sobota, 22 kwietnia 2017

Miniaturka i ogłoszenie

Moi Kochani!

Wracam do Was na chwilę z dwoma rzeczami. Pierwsza - stworzyłam miniaturkę z Waszym ulubionym paringiem. Mam nadzieję, że umili Wam ona oczekiwanie na kolejne opowiadanie. Druga rzecz - poszukuję Bety :) Jeśli lubicie prace korektorskie lub znacie kogoś, kto ma doświadczenie w betowaniu opowiadań - piszcie na melisa.snape@gmail.com.

A teraz obiecana miniaturka:


7 kroków

Krok I: Świadomość 

Stał w sali Obrony przed Czarną Magią i przymykał zmęczone oczy. Przed chwilą skończył lekcję z szóstym rokiem, która pozbawiła go jakichkolwiek chęci do życia. Potter jak zwykle popisał się w pełni swoim temperamentem, a jego idiotyczny giermek, Weasley, posłusznie mu przytakiwał. Oddałby wszystko, aby więcej nie oglądać tych imbecyli na swoich lekcjach. Jak na złość nie mógł tego zrobić. Żaden z jego panów nie przyjąłby z radością informacji, że on, Severus Snape, chce rzucić nauczanie i oddalić się od Pottera na drugi koniec świata. 
Parsknął pod nosem, wyobrażając sobie minę Czarnego Pana, gdy go o tym informuje. Nie zabiłby go od razu, o nie! Najpierw byłby w szoku. Później próbowałby pojąć co się stało z jego wiernym sługą. Na koniec, gdy już myślenie stałoby się zbyt upierdliwe, użyłby klątwy o ślicznym zielonym promieniu i zakończył jego problem. 
A Dumbledore? Najpierw by się zapytał, czy przypadkiem nie chce dropsa. Następnie, czy wszystko w porządku. W momencie, gdyby usłyszał, że: „nie, kurwa!”, zacmokałby i uznał, że nie tego się po nim spodziewał. Później nastąpiłaby tyrada na temat zawodu i tego, jak to przyrzekał na Lily, że nigdy się nie złamie. Fakt, że po blisko dwudziestu latach z Lily nie pozostał nawet szkielet, jakoś temu staremu prykowi umknie. Na koniec, gdyby jednak Severus chciał postawić na swoim, przytaknąłby a następnie zorganizował odpowiedni wypadek. I tak Snape zaginąłby bez śladu. 
Jeśli już mógłby wybierać, stanowczo wolał śmierć z rąk Voldemorta niż Dumbledore'a. Przynajmniej byłaby szybsza i nie okryta mitem wyższego celu. 
- Profesorze? - poderwał gwałtownie głowę, odwracając się do Panny-Wiem-To-Wszystko. Choć pseudonim wymyśliła jej Umbridge, jakoś nikt nie potrafił się z nim rozstać. Po prostu za dobrze pasował.
- Czego? - jej twarz nie wyrażała strachu. Jako jedyna się go nigdy nie bała, co zawsze go irytowało. Ale i w jakiś sposób bawiło. Stanowiła wyzwanie, którego nie miał od wielu długich lat.
- Mam pytanie odnośnie inferiusów. - uśmiechnęła się niepewnie, czekając na jego reakcję. Przyglądał jej się przez chwilę, lustrując twarz, po czym westchnął.
- Panno Granger, nie wydaje mi się, abym mógł pani powiedzieć coś, o czym by pani nie wiedziała. - mruknął, krzywiąc się lekko. Jej uśmiech się powiększył.
- Dziękuję, profesorze. Jednak mimo wszystko mam pytanie. Mianowicie… - zaczęła mu dokładnie tłumaczyć, czego z teorii nie potrafiła pojąć, a jego myśli pognały w siną dal. Obserwował jak rumieni się od emocji, jak jej włosy krążą wokół głowy a ręce żywo gestykulują. Miał ochotę się roześmiać. Była taka naiwna. Obchodziły ją jakaś bzdurna teoria, mimo że za murami zamku toczyła się wojna. A może w ten sposób chciała o niej zapomnieć?
- Granger, pohamuj się. - Warknął, starając się ją wyprowadzić z równowagi. - Nie, nie uważam, aby dało się walczyć inferiusami na wodzie. Jeśli to wszystko, to…
-… ale jak znalazłam… 
- Szlaban, panno Granger. - Te proste słowa skutecznie zamknęły jej buzię. Nie zapytała dlaczego. Przerabiali to nie pierwszy raz. Ilekroć przychodziła do niego po lekcji o coś się dopytać, kończyło się zawsze tak samo. Wzruszyła ramionami.
- O dwudziestej?
- Tak. - machnął z niecierpliwością ręką. Gdy wyszła, na nowo przymknął powieki, klnąc na siebie w myślach. W końcu musiał przyznać sam przed sobą, że gdyby mógł, tej konkretnej uczennicy dawałby szlabany za samo oddychanie.
Bo lubił z nią przebywać. 

Krok 2: Walka

Siedział za biurkiem, udając, że sprawdza wypracowania pierwszoroczniaków. Nienawidził tego robić, dlatego aż nazbyt łatwo skupił swój wzrok na czymś innym. Na plecach Granger, która szorowała kociołki. 
Nie widziała go, dlatego mógł bezkarnie wpatrywać się w nią, rejestrując w głowie każdą krzywiznę jej ciała. Prześlizgiwał wzrokiem po szyi, wyjątkowo odsłoniętej, bo dziewczyna spięła kłaki w wysoki koczek, potem zjeżdżał na smukłe plecy, talię, pośladki… Czuł się jak stary zboczeniec, który nie ma nic lepszego do roboty jak ślinienie się na widok nastoletniej uczennicy, ale cóż mógł zrobić? Nie dotykał jej. Nie namawiał do niczego złego. Jedyne czego etyka pracy nie mogła mu zabronić, to patrzenie. 
Dlatego to robił. 
Na chwilę się wyprostowała, odgarniając pot z czoła a następnie rozmasowując sobie kark. Szlaban trwał już czwartą godzinę, ale mimo tego nie protestowała. Od zawsze tak było – nawet jeśli bezpodstawnie otrzymywała karę, przychodziła ją odpracować bez zająknięcia się. Traktowała to jak wyzwanie i to w niej podziwiał. Dzięki temu też te szlabany były znośne. Potter lub Weasley stękaliby, kłócili się, marudzili jak małe dzieci, krytykując samą ideę pracy. Ona jako jedyna pojmowała, że szlaban tak naprawdę jest dla niej – aby przemyślała swoje zachowanie, nauczyła się pokory i nie bała się żadnej pracy. 
Po dwudziestu minutach skończyła, odkładając na bok ryżową szczotę i odsyłając do magazynu czyste kociołki. Bez słowa odwróciła się w jego kierunku. Była zaczerwieniona, włosy jej się nieco rozwiały a oddech lekko przyśpieszył. Zmęczenie odznaczało się na jej twarzy w formie worków pod oczami i półprzymkniętych powiek. 
- Podejdź tu.
Wykonała polecenie. Pochyliła lekko głowę, nie patrząc na niego. Poczuł jednocześnie ukucie żalu i podniecenia. „Jednak jesteś chorym zboczeńcem, Snape” - warknął na siebie w myślach. Walczył z chęcią dotknięcia jej, chociażby po to, aby pogładzić ją po głowie. 
- Ręce.
Wyciągnęła dłonie w jego kierunku. Czerwone, spracowane, z widocznymi rankami. Dziś czyściła kociołki po truciznach – większość z nich była niewypałem, dzięki czemu jedynie wżerały się w skórę. 
Mimo to, poczuł się głupio. Jednym machnięciem różdżki przywołał z magazynku buteleczkę z esencją dyptamu. Odkorkował fiolkę, chwycił jej dłonie i polał kilkoma kroplami wywaru. Palcami roztarł dyptam po skórze, tak, aby był w stanie zaleczyć wszystkie ranki. Hermiona uniosła zdumiona głowę. Zmęczenie gdzieś zniknęło – jej oczy były wielkie jak galeony i wpatrywały się w niego z niemym pytaniem. 
- Idź już. - puścił ją i odwrócił się plecami. Poczuł jej ruch – możliwe, że chciała podejść bliżej niego, ale ostatecznie zrezygnowała i wyszła. Trzaśnięcie drzwi zakończyły jego męki na dziś.
Merlinie, co ma zrobić?!

Krok 3: Decyzja

Noga za nogą. Krok za krokiem. Nawet, jeśli to ponad siły, trzeba dotrzeć do tego pieprzonego zamku. Zdać raport. Żyć, póki jest się potrzebnym. 
Żyć. 
Severus dawno nie miał tak wielkich problemów, aby dotrzeć do zamku. Wszystko dzięki temu, że Czarny Pan postanowił się dziś zabawić i wszystkich ukarać bez większego powodu. Chociaż nie, błąd, powód był jeden i ten sam - „Dlaczego jeszcze nie dorwaliśmy Pottera?!”
Mężczyzna, mimo bólu całego ciała, prychnął. Zastanawiał się, dlaczego Voldemort nie widzi tak prostej rzeczy jak to, że zwyczajnie nie może pokonać Pottera. Nie mógł, kiedy ten miał zaledwie rok. Nie mógł, kiedy miał jedenaście, czternaście i piętnaście lat. Ale co tam! Dalej będzie próbował. 
Severus nie raz sugerował mu, żeby odpuścił. Że to tylko przyniesie mu zgubę. Zazwyczaj tego typu sugestie kończyły się serią tortur, podczas których Czarny Pan z obłędem w oczach tłumaczył mu swoją obsesję. 
W końcu dotarł do zamku. Stuknął w drzwi wejściowe, które uchyliły się z głośnym zgrzytem i wszedł do środka. Zamierzał iść prosto do dyrektora, ale w tym momencie nogi odmówiły mu posłuszeństwa. 
- Robię się na to za stary. - mruknął, próbując się pozbierać z podłogi. Jedyne, co udało mu się osiągnąć, to siedzenie. O wstawaniu nie było teraz mowy – mięśnie nóg były zbyt spięte, aby wykonywać polecenia.
- Lumos! - światło z czyjejś różdżki oślepiło go. Automatycznie przymknął oczy i już miał warknąć, kiedy dojrzał Granger.
- Co tu robisz? - wspaniale, obiekt jego zboczonych fantazji, widział go w najgorszym możliwym położeniu. Dziewczyna zmarszczyła brwi. Rzuciła okiem na maskę, potem na niego i poskładała całość do kupy. Bez słowa podeszła do niego i ukucnęła.
- Niech pan się nie rusza.
- Bardzo śmieszne, Granger.
- I nic nie mówi. - uśmiechnęła się i skinęła różdżką. Po chwili przyleciało kilka fiolek. Chwyciła je w rękę i przyjrzała się etykietkom. W końcu wybrała jedną z nich i podała mu bez słowa.
- Niech pan wypije. Dokładnie trzy łyki. - nawet nie sprawdził, co mu wręczyła. Bez słowa odkorkował fiolkę i odmierzył trzy łyki. Poczuł, jak po całym ciele rozchodzi się przyjemne ciepło, które rozkurczało mięśnie. Zdumiony wziął głęboki oddech, dopiero teraz czując, że się podduszał. Dziewczyna wpatrywała się w niego z zadowoleniem, po czym podała mu drugą fiolkę.
- Jeden łyk. - mruknęła. Również wykonał polecenie. Może dlatego, że w jej głosie nie było wahania. Ewidentnie wiedziała co robi. Dlatego mógł jej zaufać.
Wypił i odstawił fiolkę. Ta z kolei przyniosła dziwne uczucie naciągania strun. Czuł, jak w poszczególnych częściach ciała „coś wraca na miejsce” i przestaje odczuwać ból. Zmarszczył brwi, próbując skojarzyć działanie z nazwą eliksirów. 
- Niech się pan nie trudzi. Sama je stworzyłam. - uśmiechnęła się a jego zmroziło. - Są bezpieczne, nie raz testowałam je na sobie, Ronie i Harrym. Tak często wpadamy w różne okropieństwa, że uznałam, że dobrze mieć sprawdzone eliksiry uzdrawiające, które nie będą znane Śmierciożercom.
- Właśnie je pokazałaś Śmierciożercy. - odwrócił wzrok, czując nagłe zażenowanie. Ku swojemu zdumieniu, roześmiała się.
- To prawda. Ale mam wrażenie, że nie byłoby panu na rękę, gdyby Voldemort się o nich dowiedział.
- Niby dlaczego?
- Bo on nie myśli logicznie. Nie chciałby ich wykorzystać do obrony swoich zwolenników. Raczej uznałby je za niebezpieczne, bo jego kary nie odnosiłyby już takiego skutku, prawda? - nie wiedział, skąd miała taką wiedzę, ale skinął głową. Wstała z kucek i podała mu rękę, by pomóc mu wstać. Miał ochotę ją odtrącić, ale tyle dla niego dziś zrobiła, że należał jej się miły gest z jego strony.
Gdy oboje stali na nogach, otrzepał szatę, schował maskę Śmierciożercy za pazuchę i spojrzał na Granger, dopiero teraz zauważając jej strój. Była w piżamie, z narzuconą jedynie peleryną. 
- Co ty tutaj właściwie robisz? - warknął. W końcu nie przesadzajmy z tym byciem miłym, prawda?
- Widziałam jak pan idzie i miałam dziwne wrażenie, że nie wszystko jest w porządku.
- Niby skąd?
- Samo to, że poruszał się pan w żółwim tempie…
- Granger!
- ...i zdążyłam tutaj przed panem, było dostatecznym powodem, aby się zaniepokoić. Pomyślałam, że być może będzie pan potrzebował pomocy. Ryzykowałam jedynie odjęciem punktów i szlabanem. Biorąc pod uwagę, że mogłam panu uratować życie, takie ryzyko było naprawdę nic nie znaczące.
- Dlaczego?
Zamrugała oczami. 
- Co: dlaczego?
- Dlaczego to robisz? Nikt nigdy nie zwracał na to uwagi. Nie boisz się mnie, nie trzęsiesz się przed szlabanem u mnie. Dlaczego?
Przygryzła delikatnie wargę, ale nie odwróciła wzroku.
- Szanuję pana i to, co pan robi dla Zakonu Feniksa. Nikt się tak nie naraża jak pan. Wierzę Dumbledore’owi, do tego przez lata  mogłam się przekonać, że jest pan naprawdę inteligentnym człowiekiem.
Przestał myśleć. Chwycił ją za rękę i pociągnął za sobą. Robił długie kroki, zmuszając ją do biegu. Nie szedł w stronę lochów – wspinał się na siódme piętro. Jednak zamiast skręcić do korytarza prowadzącego do Wieży Gryffindoru, skierował się w inny. W końcu stanęli przed pustą ścianą. Nie wiedział, czego sobie życzyć. Miał mętlik w głowie. Dziewczyna delikatnie wyciągnęła swoją rękę z jego uścisku i sama przeszła trzy razy wokół ściany. Po trzecim nawrocie ukazały się drzwi. Otworzył je i wszedł do środka, widząc coś na kształt salono-sypialni. Obok biurka, łudząco podobnego do jego, stała kanapa a nieco dalej – łóżko. Odwrócił się do Hermiony. Jej oczy pałały dziwną determinacją. Przepadł. 
Wyciągnął rękę do jej twarzy a ona się w nią wtuliła. Po chwili wpił się w jej usta, odrzucając na bok resztki rozsądku. Nie odtrąciła go. Oddawała każdą pieszczotę, zaprzedając duszę diabłu.
Gdy wylądowali nadzy na łóżku, spojrzał na jej twarz. Czuł się jak w dziwacznym śnie i bał się, cholernie się bał, przebudzenia. Ale to nie był sen. Czuł jej ręce błądzące po jego brzuchu. Czuł przyśpieszony oddech. 
- Severusie…
Przymknął oczy i przekroczył kolejną granicę. Syknęła. Wstrzymał oddech, rozumiejąc co się stało. I że nie tylko on walczył tak długo ze sobą. 
Ruszał się bardzo powoli, delektując się nie tylko doznaniami, ale i odkrytą prawdą. Zerknął na dziewczynę i zobaczył w jej oczach łzy. Otarł jedną z nich kciukiem a następnie przytulił ją do siebie, nie przerywając ruchu bioder. Chciał jej pokazać wszystko, co w nim tkwiło, nagrodzić za obnażenie się i sprawić, by i ona zrozumiała. 
Szczyt nadszedł zbyt szybko. Całując jej usta, czuł, jak powoli nie ma odwrotu. W końcu doszedł, czując, jak i ona się na nim delikatnie zaciska. Pogładził jej spocone czoło i pocałował. 
- Jesteś moja. - mruknął do jej ucha i zasnął.

Krok 4: Przykrywka

- Ron! - obserwował jak wpadła do Skrzydła Szpitalnego, w którym leżał nieprzytomny Weasley. Panna Brown na jej widok pozieleniała i zaczęły się kłócić.
Obserwował to wszystko z boku, uśmiechając się lekko, przypominając sobie rozmowę sprzed kilku miesięcy. 

To było dwa dni po nocy w Pokoju Życzeń. Podczas lekcji przydzielił jej kolejny szlaban tylko po to, aby do niego przyszła. Musiał z nią porozmawiać. Te dwa dni spędził głównie na opracowywaniu planu, który pozwoli im być ze sobą najdłużej, jak się tylko da. 
- Musisz udawać zadurzoną w Weasleyu. Inaczej oboje zginiemy. - mruknął, zamiast przywitania, gdy weszła do jego gabinetu. Skinęła głową.
- Domyśliłam się, że to zaproponujesz. - bez zaproszenia usiadła na krześle po drugiej stronie biurka.
- Nie miałaś myśli, że wzywam cię tylko po to, by uznać, że to błąd?
Spojrzała na niego rozbawiona. 
- Jak już mówiłam, ufam ci. Poza tym mam wrażenie, że raczej byś nie marnował swojego cennego czasu na kolejny szlaban dla mnie, tylko wezwałbyś mnie po lekcji. Byłoby to bezpieczniejsze dla ciebie, nie miałabym czasu ci odpyskować.
Skinął głową, przyznając jej rację. 
- Czyli mam udawać zakochaną w Ronie? A co, jeśli i on zacznie się do mnie kleić?
- Póki co, raczej ci to nie grozi. Razem z panną Brown udają dementorów, wysysających sobie nawzajem dusze. - skrzywił się. - Z kim idziesz na bal Ślimaka?
- Wiesz o nim?
- Oczywiście. Slughorn zawsze mnie cenił ze względu na talent do eliksirów, więc i mnie zaprosił. - mruknął. Hermiona zasępiła się.
- Nie mam za bardzo pomysłu z kim iść. - wzruszyła ramionami.
- A Pottter?
- Harry? Odpada. - skrzywiła się. - Nie lubię być uznawana za jego maskotkę. To trochę męczące. Już wiem!
- Tak?
- Pójdę z McLaggenem. - Severus poczuł złość. Znał tego osiłka i jego podejście do kobiet. - Cormac już raz się do mnie przystawiał, więc można go wykorzystać. Ron pewnie uzna, że próbuję w nim wzbudzić zazdrość.
- Przecież Weasley nie idzie na bal?
- Harry mu wszystko przekaże. - uśmiechnęła się zawadiacko i przesiadła na jego kolana. Reszty wieczoru wolał teraz nie wspominać.

Za to pamiętał jak na Balu był ciągle wkurzony. McLaggen wyraźnie ubzdurał sobie, że Hermiona coś do niego czuje, mimo że dziewczyna przed nim ciągle uciekała. W pewnym momencie chciał zainterweniować, ale właśnie Filch przytargał Dracona. Na McLaggenie odegrał się na najbliższych zajęciach, przydzielając mu miesięczny szlaban. 

Teraz stał w Skrzydle Szpitalnym obok Dumbledore’a, Slughorna, McGonagall i Weasleyów, czując dumę ze swojej dziewczyny. Odgrywała rolę pierwszorzędnie. Gdyby nie znał prawdy, naciąłby się na to, że jednak coś czuje do Ronalda. Ufał jej jednak na tyle, aby wierzyć, że wykonuje jedynie jego polecenia. Wierzył, że dzięki temu oboje będą mogli spokojnie żyć. Przynajmniej do czasu, gdy wypełni obietnicę daną dyrektorowi i oficjalnie zostanie zdrajcą Zakonu. Wahał się, czy jej o tym nie powiedzieć.  Bał się reakcji. Było im dobrze i nie chciał tego zakłócać zdradzeniem faktu, iż ta cała sielanka potrwa najdalej do czerwca. Dumbledorowi nie pozostało więcej czasu – przed wakacjami umrze od klątwy i jedyne co mógł zrobić, to zabić go wcześniej. 

Krok 5: Zdrada

To dziś. Gdy Dumbledore wysłał mu patronusa z informacją, że z Potterem udają się na wyprawę po horkruksa, czuł, że to właśnie dziś nastąpi TEN DZIEŃ. W chwili, gdy to sobie uświadomił, poczuł nagłą chęć wyznania prawdy Hermionie. Jego wcześniejsze podejście: „Niewiedza jest błogosławieństwem” szlag trafił. Z jednej strony wiedział, że ta nieświadomość uratuje jej życie. Z drugiej… złamie jej serce. Ufała mu, kochała go. Powtarzała to za każdym razem, gdy przychodziła na szlaban. Zasługiwała na prawdę. Ale czy ta prawda faktycznie byłaby dla niej dobra? Naraziłby ją tylko na większe niebezpieczeństwo, nie mogąc jej w żaden sposób chronić.
Tak jest lepiej.
Ledwo podjął decyzję, a do gabinetu wpadł Flitwick. 
- Śmierciożercy w zamku! - zapiszczał. Severus przeklął w myślach siebie, Dumbledore’a i Czarnego Pana, po czym wyjął różdżkę. Gdy malutki czarodziej upadł na podłogę, do gabinetu wpadła Granger z Lovegood. Hermiona była przerażona.
- Panie profesorze, w zamku są Śmierciożercy! - wydusiła, omiatając spojrzeniem gabinet. Dostrzegła Flitwicka.
- Zemdlał. Zajmijcie się nim. - warknął i wybiegł.
Na korytarzach toczyła się walka. Nie wiedział dlaczego oprócz członków Zakonu są tam również uczniowie, ale miał to w nosie. Zobaczył Bellę biegnącą w kierunku Wieży Astronomicznej, więc i on tam pognał. Gdy dotarł na szczyt, wystarczył jeden rzut oka, aby zrozumieć. Wiedział, że Potter jest ukryty pod peleryną-niewidką – na wieży stały dwie miotły, a i wcześniejszy komunikat dyrektora wyraźnie podkreślał, że wyruszył razem z chłopakiem. 
- ZRÓB TO, DRACO! - Bella była żądna krwi.
- Nie da rady, stchórzył. - Yaxley był zniesmaczony. Nagle usłyszał to, czego łudził się nigdy nie dożyć.
- Severusie, proszę… - Dumbledore wpatrywał się w niego bladymi oczami. Chwilowa penetracja umysłu i już wiedział. To ten moment.
- Avada Kedavra! - Nienawidził siebie w tym momencie tak bardzo, że miał ochotę rzucić się z tej wieży zaraz za Dumbledorem. Nie wiedział jak, ale razem z innymi zbiegł ze szczytu Wieży. Biegł korytarzami, eskortując Dracona. Widział, jak Hermiona walczy. Serce mu pękło.
- JUŻ KONIEC! WRACAMY! - ryknął, odciągając Śmierciożercę od niej. Tyle mógł zrobić.
Byli już na błoniach, gdy usłyszał za sobą krzyki. Potter. Nie. Tylko nie on! 
- Idźcie, zaraz was dogonię. - warknął do pozostałych. Zablokował zaklęcia.
- I znowu blok, i znowu, Potter. Naucz się wreszcie zamykać swój umysł i nie zdradzać wszystkiego co masz w tej durnej łepetynie!
Potter w tym momencie rzucił w niego Sectumsemprą. Krew się w nim zagotowała.
- Jak śmiesz rzucać we mnie moje własne zaklęcia, Potter?! - ryknął, przytykając mu różdżkę do gardła - Tak, to ja jestem Księciem Półkrwi! A ty zachowujesz się jak swój tchórzliwy ojciec, wykorzystując moje zaklęcia przeciwko mnie!
- Sam jesteś tchórzem Snape. No dalej, zabij mnie, po co to ciągnąć?! - chłopak był wściekły.
- Nigdy nie nazywaj mnie tchórzem, Potter. - miał ochotę go przekląć, wylewając z siebie cały ból. Ale odpuścił. W końcu po to było to wszystko, by chłopak przeżył. A raczej dożył odpowiedniego momentu.
Wstał i pobiegł do bramy. Za granicą szkoły teleportował się do Dworu Malfoyów. Gdy zdał pełny raport, przeniósł się na Spinner’s End i upił do nieprzytomności. Zabił Dumbledore’a. I zabił związek z Hermioną. Dlaczego miałby siebie nie zabić?

Krok 6: Ból

Nie miał pojęcia dlaczego, ale czuł potrzebę pojawienia się na Grimmauld Place 12. Miał dziwne przeczucie, że prędzej czy później i ona się tutaj pojawi. Musi sprawdzić, czy zabezpieczenia działają i czy nic jej nie grozi. 
Gdy przeszedł przez zabezpieczenia Moody’ego, skierował się na piętro. Metodycznie sprawdzał każde pomieszczenie, rzucając dodatkowe zaklęcia ochronne. Na końcu dotarł do sypialni Blacka. Skrzywił się na widok krzyczących barw Gryffindoru i na biurku dostrzegł list. Podszedł bliżej i aż go zatkało, gdy uświadomił sobie, czyje to pismo.
Lily. 
Czytał peany na cześć Harry’ego i martwienie się o Petera. Do listu było dołączone zdjęcie. Lily i James wpatrywali się roześmiani w berbecia latającego na miotełce. Czuł, jak coś w nim pęka.
Nagle cała fascynacja, jaką darzył Lily, chora szczenięca miłość, przerodziła się w nienawiść.
- Kretynko, to wszystko przez ciebie! Po co dałaś się zabić?! Dlaczego zgodziłaś się, aby to Peter był Strażnikiem Tajemnicy?! Przecież nigdy go nie lubiłaś! - wrzeszczał, nie panując nad sobą. - Pierdolony Dumbledore i jego chore pomysły! Doskonale wiedział, kto jest zdrajcą i pozwolił na to wszystko! I ja, przez wasze błędy, muszę pokutować całe życie! PIEPRZ SIĘ LILY POTTER! - rozdarł fotografię. W pierwszym odruchu chciał porwać na strzępki podobiznę Lily, ale jednak się powstrzymał. Nie mógł tego zrobić. Mimo wszystko, była dla niego ważna.
I gdyby nie ona, nie poznałby Hermiony. 
Znów leczył złamane serce, ale wiedział, że tym razem nie pozwoli ukochanej zginąć. Sam się poświęci, jeśli będzie to potrzebne, ale ochroni ją.
Musi. 

Krok 7: Śmierć

To śmieszne, że możemy mieć kontrolę nad wszystkim. Być wielkimi, mądrymi ludźmi. Nieocenionymi szpiegami. Mistrzami w wielu dziedzinach. A potem zginąć w najgłupszy możliwy sposób. 
Leżał, czując rozchodzący się po ciele jad. Z raną by sobie jeszcze poradził, gdyby tylko miał siłę podnieść różdżkę. Ale jad… nie miał przy sobie eliksirów. Nie miał odtrutek. Jak idiota, zapomniał je zabrać. I cała nauka Moody’ego, aby stale być czujnym, poszła w las. 
Nagle drzwi do Chaty się otworzyły i do środka wpadła Święta Trójca. Severus patrzył przerażony na Pottera i Weasleya, unikając zerknięcia na Hermionę. Cały rok im pomagał, chroniąc, by nie umarli. Ale jakie to ma teraz znaczenie? Sam umiera. 
- Weź to… - wycharczał w stronę Pottera, uwalniając nitki myśli. To jego ostatnie zadanie do wykonania. Ostatnie polecenia Dumbledore’a. Chłopak musi się dowiedzieć prawdy i uwierzyć, że wszystko co robił, robił dla Lily. Inaczej nie podejmie się swojej misji.
Hermiona, kryjąc łzy, wyczarowała fiolki i podała je Potterowi. Ten zebrał wspomnienia. Zaczął mu się zamazywać obraz. Chciał ostatni raz spojrzeć na Hermionę. 
- Spójrz na mnie! - wydusił. Obydwoje – Potter i Hermiona spojrzeli z przerażeniem. Brązowe, wielkie oczy, patrzyły na niego z taką samą miłością co kiedyś.
Wybaczyła mu. Wierzyła. 

I to mu wystarczy. 

sobota, 15 kwietnia 2017

Życzenia

Kochani!

Życzę wszystkim wesołych, zdrowych i pogodnych Świąt Wielkanocnych. 
Spędźcie je w ulubiony sposób ze swoją rodziną.
Twórcom dodatkowo życzę weny a czytelnikom - odnajdywania jak najciekawszych fan ficków.

Ściskam Was wszystkich serdecznie!

Melisa

poniedziałek, 13 marca 2017

Podziękowania

Kochani!

Kiedy 21 stycznia tego roku publikowałam pierwszą notkę - bałam się. Czego? Że opowiadanie nikomu się nie spodoba i moja twórczość powróci do szuflady. Mimo iż to jest "tylko" fan fiction, Wasze komentarze i ciepłe słowa dodały mi skrzydeł. 

Dlatego bardzo dziękuję wszystkim komentującym - tym "doraźnym", jak i wiernym czytelniczkom, które były tutaj przez dłuższy czas. 
Szczególnie dziękuję (kolejność przypadkowa!):

PaniSnape - za wytrwałe komentowanie większości rozdziałów. Ty jako pierwsza dodałaś mi skrzydeł do dalszej twórczości. Wybacz wszystkie zawały serca, jakie Ci zafundowałam :)
iGraGitarze - za merytoryczne uwagi i zdrowy krytycyzm. Z pewnością wezmę pod uwagę Twoje komentarze i przy następnym opowiadaniu przyłożę się bardziej do szczegółów. 
Evangeline 99 - za bycie pierwszą komentującą tego bloga. To był dla mnie sygnał, że jednak ktoś tu zagląda!
Samarze Solveig - za rozpromowanie tego bloga na Facebooku. Dzięki temu miałam okazję dotrzeć do ponad  6 tys. osób, co jest dla mnie niesamowitym wynikiem! 
ABC, Darietcie :[, Czarnej Pani 666, Headache, Oli Słapek, Tutti, Rosisi7, Hannie Wnuk i całej rzeszy Anonimków - za to, że każda z Was dawała mi tak pozytywną recenzję, że aż robiło mi się ciepło na serduchu. To bardzo ważne, wiedzieć, że komuś się nasza twórczość podoba. I co najważniejsze - nie były to czcze "ochy" i "achy", lecz rzetelne oceny, które pokazywały mi, że na ten blog trafiają świadomi Czytelnicy i to przez wielkie "C". 

Bardzo Wam wszystkim dziękuję za zaglądanie tutaj, wypowiadanie się i dopingowanie. Za miłe słowa i cenne uwagi, które pozwolą mi na polepszenie warsztatu pisarskiego. W końcu człowiek całe życie się uczy, prawda?

Na koniec kilka ogłoszeń:

  1. Jak już wspominałam w komentarzach - będzie kolejne opowiadanie, jednak zupełnie inne niż "Prawdziwa twarz". Oczywiście w klimacie Sevmione, ale w całkowicie odmiennej wersji. Kiedy się pojawi? Trudno przewidzieć - aktualnie jestem w połowie planowanej akcji i wszystko zależy od tego, ile będę miała czasu na pisanie. A tu niestety wkracza realne życie, w którym posiadam sporo obowiązków. Ale skoro dałam radę z "Prawdziwą twarzą",  to i kolejne ukończę :) Nie będę tego przyśpieszać na siłę ze względu na to, że chciałabym uniknąć takich błędów jak przy aktualnym opowiadaniu - dopiero po publikacji wyłapywałam niektóre literówki czy błędy stylistyczne. 
  2. A skoro o tym mowa - "Prawdziwa twarz" z całą pewnością będzie przeze mnie poprawiana, by wyeliminować wszelkie babole, które się wkradły. To jednak będzie się działo w chwilach, gdy będę miała chwilę, by nad tym przysiąść. 
  3. W razie pytań, problemów, pozdrowień, skarg, zażaleń - piszcie na moją sowę. Tak jak starałam się odpowiadać na każdy komentarz, tak i postaram się odpisać na każdego maila, jaki do mnie przyjdzie. 

Wszelkie informacje na temat nowego opowiadania będę publikowała na tym blogu.

Jeszcze raz bardzo wszystkim dziękuję i... do napisania! :)

Melisa Snape