poniedziałek, 20 lutego 2017

Rozdział XIII.4

- Idziesz? - Ginny wparowała do dormitorium siódmoklasistek bez pukania. Lavender i Parvati właśnie dopieszczały swoje stroje. Blondynka postanowiła przebrać się za mugolską Królową Śniegu, natomiast Parvati dość dobrze wyglądała w przebraniu kobiety-kota. Ginny z kolei była ubrana w pokrwawione malowniczo szaty a bok jej twarzy wyglądał tak, jakby ktoś go wygryzł. Hermiona spojrzała na nią znad książki.
- Uroczo wyglądasz. - wyszczerzyła zęby.
- Dzięki, starałam się. A ty czemu nie przebrana?
- Bo nigdzie się nie wybieram. Planuję relaks w towarzystwie książki – Hermiona z powrotem przeniosła wzrok na czytany tekst.
- Chyba żartujesz! Dziś Noc Duchów, dzień w którym należy się bawić…
-… i w którym 16 lat temu zginęli rodzice Harry'ego. Trochę kiepska okazja do świętowania jak dla mnie.
- Nie przesadzaj! Już, przebieraj się!
Hermiona westchnęła, zaznaczyła fragment książki, w którym była i odłożyła ją na bok. Usiadła i spojrzała z powagą na Rudą.
- Ginny, nigdzie się nie wybieram. Wybacz, jeśli to ci psuje plany, ale po prostu nie mam na to najmniejszej ochoty. Chcę odpocząć, to tak trudno pojąć?
- Nie, ale…
- Zostaw ją. - Lavender przejechała błyszczykiem po ustach i odwróciła się do Weasleyówny. - Wiesz doskonale, że Hermiona nie jest rozrywkowa. Nie ma co ją zmuszać, skoro i tak by cały wieczór spędziła przy stole, czytając ukradkowo książkę. My idziemy, we trójkę będziemy się świetnie bawić!
- No właśnie! - Parvati również odwróciła się od lustra, przy którym domalowywała sobie kocie wąsy. - Hermiona ma po prostu inne poczucie zabawy niż my. Idziemy! - zakomenderowała, wyprowadzając swoją przyjaciółkę i Ginny. Ruda nie oponowała a Hermiona z ulgą przyjęła błogą ciszę.
Powszechna jest teoria, w której zakłada się niemożność transmutowania przedmiotów, zwierząt i osób poddanych działaniu zaklęć i klątw czarnomagicznych. Jednakże rzadko wspomina się o wyjątkach, które dopuszczają pewne modyfikacje mimo wcześniej użytych zaklęć z zakresu czarnej magii. Wśród nich zalicza się przede wszystkim znamiona i znaki powstałe w wyniku rzucenia czarnomagicznej klątwy lub zawiązania się czarnomagicznej więzi w relacji Pan-Sługa. W takich wypadkach można nie tylko dokonywać transmutacji poszczególnych osób i przedmiotów, lecz także całkowicie zakamuflować istniejące znamię. Wynika to z naturalnej potrzeby ukrywania zaklęć czarnoma...
Hermiona nagle przerwała czytanie. Jak to było? „Wiesz doskonale, że Hermiona nie jest rozrywkowa”. Gryfonka nagle zatrzasnęła książkę i zerwała się z łóżka rozjuszona.
- No tak, Granger to tylko kujonica, która się mądrzy! - warknęła, znienacka wściekła. Nie wiedziała dlaczego tak ją to wyprowadziło z równowagi. Znienacka poczuła wszystkie emocje ostatnich tygodni. Brak prezentu od rodziców, bo mieli wymazaną pamięć. Brak odzewu Rona. Wyrzucenie przez Matta, mimo że nie miała złych intencji. Obojętność i osamotnienie. Plus traktowanie jej jakby była czymś zarażona, skoro się uczy. Bo Hermiona tylko to potrafi, prawda? Kuć i zdobywać punkty!
- Hermiony się nie bierze, kurwa, pod uwagę, bo ona i tak się nie potrafi bawić! - kopnęła wściekle w ramę łóżka i rzuciła spojrzenie w lustro. Wyglądała tak jak zawsze – szkolny mundurek wyglądał jak spod igły. Do tego rozczochrane włosy i brak makijażu. Totalna przeciętność – nic dziwnego, że każdy ją olewał. Przez te lata była znana głównie jako przyjaciółka TEGO Pottera i Panna-Wiem-To-Wszystko. Nic ponadto. Zero kobiecości. Zero rozrywki. Po prostu – Panna Nikt!
Wściekła, podjęła decyzję. A właśnie, że im pokaże, że jest kimś! Nie będzie dłużej szarą myszką, o nie! I pójdzie na zabawę, choćby nie wie co!
Po chwili zastanowienia, postanowiła przebrać się za to, kim właśnie nigdy nie była – za atrakcyjną dziewczynę, która NIE jest kujonką. Z szafy wyciągnęła obcisłą niebieską sukienkę – ostatni prezent od mamy, która wręczyła jej tuż po powrocie do domu. Zanim Hermiona zmodyfikowała jej i tacie pamięć.
- Córeczko, musisz w końcu dostrzec w sobie kobietę. Wiem, że zawsze wpajaliśmy ci, że wiedza jest najważniejsza, ale uwierz mi… nic tak nie poprawia humoru kobiecie jak to, że od czasu do czasu poczuje się wyjątkowo piękna. - pamiętała jak dziś słowa matki. Najwyższa pora było wcielić je w życie. Zdeterminowana, przebrała się, sięgnęła po kosmetyki i usiadła przed lustrem. Koniec ze starą Hermioną. Koniec!

***
- Mówię ci, Al, po raz setny, że tego nie zrobię!
Siedział przy stole nauczycielskim, z jednej strony mając upominającą go co chwilę Minerwę a z drugiej gderającego Ala. Miał wrażenie, że właśnie tak by wyglądało jego życie, gdyby jego rodzice byli normalni i żywi.
- Naprawdę, zachowałeś się skandalicznie!
- Zachowałem się tak, jak powinienem był. To moja uczennica.
- No właśnie! Zachowałeś się dokładnie tak, jak zawsze obiecywałeś, że się nie zachowasz! - Al nie dawał za wygraną. - To były jej urodziny, do cholery! Wyrzuciłeś ją w sytuacji, gdy została całkowicie sama. Bez rodziców. Bez przyjaciół. O ile pamiętam, gdy ciebie coś takiego spotkało, miałeś wszystkim to za złe i wybrałeś najgorszą z możliwych opcji.
- Ona nie jest mną! Jest zbyt wielkim molem książkowym, aby zostać Śmierciożercą!
- O ile mnie pamięć nie myli – Minerwa wymachiwała w jego kierunku pomidorem nabitym na widelec – ty również przesiadywałeś non stop w książkach. I nie mów mi, że Hermiona jest inna i że nigdy nie czytała na temat czarnej magii, bo obydwoje wiemy, że tak nie jest!
- Już dobrze! - warknął, sięgając po puchar z winem. - Przeproszę ją, zadowoleni?!
- Mniej więcej. - prychnęła Minerwa. - Radzę ci to zrobić jeszcze dzisiaj.
- Wiesz doskonale, że ona się nie pojawi na uczcie. - Matt niechętnie wyobraził sobie dziewczynę siedzącą samotnie w Wieży Gryffindoru, zasłoniętą grubą księgą. Ten obraz aż nazbyt mu przypominał o tym, jak wyglądało jego życie w jej wieku. -To zbyt wielki mol, zazwyczaj Potter i Weasley ją wyciągali.
- Nie byłbym tego taki pewien. - Alex wycelował widelcem w koniec Wielkiej Sali, gdzie przez otwarte drzwi wśliznęło się kilku spóźnialskich. Wśród nich znajdowała się dziewczyna w dopasowanej niebieskiej sukience, dopasowanej kolorystycznie masce na twarzy i z brązowymi włosami. Dziewczyna przeszła pewnym krokiem aż do stołu Gryfonów i usiadła z boku.
- To nie ona. - Marcus prychnął i upił kolejny łyk. - W życiu by się tak nie ubrała.
- Ty chyba jesteś ślepy!- Minerwa trzasnęła sztućcami o talerz.
- O co ci..
- Od śmierci Albusa bardzo się zmieniła. Wiele od czerwca przeszła, w tym znoszenie twoich humorów. Naprawdę nie zauważyłeś, że to już nie jest to dziecko, które tu przyszło sześć lat temu?
Matt zmełł przekleństwo i niechętnie rzucił okiem na stół Gryfonów. Tak naprawdę wiedział, że dziewczyna w niebieskiej sukience to Hermiona, ale jakaś część mózgu broniła się przed tą informacją. Głównie dlatego, że dziewczyna wyglądała naprawdę kusząco. Jednak słowa Minerwy go zaciekawiły. Faktycznie, jakby się temu przyjrzeć, Granger już nie była taka jak kiedyś. Zniknęła przemądrzała smarkula a na jej miejsce pojawiła się młoda kobieta z uporem w oczach. Dziecięcość została zastąpiona przez dojrzałość, wynikającą z serii trudnych przeżyć, jakich doświadczyła przez wiele tygodni. A na koniec, musiało to zwieńczyć jego odtrącenie. Niechętnie to przyznawał, ale od paru tygodni bił się z myślami, czy ją przeprosić za swoje zachowanie. Nie zrobił tego tylko dlatego, że był święcie przekonany o tym, że wybrał mniejsze zło. Jak widać nie.
Nie zdążył się tą myślą podzielić z Alem i Minerwą, ponieważ ta ostatnia dała sygnał do zakończenia uczty i zamienienia jej w małpi gaj. Czyli stoły pod ściany, muzyka i „tańcząca” młodzież, która bardziej przypominała pawiany w zoo niż istoty ludzkie.
- Idź do niej! - Al nie odpuszczał i popchnął go w kierunku Gryfonki, która kręciła się w tłumie, rozmawiając z różnymi osobami. Nie zdążył spiorunować go wzrokiem, gdy ten się oddalił w kierunku Sinistry. Na nieszczęście, Alex pchnął go dokładnie w chwili, gdy Hermiona przechodziła obok.
- Przepraszam – mruknął. Dziewczyna zatrzymała się na sekundę.
- Dobry wieczór, profesorze. - głos dziewczyny był spokojny. Maska skutecznie ukrywała jej wszelkie emocje.
- Byłem przekonany, że cię tu nie zobaczę – mruknął, kiwając na kelnera. - Dwie lampki wina, proszę.
- Białe czy czerwone?
- Czerwone. - gdy kelner odszedł, zwrócił się ponownie do Hermiony. - Zaskoczyłaś mnie.
- Bo, jak przyszło na kujona, powinnam teraz siedzieć i czytać w swojej wieży?
- Mniej więcej.
- Widzi pan – uśmiechnęła się delikatnie – postanowiłam przebrać się za bardziej rozrywkową wersję siebie. I nawet mi się ona podoba. - przyjęła kieliszek z lekkim skinieniem głowy i upiła łyk. Obserwował ją, czując się dziwnie. Z reguły to on się ukrywał za kurtyną długich czarnych włosów, skutecznie maskując emocje. Teraz nie miał takiej możliwości i czuł się jak robak pod lupą badacza.
- Muszę przyznać, że ta wersja ci pasuje. Wyglądasz pięknie.
- Znowu gra w uwodzenie, panie profesorze? - zadrwiła, upijając kolejny łyk wina. Zmarszczył brew. Nie najlepiej szła ta rozmowa, a nie przywykł do sytuacji, w których nie on był panem.
- Nie, Hermiono. - spojrzał jej prosto w oczy, modląc się w duchu o to, by nie dostrzegła w nich jego samego. - Tym razem żadna gra, tylko szczery komplement.
- Dziękuję, panie profesorze.
- Na Merlina, mogłabyś z tym skończyć?
- Z czym?
- Z tym „panie profesorze”.
- Sam pan kazał mi się tak do siebie zwracać. - uśmiechnęła się lekko i odstawiła kieliszek na bok. Matt odruchowo przywołał kolejnego kelnera, który dolał wina.
- Ale już nie chcę.
- Dlaczego? Odchodzi pan?
- Nie… - westchnął i potarł grzbiet nosa. Czuł rosnącą irytację. - Przepraszam cię za to, co się stało w twoje urodziny, dobrze?
- Ależ nie musi pan przepraszać. - machnęła nonszalancko ręką. - Otworzył mi pan wtedy oczy na parę spraw. Wręcz powinnam za to podziękować. Dobrze jest sobie uświadomić, że można polegać tylko na sobie. Miał pan rację – pora dorosnąć.
- Hermiono…
- Panno Granger. - poprawiła go i odsunęła się lekko. Jej oczy wyglądające zza maski były skute lodem. - Dla pana, profesorze, jestem tylko panną Granger. Irytującą Gryfonką, którą na nasze nieszczęście musi pan znosić na lekcjach Eliksirów oraz przy produkcji wywarów dla Zakonu. Nic poza tym.
- POSŁUCHAJ MNIE! - ryknął, chwytając ją za ramię. Ta gwałtowność ją zaskoczyła, dzięki czemu nie uciekła. Przysunął ją bliżej siebie i nachylił się do ucha. - Słuchaj, przepraszam, naprawdę szczerze przepraszam. Zachowałem się jak skurwiel, wiem o tym, ale po prostu… poczułem się cholernie źle. Tak jakbym był tylko substytutem twoich przyjaciela. I to kogo? Weasleya, od którego sam cię musiałem ratować, który cię skrzywdził bardziej niż ktokolwiek inny! A ty za nim tęsknisz!
- Czyżby zazdrość? - prychnęła – Co pana to tak naprawdę obchodzi?
- Dużo, do cholery! - warknął, chwycił za rękę i zaciągnął w ciemniejszy kąt Wielkiej Sali.
- Niech mnie pan puści! - szarpnęła się, ale wzmocnił uścisk. Puścił ją dopiero, gdy był pewien, że mogą swobodnie porozmawiać.
- Hermiono, posłuchaj, ja…
- Czego pan chce?!
- Posłuchaj…
- Nie! Nie chcę znowu być tak potraktowana!
- GRANGER, DO CHOLERY, ZAMKNIJ SIĘ! - ryknął. Jej mina była teraz piękna – od jego wybuchu rozdziawiła usta tak, że układały się w idealne „O”. - PRZEPRASZAM. Byłem i jestem dupkiem z natury, szczególnie, gdy się czegoś boję!
- Ale, dlaczego…
- BO CIĘ LUBIĘ, KRETYNKO! - w tej chwili czuł, że jest całkowicie inaczej i miał wielką ochotę odjąć jej z dwieście punktów i uraczyć  miesięcznym szlabanem. Dlaczego musiała mu się podobać ta małolata? Ze starszymi kobietami poszłoby łatwiej.
Na szczęście jego wyznanie całkowicie odebrało jej mowę. Co więcej – tuż na krawędzi maski zauważył mały rumieniec. Dobrze. Peszyła się. Czyli sytuacja nie jest całkowicie przegrana. A przynajmniej miał taką nadzieję.
- Niech pan sobie daruje. - niestety, dziewczyna szybko odzyskała rezon. Wyprostowała się, poprawiła sukienkę i zadarła lekko głowę. Znał tę postawę – przez lata ją obserwował i wiedział, że Panna-Wiem-To-Wszystko zaparła się teraz na coś jak kozioł w kapuście. - Mam dość tych głupich gierek. Już to słyszałam. „Lubię cię, Hermiono” a następnie, że to nic nie znaczy. Manipuluje mną pan, choć nie wiem w jakim celu.
- Nie manipuluję. Po prostu… - zawahał się, przygryzając wargę. Westchnął ciężko i przeczesał odruchowo włosy. Przeklęty Potter i jego zaraźliwy nawyk! - Słuchaj, polubiłem cię przez lato. Naprawdę. Tylko jest mały szkopuł, że ja nie mam prawa nikogo lubić. Nie jestem cudownym miłym facetem, choć takie sprawiam pozory…
-… ciekawe gdzie i kiedy…
- I naprawdę walczę sam ze sobą. Nie chcę cię oszukiwać, a będąc bliżej, będę do tego zmuszony. Lubię cię, do cholery, ale jest to nieodpowiednie. Pomijając kwestie relacji nauczyciel-uczennica, zachodzi tu więcej…
- Byłeś Śmierciożercą, prawda?
- Co?
- Skojarzyłam fakty. Zresztą… Ron w dniu wesela… tuż przed tym, jak… - machnęła na siebie ręką. - Rzucił, że jesteś Śmierciożercą i żebym na ciebie uważała.
- Cóż za ironia.
- Tak czy nie?
- Co: tak czy nie?
- Byłeś?
Zaklął w duchu. W życiorysie Matthew Marcusa nie miało być wątku Śmierciożercy, ale… nie chciał jej oszukiwać. A to by był jakiś most pomiędzy jego obecnym a faktycznym ja.
Spojrzał na nią, jednocześnie żałując, że nie może powiedzieć jej prawdy. Stała przed nim zarumieniona od emocji i wina, wpatrująca się czujnie w jego-niejego twarz. Czekała, pogodzona z każdą z możliwych odpowiedzi. Zastanawiał się, czy tak samo podeszłaby do jego prawdziwej postaci.
- Nie, nie byłem Śmierciożercą. - kłamstwo jak zwykle wypłynęło gładko z jego ust. - A jak sama doskonale wiesz, Weasley dzieli świat na dobrych ludzi i na Śmierciożerców.
- To niestety prawda. Więc na czym stoimy?
- Na podłodze, jeśli mnie wzrok nie myli.
- Pytam o nas. - prychnęła jak wściekła kotka, odsuwając włosy z twarzy. Już miał warknąć, że nie ma żadnych „nas”, ale ona położyła mu palec na ustach. Poczuł mimowolny dreszcz. - Mówiłeś, że chcesz mnie przeprosić. Rozumiem i przyjmuję, szczególnie, że wyjaśniłeś swoje motywy. Teraz tylko pytam o to, co dalej. Gdy mnie wyrzucałeś, uważałeś, że mamy być tylko uczennicą i nauczycielem. Czego chcesz teraz?
Przyjrzał jej się uważnie, zastanawiając się głęboko nad tym pytaniem. Wokół krążyli uczniowie, śmiejąc się i tańcząc w takt muzyki. Był jej nauczycielem. Był szpiegiem. Był Severusem Snape'm. O dwóch z trzech wymienionych rzeczy ona nie wiedziała. Czy może ją skazywać na coś takiego? Nie chodzi o romans – niebezpieczeństwo groziło jej nawet w chwili, gdyby się wyłącznie przyjaźnili. Jest młoda i piekielnie inteligentna. A zarazem jeszcze naiwna i niewinna, co go momentami bawiło. Jednak skoro powiedział: „A” i postanowił ją przeprosić, pora powiedzieć: „B”.
Rozejrzał się wokół i nachylił się w jej kierunku tak, że jego usta znalazły się tuż przy jej uchu. Zauważył jej przyśpieszony oddech. Przymknął oczy.
- Chcę wrócić do tego, co było w wakacje. Szczerze, mam dość rozmawiania tylko z Alem i Minerwą, którzy traktują mnie jak swoje dziecko. Nie chcę się zastanawiać i definiować, czy to tylko znajomość, przyjaźń czy coś więcej. Czas pokaże, dobrze?
W odpowiedzi wyczuł, jak jej ręce oplatają go w pasie a jej pierś przyciska się do jego torsu. Czuł jej cholerne ciepło. Pierwszy raz zauważył, jak bardzo różniła się od Lily. Przytulanki z Evans były zawsze bezpłciowe, przynajmniej z jej strony. Ot – był jej pluszowym misiem. Teraz czuł, jak ciepło Hermiony spływa po nim jak balsam, kojąc nerwy.
- W porządku. - mruknęła, przyciśnięta do jego ramienia. Pogładził ją po głowie i odsunął się.
- Dobra, to może skończymy z tym melodramatem i się nieco zabawimy?

2 komentarze:

  1. Cudowny, cudowny, cudowny! Nie mogę się doczekać momentu, w którym Hermiona dowie się prawdy :D pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń