sobota, 11 lutego 2017

Rozdział X.3

Reszta dnia spłynęła na pracy. Minerwa zawitała do jego sali gdzieś koło pierwszej, przynosząc pilne zlecenia na Wielosokowy, Amortencję i Veritaserum. Pracowali w ciszy, co Marcus przywitał z wyjątkową radością. Nie miał ochoty na rozmowę. Jej słowa go zabolały. Merlinie, gdyby wiedziała! Śmiać mu się chciało z ironii sytuacji, a z drugiej strony czuł żal. Po raz kolejny sprawdzała się stara prawda, że kobiety lecą jedynie na ładne buźki. Kiedy na początku współpracy usłyszał od niej, że go szanuje i wierzy, że jest niewinny, czuł się jakby ktoś na niego wylał balsam. Mimo iż nie znała prawdy, wierzyła w niego. Był głupcem, sądząc, że szacunek do nauczyciela wiązał się z jakąś głębszą sympatią do jego osoby.

Przez te tygodnie zbliżył się do niej jak do żadnej dziewczyny. Ostatni raz tak zaufał Lily, zanim jeszcze trafili do Hogwartu. Dawno nie czuł się tak swobodnie w czyimś towarzystwie. Aż bańka pękła. Ona lubiła aparycję Matta, swoją drogą wziętą od jakiegoś mugola, a nie jego.

Kiedy skończyli pracę, Hermiona weszła bez słowa do jego gabinetu a później sypialni. Obserwował, jak zbiera swoje rzeczy i układa je w schludny stos.

- Rozumiem, że wracasz do Nory? - mruknął. Dziewczyna wyprostowała się i przekrzywiła głowę jak sowa.
- Szczerze mówiąc, chciałam zapytać, czy mogę tu zostać jeszcze kilka dni, ale skoro moja obecność ci przeszkadza, to faktycznie, wrócę do Nory.

Zamrugał oczami. Chciała zostać? Mimo że ją odtrącił?

- I gdzie byś tu spała, co?
- Twoje łóżko jest dość wygodne.
- Ale rozmawialiśmy…
- Do tej pory nie miałeś problemu ze spaniem ze mną w jednym łóżku i do niczego niestosownego nie dochodziło, prawda? Kilka dni, proszę. Inaczej będę musiała biegać z dormitorium do lochów a to średnio wygodne. - uśmiechnęła się i bezczelnie rozsiadła na jego łóżku.
- Niech ci będzie. Tylko nie myśl, że to coś znaczy.
- Wiem, że nie. Poza tym, zapomniałam ci podziękować za opiekę w trakcie wesela i to, że przyszedłeś mi z pomocą. Naprawdę jestem wdzięczna.
- Nie ma za co. - burknął, odwracając się w kierunku szafy. Zdjął swoją roboczą szatę i wciągnął na siebie mugolskie ubranie. - Głodna?
- Tak.
- To ogarnij się i pójdziemy gdzieś.
- Że co?

Roześmiał się.

- Nie ma sensu niepokoić skrzaty. Poza tym, szczerze mówiąc, mam dość siedzenia w lochach. A i tobie przyda się przewietrzenie – nie wychodziłaś stąd o prawie trzech dni. Lubisz chińszczyznę?
- Uwielbiam!
- W takim razie za pięć minut bądź gotowa. - uśmiechnął się na widok jej radości. Odprowadził ją wzrokiem do łazienki, po czym zwyzywał się od idiotów. To wyglądało jak randka, a dopiero co kilka godzin wcześniej powiedział jej wprost, że ma sobie romantyczne bzdury wybić z głowy. On przy okazji też. Z drugiej strony, mimo iż bardzo lubił rodzimą kuchnię, miał dość już skrzaciej wersji gotowania.

Po chwili Gryfonka wyszła z łazienki, ubrana w jakąś letnią sukienkę. Włosy rozpuściła i czymś wygładziła, bo nie przypominały standardowej szopy. Aż się zachłysnął na jej widok.

- Idziemy? - uśmiechnęła się promiennie a on przeklął samego siebie w myślach. „Ona leci na Matta, nie na ciebie, stary zboczeńcu!” zrugał się. Pomogło.
- Tak. - wyprowadził ją z sypialni a następnie przy pomocy kominka przenieśli się do Trzech Mioteł.
- To co zawsze Matt? O, panna Granger! Dobry wieczór!
- Dobry wieczór, Rosmerto. - dziewczyna uśmiechnęła się.
- Dzięki Rosmerto, tym razem jedynie skracamy sobie drogę. - uśmiechnął się i wyprowadził ich z baru. Na ulicy Głównej rozejrzał się dookoła, rzucił na nich zaklęcie zwodzące i wyciągnął do niej rękę.
- Złap się. Teleportuję nas. - skinęła głową i wsunęła rękę w jego dłoń. Po chwili przeniósł ich do niewielkiego miasteczka. Mimo później godziny, tętniło ono życiem. Kolorowe neony reklamowały bary a z klubów rozlegała się muzyka.
- Gdzie jesteśmy?
- W St. Ives. Jak spojrzysz w tę uliczkę, to zobaczysz morze. - wskazał ręką na wąski przesmyk między budynkami. Dziewczyna aż podskoczyła z radości. - Chodź, jestem piekielnie głodny.

Lawirowali między tłumem turystów. Roześmianych, opalonych mugoli, nie zdających sobie sprawy z tego, że tuż obok nich trwa jakaś wojna. Przeszli kilka uliczek aż w końcu dotarli do niepozornego lokalu. Otworzył drzwi przed Hermioną i wpuścił ją do środka. Knajpa nie zachwycała urodą. Kiedy pierwszy raz tu przyszedł, zaciągnięty przez Alexa, miał ochotę odwrócić się na pięcie i wyjść. Spoglądając na towarzyszącą mu dziewczynę wiedział, że i ona ma podobny odruch. Nachylił się do jej ucha.

- Zaufaj mi, będzie ci smakowało.

Skinęła głową i weszła w głąb. Zza lady wyszedł stary Chińczyk, który mówił łamaną angielszczyzną.

- Dziń bry, w cim mogę pomóć?

- Nie masz uczulenia na skorupiaki? - zerknął na Hermionę. Gdy pokręciła głową, uśmiechnął się. - W takim razie poprosimy na przystawkę tofu w sosie krabowym, później zupę kwaśno-ostrą i jako danie główne kaczkę warzywną.
- Nie za dużo? - Gryfonka spojrzała na niego sceptycznie.
- Zaufaj mi, zjesz wszystko.
- Cuś jeście?
- Do picia dla mnie wasze najlepsze wino, a dla dziewczyny sok dyniowy.
- Też chcę wino! - zaprotestowała. Uniósł lekko brwi.
- Jesteś nieletnia.
- Mylisz się. We wrześniu skończę osiemnaście lat.
- Według mugolskiego prawa dalej jesteś nieletnia.
- Według mugolskiego prawa będę pełnoletnia za jakiś niecały miesiąc, co w większości przypadków i tak jest lekceważone.

Westchnął.

- Dobrze, w takim razie wino dla pani. - Chian skłonił się im nisko i oddalił w kierunku kuchni.
- Skąd znasz to miejsce?
- Alex mnie kiedyś tutaj przyprowadził. Na początku też miałem opory, tak jak ty, ale zakochasz się w tym jedzeniu. Oczywiście, o ile masz dobry gust. - skrzywił się.
- Opowiedz mi coś o sobie. - rzuciła, gdy Chian podał im kieliszki z winem. Upił łyk i przyjrzał jej się uważnie.
- Po co?
- Ciągle zarzucasz mi to, że ciebie nie znam. I w sumie masz rację. Pracuję z tobą a nie wiem kim jesteś. Opowiedz mi coś o sobie.
- Co niby?
- Nie wiem… dzieciństwo?
- Chujowe.
- Ej!
- Mówię, jak było.
- Po pierwsze – rano wytykałeś, że jesteś moim nauczycielem. Po drugie – jestem kobietą. W obu przypadkach taki język raczej nie przystoi, prawda? - roześmiała się i upiła łyk. Przewrócił oczami.
- Wybacz, KOBIETO, było niezbyt udane.
- Szczegóły?
- Matka czarownica, ojciec mugol. Nie lubiący magii i wszystkiego co z nią związane. Bił moją matkę i mnie, kiedy zacząłem przejawiać pierwsze zdolności. Coś nie tak? - spojrzał na nią uważniej. Marszczyła dziwnie czoło, jakby się nad czymś zastanawiała.
- Właściwie, to Snape miał podobnie.

Zakrztusił się winem.

- Skąd wiesz?
- W zeszłym roku, gdy Harry dostał od Slughorna podręcznik Księcia Półkrwi…
- Kogo?! - a więc to tak ten szczeniak nauczył się Sectumsempry i zabłysnął na lekcjach Horacego.
- Księcia Półkrwi. Zaczęłam szukać informacji na jego temat i doszłam do tego, że to był profesor Snape.
- Niby jak?
- Tak samo jak ty, był półkrwi, a jego matka z domu nazywała się Prince. Wyszła za mugola, bodajże Tobiasza Snape'a. Niestety, przejrzałam także stare Proroki, aby dowiedzieć się czegoś więcej i… - napiła się wina. - odkryłam sporo wzmianek na temat policyjnych interwencji w domu Snape'ów. Było ich niepokojąco dużo. Co najgorsze – jedna z nich pojawiła się tuż obok nekrologu Eileen Snape.
- Nie widzę podobieństwa.
- Oboje mieliście niezbyt ciekawe dzieciństwo, po prostu.
- Żal ci go?
- Kogo?
- Snape'a?
- Nie! - żachnęła się. - Podejrzewam, że gdyby zobaczył w czyichkolwiek oczach żal, to by tę osobę zabił gołymi rękami.
Parsknął śmiechem. Nie mógł się z nią nie zgodzić. Nie lubił współczucia.
- A mnie?
- Jeśli twój tatuś był równie miły co Tobiasz Snape, to jest mi przykro. Ale współczucia czy żalu ode mnie nie oczekuj. - spojrzała na niego bystro i wychyliła kieliszek do końca. Skinął Chianowi na znak, aby przyniósł całą butelkę i dolał jej trunku.
- I bardzo dobrze. Okej, wiesz już jakie miałem dzieciństwo. Ciąg dalszy wiwisekcji?
- Tak. - wbrew oczekiwaniom, nie zawstydziła się. - Masz rodzeństwo?
- A jak myślisz, skoro mój ojciec nie lubił mnie i mojej matki?
- No cóż, przypadkiem mógł…
- Nie, nie mam rodzeństwa! - skrzywił się. W tym momencie Chian przyniósł przystawkę. Mina Granger powiedziała mu wszystko. Widok kluchy na talerzu w brązowym sosie niezbyt ją zachwycił.
- To jest jadalne?
- Co z tą słynną gryfońską odwagą?
- Jestem odważna, po prostu…
- Spróbuj. - wziął kawałek na widelec i podsunął jej pod usta. Przyjrzała się sceptycznie, ale posłusznie otwarła usta. Przeżuwała powoli, jakby chciała zapamiętać każdy ruch szczęki. Rozbawiło go to.
- I co?
- Pyszne! - w oczach znowu pojawił się blask, któremu wczoraj nie mógł się oprzeć. Z radością zatopiła widelec w swojej porcji. Po kilku minutach przeżuwania i popijania, odłożyli na bok puste talerze.
- Mówiłem, że będzie ci smakowało.
- W takim razie do listy informacji o tobie dodaję dobry gust kulinarny. Ale pytając dalej – czym się zajmowałeś, zanim przyszedłeś do Zakonu?
- Jeździłem po świecie, pracowałem dorywczo, badałem różne kultury, poszerzając jednocześnie swoją wiedzę o eliksirach. W Anglii bywałem rzadko, dopiero w tym roku przyjechałem na stałe.
- Dumbledore nie chciał wcześniej, abyś wstąpił do Zakonu? Masz przecież sporą wiedzę…
- Miał Severusa, byłem mu zbędny. Poza tym, szczerze mówiąc, nie ciągnęło mnie do aktywnego udziału w tej wojnie. - kłamstwa i półprawdy wychodziły z jego ust bez większego problemu. Lata służenia Czarnemu Panu przydawały mu się teraz do kłamania dziewczynie. Brawo, Severusie, tak trzymać!
- Co się zmieniło?
- Dumbledore umarł, Snape zdradził…
- Albo i nie…
- Nie zaczynaj znowu. - mruknął niechętnie. Chian wziął puste talerze i zastąpił je miseczkami z parującą zupą. Hermiona już bez wahania wzięła pierwszą łyżkę i mruknęła zadowolona, gdy poczuła smak na języku.
- Matt, po prostu uważam, że to wyglądało zbyt gładko. „Harry, nie powiem ci co z moją ręką, ale chodź ze mną na wyprawę! Nie, nie możesz mi się sprzeciwiać i w razie czego mnie zostaw! O nie, jednak nie umarłem, w takim razie sprowadź Severusa, niech mnie dobije!”

Spojrzał na nią przerażony. Gdyby zionęła teraz ogniem, mniej by go zaskoczyła niż tym co powiedziała. I nie, nie chodziło o to, że ona to zgadła. Nie. O wiele bardziej przeraziło go to, że skoro 17 letnia smarkula zdołała to przejrzeć, równie dobrze może być już trupem. Bo , z całym szacunkiem dla Granger, ale Voldemort był od niej mądrzejszy. A skoro tak…

- Wiesz, że gdyby to była prawda, to właśnie byś skazała go na śmierć? - był z siebie dumny, że zdołał opanować swój głos. Spojrzała na niego zdumiona.
- Niby dlaczego?
- Nigdy nie wiesz, kto nas słucha. I czy nie dotrą takie podejrzenia do Czarnego Pana. A jeśli dotrą i są prawdziwe, Snape zginie. Podejrzenia wystarczą.
- Przepraszam… ale co cię właściwie to obchodzi? I tak nie masz z nim styczności i z tego co wnioskuję, sam uważasz, że on jednak jest zdrajcą.
- Nie tyle, że go nie lubię. - skrzywił się. - Po prostu niebezpiecznie jest mówić takie rzeczy, okej?

Na stoliku pojawiła się ostatnia potrawa. Uśmiechnął się i obserwował dziewczynę, jak bierze do ręki widelec i powoli zagłębia go w potrawie. Kiedy wetknęła do ust kawałek kaczki, przez jej twarz przebiegł szereg emocji. Zaskoczenie, chęć wyplucia, zrozumienie aż w końcu rozsmakowanie się. Patrzył na to z rozbawieniem. Kaczka warzywna to tak naprawdę kwintesencja chińskiej kuchni a raczej jej mistrzostwa w oszukiwaniu zmysłów. Z kaczki pochodziła jedynie skóra, cały środek był przygotowany tak, by smakował jak mięso, a tak naprawdę składał się z samych warzyw.

- No dobrze. - mruknęła, zachwycona smakiem. - Przepraszam. Zwyczajnie nie wierzę, aby on po tylu latach i poświęceniach dla nas nagle okazał się tym złym.
- Brzmisz jak zakochana nastolatka. A ponoć byś go nie chciała pocałować. - prychnął. Uśmiechnęła się.
- Nastolatką owszem jestem. Czy zakochaną? Nie, stanowczo nie. Czy chciałabym go pocałować? Nie. I już pomijając kwestię wyglądu, która może być zwodnicza – wskazała na danie przed sobą – jego charakter stanowczo mnie odrzuca. Bałabym się wiecznej krytyki i traktowania mnie protekcjonalnie. Nie, Snape nie nadaje się do tego, by się w nim zadurzyć.

Poczuł jak się rozluźnia. Może to wpływ wina, ale jej słowa nie brzmiały już tak okropnie jak rano. W o wiele lepszym humorze, wziął się za jedzenie.

6 komentarzy:

  1. Dopiero trafiłam na to ff ale przyznam szczerze że moim zdaniem dorównujesz klasykom. Potrafisz zaciekawić. Czekam na next.

    OdpowiedzUsuń
  2. Bardzo dziękuję za tak miłe słowa! :D Na kolejny rozdział zapraszam jutro - jak zawsze o 8, z samego rana :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Naprawdę piękne piszesz. Z zapartym tchem będę oczekiwać godziny 8 :) pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo dziękuję za tak miłe słowa! :) To naprawdę motywuje do dalszego pisania :)

      Usuń
  4. tutaj tylko takie dwa małe błędy:

    "...odkryłam kilka policyjnych wzmianek na temat policyjnej interwencji w domu Snape'ów. Było ich niepokojąco dużo."

    Po pierwsze powtórzenie, zawsze piszę, że akurat nie jestem ogromnym strażnikiem powtórzeń, ponieważ uważam, że jeśli miałoby to zaburzyć sens opowiadań to lepiej żeby było niż żeby brzmiały nienaturalnie. Jednak czasem można ich uniknąć. To jest jedna rzecz, a druga nie pasuje mi logicznie, najpierw jest wspomniane, że odkryła ich kilka a zaraz potem mówi, że było ich niepokojąco dużo. Nie bardzo mi to pasuje też. Tutaj wydaje mi się, że mogłoby być albo
    - odkryłam sporo policyjnych wzmianek na temat interwencji w domu Snape'ów
    albo
    - odkryłam sporo wzmianek na temat policyjnych interwencji w domu Snape'ów

    Oczywiście, to tylko moje zdanie :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I bardzo trafione :) Już poprawiłam na drugą opcję, aby faktycznie to brzmiało "po polskiemu". Bardzo dziękuję!

      Usuń