała. Bez słowa zaprowadził ją do łazienki i zapalił świece. Twarz, którą zobaczyła w lustrze, wahałaby się nazwać własną. Była cała opuchnięta i posiniaczona. Coś, co chyba było kiedyś jej prawą brwią, było teraz sporą raną, z której ciągle sączyła się krew. Nos był dziwnie krzywy i również cały czerwony. Dziwiła się, jakim cudem cokolwiek widzi, bo jej oczy także były zapuchnięte i posiniaczone. Zerknęła niżej. Na szyi widziała wyraźnie ślady rąk a na dekolcie coś jakby ugryzienia. Wyciągnęła przed siebie ręce. Połamane paznokcie, liczne zadrapania, ugryzienia, siniaki… Opuściła głowę. Miała na sobie tylko jakąś koszulkę i majtki, więc bez trudu mogła zerknąć na swoje nogi i uda. Zrozumiała, czemu tak ciężko było jej wstać samej. Obicia, rany, szczególnie po wewnętrznej stronie…
- Hermiono… - poczuła rękę na swoim ramieniu i podniosła wzrok wyżej. W lustrze zobaczyła odbicie Matta, który stał tuż za nią.
- Chcę zostać sama. - skinął głową i wyszedł, zamykając za sobą cicho drzwi. Weszła do wanny w ubraniu i puściła gorącą wodę. W pewnym momencie, gdy jej skóra zaczęła wyć z nieopisanego bólu, zaczęła płakać. Wyła i łkała tak długo, dopóki nie zasnęła.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz