niedziela, 5 lutego 2017

Rozdział IX.1

Po godzinie postanowił wejść do łazienki i sprawdzić, co się dzieje. Rozumiał, że chciała doprowadzić się do porządku, ale to już była lekka przesada. Nie bacząc na to, że ona prawdopodobnie będzie naga, wparował do łazienki i momentalnie zaklął, brodząc po kostki w wodzie. Trzy kroki wystarczyły, by dotrzeć do wanny, z której przelewał się wrzątek. Hermiona siedziała oparta o brzeg i spała. Jej skóra była całkowicie czerwona.
- Idiotko, jakbyś mało miała obrażeń, to jeszcze musisz sobie oparzenia serwować! - warknął i wyszarpał dziewczynę z wanny. Trzymając ją na rękach, zaniósł ją z powrotem do  sypialni i owinął pierwszym lepszym kocem. Wrócił do łazienki, zakręcił kurek i osuszył pomieszczenie jednym skinieniem różdżki. Następnie udał się do magazynu, skąd wyjął kilka fiolek oraz słoiczek i wrócił do sypialni.
- Granger, obudź się. - warknął, potrząsając ją za ramię. Zero reakcji. Potrząsnął nią mocniej. W momencie, gdy zaczął rozważać wylanie jej na głowę kubła zimnej wody, obudziła się.
- Przepraszam….zasnęłam…
- Widzę. Jednak wygodniej by ci było w łóżku niż w wannie. Nie mówiąc o tym, że Minerwa będzie musiała zapłacić horrendalnie wysoki rachunek za tą całą wylaną przez ciebie wodę. - mruknął. Dziewczyna tylko lekko się uśmiechnęła i usiadła.
- Co to? - wskazała na trzymane w jego ręku fiolki i słoik.
- Eliksiry. Przeciwbólowy, regenerujący, esencja dyptamu i inne tego typu rzeczy. A to – pomachał jej przed twarzą słoikiem – maść, która pomoże ci pozbyć się siniaków i opuchlizny. Dziewczyna wpatrywała się tępo w podane opakowania. Zgrzytnął zębami. Może jednak lepiej było zabić od razu Weasleya, niż teraz się męczyć z depresją Granger. Siedziałby sobie wygodnie w Azkabanie a nie zżymał się z bezsilności. Policzył do dziesięciu. Pamiętaj, Matt, masz być mniej sobą.
- Wiesz, to nie działa od samego wpatrywania się. Znacznie skuteczniejsze jest po użyciu. - spróbował się uśmiechnąć. Zero reakcji z jej strony. Poirytowany wyjął jej słoiczek z rąk i odkręcił wieczko. Nabrał nieco maści i drugą ręką stanowczo podniósł jej głowę do góry. Jej oczy były puste – zupełnie inne niż jeszcze dwanaście godzin temu, gdy razem tańczyli. Wtedy były pełne blasku wymieszanego z całą gamą emocji. Radość, zawstydzenie, złość – wszystko co czuła, było widoczne w jej oczach.
Bardzo powoli zbliżył rękę do jej twarzy i zaczął wsmarowywać maść. Nawet się nie skrzywiła. Biernie mu się poddawała. Z ulgą widział, jak opuchlizna się cofa a siniaki stopniowo wchłaniają. Przy pomocy dyptamu usunął zadrapania i rany. Gdy skończył z twarzą, odruchowo chciał przejść niżej, ale się powstrzymał.
- Śmiało. - mruknęła.
- Lepiej sama się tym zajmij. - odwrócił głowę nieco zażenowany i położył maść obok niej. Usłyszał tylko prychnięcie.
- Wysmarowałeś mi już twarz i nic nie powiedziałam. - wzruszyła ramionami.
- Twarz to nie dekolt.
- Doprawdy? Dzięki za uświadomienie!
Spojrzał na nią. Jej oczy nadal były całkowicie obojętne. Wziął słoiczek i wsmarował specyfik również w jej szyję i dekolt. Każdy ślad, który zauważał, wzmagał jego furię. Szczególnie, kiedy przeszedł na uda. Obite twarze widział nie raz. Ba, często sam wracał w podobnym do niej stanie. Ślady na rękach też mógł jakoś przeboleć. Ale sińce na udach tak młodej dziewczyny sprawiły, że zaklął pod nosem. Jednocześnie poczuł, jak Hermiona zaczyna delikatnie drżeć.
- Zaraz skończę. - mruknął, skupiając się na każdym siniaku i zaczerwienieniu. Gdy ostatni ślad został posmarowany, spojrzał do góry. Dziewczyna milczała, ale twarz miała całą mokrą od łez. Trzęsła się jak osika. Wstał, usiadł koło niej i przygarnął mocno do siebie. Jej płacz wzmógł się a po kilku minutach doszedł przeciągły szloch.
- Już maleńka… nikt cię więcej nie skrzywdzi… już…
- D-d-d-dlacz-e-e-e-g-g-o o-o-on t-t-t-to zrob-i-i-i-ł? J-j-ja… n-n-nie…P-p-p-przepr-a-a-a-sz-a-a-a-m… w-w-w-wiem, ż-e-e-e miał-ł-ł-am na c-c-ciebie p-p-po-poczekać… a-a-ale… był-ł-ło...t-t-t-tak ł-ł-ładnie… t-t-to m-m-moja w-w-w-wina-a-a-a!
- Nie gadaj głupot. – warknął ostro i odsunął ją od siebie na długość ramienia. Spojrzał wprost w jej zapłakane oczy. Merlinie, zrobiłby teraz wszystko, aby przestała być taka nieszczęśliwa. - To nie jest twoja wina. Ronald się upił i stracił nad sobą kontrolę. Nie mogłaś przewidzieć, że cię znowu zaczepi, a co dopiero, że stanie się coś...takiego…
Gryfonka tylko czknęła, dalej się trzęsąc. Przytulił ją z powrotem i zaczął głaskać po głowie.
- Ty głupia dziewczyno, nigdy nie daj sobie wmówić, że jesteś czemuś takiemu winna. Nie poczekałaś na mnie w umówionym miejscu. To jest fakt. Ale miałaś pełne prawo się oddalić. Szczególnie, że nie uciekłaś w Pireneje, tylko pozostałaś w granicach Nory. To. Był. Przypadek. Nie zawiniłaś. W niczym. Rozumiesz?
Powoli pokiwała głową i zaczęła się stopniowo uspokajać. Różdżką przywołał kolejny eliksir i przytknął jej do ust.
- Eliksir Bezsennego Snu. Wypij. Zobaczysz, że jak się później obudzisz, to wszystko będzie wyglądało lepiej. Zaufaj mi. Proszę. - dziewczyna w odpowiedzi jedynie posłusznie wypiła eliksir i po chwili zasnęła, wtulona w jego ramię.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz