Zawsze się chwalił gigantyczną samokontrolą. Głównie dzięki temu przez tyle lat sam sobie uzupełniał zapasy krwi w magazynie. Jednak w momencie, gdy stała przed nim młoda, cholernie seksowna dziewczyna, całą samokontrolę szlag trafił. Fakt, że dziewczyna była rozczochrana, półnaga i zarumieniona od furii, wcale nie poprawiał sytuacji. Dlatego, gdy poczuł jej usta na swoich, wyłączył rozsądek.
Jej wargi były cholernie ciepłe i delikatne. W momencie, gdy wystraszona chciała od niego odskoczyć, przycisnął ją do siebie i wtargnął językiem do jej ust. O Kirke… takiego czegoś nie czuł od bardzo dawna. Jej język na początku nieśmiało, a później coraz odważniej, zaczął pieścić jego. Jej strach ustąpił miejsca gigantycznemu żarowi. Gdy to poczuł, jęknął. Wziął ją na ręce, a ona oplotła go nogami wokół pasa. Oderwał się od jej ust i przesunął się na jej szyję. Jej oddech przyśpieszył, a ciche jęki wydobywały się z nabrzmiałych od pocałunku ust. Rzucił ją na łóżko i znów gwałtownie wpił się w jej usta. Hermiona gładziła go rękami po barkach i plecach, jego z kolei zaczęły wędrówkę po jej biuście. W momencie, gdy już miał się pozbyć jej stanika, poczuł palący ból w lewym ramieniu. Syknął i odsunął się od niej.
- Co się stało…? - zamrugała zdziwiona. Leżała w stanowczo zbyt kuszącej pozycji. On jednak zorientował się, że miał podstawowy problem. Jak wytłumaczyć jej, że musi TERAZ NATYCHMIAST wyjść? Według jej wiedzy, on jedynie produkuje eliksiry dla Zakonu…
- Muszę iść. - mruknął, krzywiąc się. Czarny Pan wyraźnie się niecierpliwił.
- Ale…
- Potem ci to wytłumaczę. - wstał, poprawił swoje ubranie i przywołał z szafy małe zawiniątko. - Poczekaj tu na mnie, dobrze?
- Dobrze… - nie histeryzowała. Nie prosiła, by został. Usiadła. Jej nabrzmiałe usta zdradzały to, co przed chwilą miało miejsce. Jednak ona była już opanowana. Podszedł do niej.
- Zuch dziewczynka. - pocałował ją w policzek, po czym obrócił się na pięcie i wyszedł.
***
- Severusie, spóźniłeś się… cóż takiego mogło cię zatrzymać, by zwlekać z przybyciem do swojego Pana? - Voldemort siedział na krześle przy długim stole w Dworze Malfoyów. „Prawie przeleciałem Granger, przyjaciółkę twojego wroga” przemknęło Snape'owi przez myśl, ale jak zwykle opanował się w sekundę. Zanim opuścił głowę w pokornym geście, zauważył, że na spotkanie został zwołany jedynie wewnętrzny krąg, w tym, o dziwo, Alex. Nie dobrze.
- Panie mój… wybacz mą opieszałość, jednakże kończyłem ważną truciznę, którą będziemy mogli wykorzystać w ataku. Gdybym jej odpowiednio nie zabezpieczył, cała praca poszłaby na marne. I, choć zrujnowanie całego Hogwartu byłoby nam na rękę, wątpię, aby uszło uwadze naszych wrogów. - kłamstwo wyślizgnęło się z niego z wprawą. Voldemort zasyczał.
- Truciznę, mówisz…? Jakiś nowy wynalazek, Severusie?
- Owszem. Bezwonna, bezsmakowa, nie do wykrycia. Człowiek, który ją zażyje, umiera w przeciągu kilku dni w straszliwych męczarniach. Będziesz mógł ją, Panie mój, wykorzystać również do tortur. Jest boleśniejsza od Cruciatusa i, śmiem twierdzić, że znacznie bardziej podziała na co oporniejsze umysły.
- Doskonale… w takim razie dziś nie zostaniesz ukarany… następnym razem nie daj na siebie jednak tak długo czekaćććć – wysyczał Czarny Pan i wstał od stołu. - Moi drodzy… zwołałem was dzisiaj w sprawie, która nie daje mi spokoju, a o której mimochodem wspomniał nasz drogi Severus…. Mianowicie Hogwart. Severusie, czy istnieje jakakolwiek możliwość przejęcia zamku?
- Mój drogi Panie. - Snape wyprostował się i spojrzał po zebranych. Obok Ala siedziała Bellatriks, wyraźnie się do niego zalecając. Dalej siedział jej mąż, kokietujący Alecto, co, swoją drogą świadczyło o całkowitym braku gustu. Pozostałe miejsca zajmował Rookwood, Amycus, Avery, Mulciber, Nott i Dołohow. Lucjusz pętał się razem z Glizdogonem w postaci lokaja. Narcyzy i Dracona nigdzie nie dostrzegł. - Jak już mówiłem, Hogwart byłby teraz bardzo prosty do przejęcia. Wystarczyłoby zabić McGonagall, co nie powinno napotkać żadnych trudności, a następnie zastąpić ją Alexandrem. Jednakże, jeśli pozwolisz mój drogi Panie, chciałbym poddać w wątpliwość przejęcie szkoły.
- JAK ŚMIESZ! - Bellatriks jak zwykle wyskoczyła z pazurami w jego kierunku. Voldemort momentalnie ją usadził zaklęciem.
- Kontynuuj, Severusie. Czemuż to przejęcie Hogwartu miałoby być niewłaściwe?
- Z prostego powodu, mój Panie. Przede wszystkim kontrolowanie szkoły po śmierci tego starego idioty, nie daje nam absolutnie nic. Dyrektor sam w sobie może jedynie decydować o tym, kogo zatrudnia oraz nakładać czary ochronne. To, jaką politykę posiada szkoła, jest w decyzji Rady Nadzorczej i Ministerstwa Magii.
- Czyli korzystniej będzie dla nas przejąć Ministerstwo, co i tak mamy w planach.
- Jeśli pozwolisz, Panie, chciałbym również zauważyć, iż jawne przejęcie Hogwartu wiązałoby się z ewentualnym buntem. Za bardzo byśmy ujawnili nasze działania, dając do ręki miecz naszym wrogom. - zakończył Severus.
- Jak zwykle wyłuszczyłeś największe zagrożenia, Severusie. Usiądź do stołu. - Czarny Pan wskazał gestem krzesło obok siebie. Snape w duchu się skrzywił, ale na twarz przywołał maskę obojętności.
- Dziękuję, mój Panie.
- W takim razie, musimy przejąć Ministerstwo. W dodatku tak, aby nikt oficjalnie nie śmiał twierdzić, iż to nasza sprawka. Jakieś pomysły, Severusie?
- Panie, myślę, że najlepszym sposobem będzie ciche porwanie Scrimgeoura a następnie zastąpienie go Dolores Umbridge.
- Czy to nie będzie zbyt oczywiste? - odezwał się Alex. Miał równie znudzoną minę co on, mimo że Bellatriks dość jawnie dobierała mu się do krocza.
- Niekoniecznie. Umbridge jest znana ze swoich restrykcyjnych poglądów oraz tego, że nigdy nie była pod naszą władzą. Wydaje mi się, że to najlepszy wybór. Ona automatycznie wprowadzi zmiany, jakie będziemy chcieli, aby były wprowadzone. - uśmiechnął się złośliwie do przyjaciela.
- Panowie, liczę na to, że do końca przyszłego tygodnia przedstawicie mi dokładny plan przejęcia Ministerstwa. - Czarny Pan wyraźnie znudził się tym tematem. - A teraz, zapraszam na ucztę…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz