piątek, 24 lutego 2017

Rozdział XV.2

- Al, z łaski swojej ściągnij z siebie te wyjątkowo chujowo rzucone zaklęcie zwodzące i przestań się śmiać jak norka! - Severus odwrócił się w stronę kąta, w którym stał jego przyjaciel. Alex zdjął z siebie zaklęcia i już pełną piersią się roześmiał.
- To było...było...piękne! - łzy płynęły mu po policzkach. Severus stał nad nim z cierpiętniczą miną.
- Uspokój się już!
- Nie mogę! Gdybyś ty widział swoją minę w momencie, gdy ci się rzuciła na szyję!
- Próbowałem wydobyć z siebie całe pokłady odrazy. Szczerze – próbowałem przywołać sobie obraz Pottera.
- No cóż, trochę pomogło, bo wyglądało to tak, jakbyś się brzydził tego, że coś cię podnieca. - Al uspokoił się nieco i wstał z podłogi. - Swoją drogą, gdzie Glizdogon?
- U Malfoyów.
- Wiesz, że teraz ona ci nie da spokoju i będziesz się miotał pomiędzy swoją prawdziwą a mattową postacią?
- Nawet mi nie mów. Chciałem ją wystraszyć, speszyć, a ta nic!
- Jak na ciebie, to byłeś słaby.
- Że co?!
- Nawet się na nią porządnie nie wydarłeś!
- Biorąc pod uwagę fakt, że wczoraj przy niej beczałem jak dziecko i się całowaliśmy….
- CO?!
- … ciężko byłoby mi dzisiaj na nią naryczeć.
- Ale ona właśnie takiego ciebie zna.
- Zimnego skurwysyna z lochów. - przewrócił oczami. - Jak widać rola Matta za bardzo weszła mi w krew.
- Może to po prostu twoja prawdziwa twarz?
- Czy ty nie miałeś już iść? Znając życie to ona teraz się miota po całym Spinner's End szukając ciebie. Ewentualnie już się teleportowała z emocji do zamku i szuka nas obojga, aby wykrzyczeć nam w twarz, że Snape jest niewinny.
- Czemu się na to zdecydowałeś? - Alex zlustrował go wzrokiem. Westchnął i przeczesał swoje długie czarne włosy.
- Bo mam dość kłamstw.
- Zależy ci na niej.
Nie odpowiedział, tylko zaczął przeszukiwać swoją szatę w poszukiwaniu fiolki z eliksirem. Upił łyk i po chwili stał jako Matt. Alex pokręcił głową, ale tego nie skomentował. Obaj wyszli z jego mieszkania. Mimo że go nienawidził, starannie je zamknął, po czym obaj teleportowali się do Hogsmeade.

***
Cztery dni chodziła podekscytowana. Miała rację! Tylko, że dopiero w momencie gdy dotarła do Hogwartu zorientowała się, że ta „racja” nic w zasadzie nie zmienia. Nie mogła o tym nikomu powiedzieć – dlatego nawet nie szukała Alexandra, tylko teleportowała się sama do Hogsmeade. Stamtąd planowała wysłać mu patronusa z informacją, jednak ledwo wylądowała a usłyszała trzask obok siebie.
- I jak?
- Żyję.
Na tym ucięła się ich rozmowa. Nie chciała o tym mówić – miała dziwne wrażenie, że to tajemnica między nią a Snape'm. Jedyną osobą, której truła na ten temat był Matt, który zdawał się być rozbawiony całą sytuacją.
- Gadasz o nim tyle, że powinienem być zazdrosny. - burknął piątego dnia, kiedy znowu rozpływała się nad swoją mądrością.
- Przecież nie jesteśmy parą, abyś był o kogokolwiek zazdrosny. - odparowała, jednocześnie mieszając w kociołku. Skrzywił się. Zauważyła ostatnio, że za każdym razem, gdy mu przypomina o tym drobnym fakcie, on robi się momentalnie niezadowolony. „I dobrze mu tak” skwitowała w myślach.
- Będę musiał dać ci szlaban.
- Za to, że nie jesteśmy parą?
Roześmiał się.
- Nie. Musimy się wybrać w pewne miejsce po składniki i dla zaspokojenia chorych marzeń Umbridge muszę dać ci szlaban.
- Z pewnością będzie wniebowzięta. Problem tylko taki, że ty nie dajesz szlabanów? I poza tym: za co miałabym go niby dostać?
- Sprowokuję cię na najbliższej lekcji. - uśmiechnął się złośliwie i przez moment miała wrażenie, jakby stał przed nią sam Snape.
- Mam wrażenie, czy tobie się to podoba?
- Oczywiście, że podoba. Będę mógł patrzeć jak się złościsz. Skończyłaś? - obrzucił wzrokiem jej kociołki. Kiwnęła głową i zaczęła przelewać eliksiry do fiolek.
- Do magazynu?
- Tak.
Jednym ruchem ręki fiolki poszybowały do składzika. Sięgnęła po torbę.
- A ty gdzie?
Odwróciła się do niego zaskoczona. Stał, oparty o jedną z ławek, z figlarnym uśmiechem na ustach.
- Skoro skończyliśmy, chciałam iść do wieży.
- Jutro sobota, nie musisz odrabiać dzisiaj lekcji. Chodź. - wyciągnął do niej rękę. Chwyciła ją i dała się poprowadzić do jego gabinetu. Wziął jakąś starą fiolkę.
- Świstoklik?
- Po prostu chwyć. - podał jej śmieć. Gdy chwyciła ją, poczuła znajome szarpnięcie w okolicach pępka. Po kilku minutach wylądowali w jakimś mieście. To nie było St. Ives. Głupio jej się było przyznać, ale miała spore wątpliwości co do tego, czy nadal znajdują się w Anglii – stali na jakiejś wąskiej ulicy, wzdłuż której było pełno sklepów i barów.
- Gdzie jesteśmy?
- We Francji, a dokładniej w Paryżu.
Szczęka jej opadła.
- CZYŚ TY OSZALAŁ?!
- Wystarczyło powiedzieć: „Dziękuję”. - spojrzał na nią z góry, tak jak robił to zawsze Snape. W momencie spłoniła się rumieńcem.
- Dziękuję.
- Tak lepiej. Uznałem, że póki możemy się jeszcze cieszyć swobodą poruszania się, wyrwiemy się na trochę z Hogwartu. Nie martw się, Minerwa wie i wyraziła pełną aprobatę. - dodał, gdy zauważył, że chciała coś powiedzieć. Zamknęła usta i rozejrzała się uważniej. Mimo że była to już końcówka listopada, nie było tutaj śladu śniegu a temperatura była wyższa niż na szkolnych błoniach. Stali przed wejściem do jakiegoś hotelu. Matt wziął ją za rękę i pociągnął ją do środka. Boy tylko się uśmiechnął i ukłonił.
- Bonjour Monsier Marcus et Mademoiselle Granger. - uśmiechnął się do nich promiennie. - Czi mogi zabrać wasi bagaż?
- Nie mamy bagażu, dzięki Luc. - Hermiona patrzyła na nich osłupiała.
- Czy ty masz znajomości na całym świecie?
- Na całym nie. Ale znalazłoby się parę w Hiszpanii, Grecji i we Wschodniej Europie. Chodź, zameldujemy się a potem pójdziemy coś zjeść.
Podeszli do recepcji, Matt zamienił kilka słów z wysokim mężczyzną o szpakowatych włosach i po chwili trzymał już klucz.
- Jeden?
- Przecież spaliśmy już w jednym łóżku. Zresztą, jak coś to mogę spać na podłodze, jeśli się boisz. - uśmiechnął się wrednie i poprowadził ją do wind. Wjechali na ostatnie piętro. Otworzył drzwi i wpuścił ją do środka. To co zobaczyło, zaparło jej dech w piersi. Przed sobą miała całą panoramę Paryża. Oświetlona Wieża Eiffla, charakterystyczny Łuk Triumfalny, rozświetlone ulice.
- Pięknie, prawda? - Matt stanął koło niej, z rękami w kieszeniach. - Uznaj to za przeprosiny.
- Za co niby?
- Za bycie gburem, chamem i nie docenianie twojej inteligencji.
- Tobie chyba opary na mózg padły. - odwróciła się do niego i aż w środku jęknęła. Stał, ubrany od stóp do głów w czerń. Dżinsy, koszula, marynarka – jego standardowy zestaw, ale jakiś taki… inny. Oświetlał go blask świateł z ulicy. Był cholernie przystojny. Prosty nos, idealne, męskie rysy twarzy… Byłaby idiotką, gdyby uznała, że jej się nie podoba. Ba, musiałaby wyrzec się własnej płci. Jednak w głowie jej mignął obraz zupełnie innego człowieka – równie wysokiego, lecz stanowczo mniej przystojnego. Z włosami w kolorze skrzydeł kruka a nie słomy. O niemalże identycznych oczach i za dużym nosie.
Dlaczego myślała teraz o Snapie? Rozmawiała z nim kilka dni temu, owszem. Ulżyło jej – to fakt. Ale nigdy nie wzbudzał w niej fascynacji. Nie tak, jak ten mężczyzna, który teraz przed nią stał i patrzył pałającymi od emocji oczami.
- Coś nie tak?
Pokręciła głową, wyrzucając jednocześnie myśli o dawnym nauczycielu, który nigdy jej nie lubił a jego jedynym plusem było to, że jej nie zabił.
- W takim razie dam ci chwilę, abyś się przebrała. - wyjął z kieszeni malutkie zawiniątko, które powiększył. - Łazienka jest tam. Poczekam tutaj.

2 komentarze:

  1. MERLINIE! Dawno nie czytałam tak dobrego fanfiku! Uwielbiam zaglądać tu codziennie :).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo dziękuję! :) To niezwykle miłe dostawać tak pozytywne komentarze! :*

      Usuń