sobota, 18 lutego 2017

Rozdział XIII.2

Pozostała część dnia minęła jej bez większych problemów. Pozostali Gryfoni wraz z profesor McGonagall złożyli jej życzenia podczas śniadania. Lekcje również były dość przyjemne. Na Eliksirach Matt nie spuszczał z niej oczu i to wcale nie dlatego, że warzyli dzisiaj podstawę do DeTki. Była zadowolona, szczególnie, że nawet pogoda dopisywała i świeciło piękne słońce.
 Dopiero wieczorem, kiedy usiadła w Pokoju Wspólnym, poczuła ukłucie żalu. Przez cały dzień nie myślała ani o Harrym, ani o Ronie. Dopiero teraz w pełni odczuła ich brak. Mimo tego co się wydarzyło między nią z Rudym, tęskniła za nim.
- Chodź ze mną polatać. - Ginny wpadła do salonu Gryfonów i z ulgą zrzuciła z siebie torbę.
- Gin, wiesz że tego nie znoszę.
- Nie daj się prosić… - Ruda zrobiła słodką minę. Na szczęście Hermionę uratował Dean, który podłapał propozycję Weasleyówny. Razem z nim, Nevillem, Lavender i Parvati wyszli i Hermiona została sama.
Najpierw próbowała zabrać się za prace domowe, ale nie umiała się skupić. Nie przez hałas – o dziwo pierwszoroczni zachowywali się cicho, jakby nie mieli odwagi się odezwać. Jej myśli błądziły wokół tego, co się wydarzyło przez ostatnie tygodnie. W końcu wstała. Musiała się stąd ruszyć. I wyjść stąd. Już! Teraz!
Niewiele myśląc, zostawiła wszystkie rzeczy i wyszła przez dziurę pod portretem. Nogi same ją powiodły do lochów. Drzwi do klasy były otwarte. Weszła do środka i rozejrzała się. Nigdzie śladu Matta. Wzruszyła ramionami i tak jak robiła to latem, ruszyła w kierunku gabinetu. Gdy chwyciła klamkę, usłyszała nagle głosy zza drzwi.
-…odpuść do cholery!
- Nie rozumiem, dlaczego się tak zapierasz…
-… spójrz na mnie! Al, do cholery, jaka kobieta mnie zechce?!
- Nie użalaj się nad sobą. Gdybyś się postarał…
-… i co mam ją zawsze okłamywać? Jak długo? Poza tym…
Przez drzwi słychać było jedynie fragmenty rozmowy. Niepewna, czy nie obrócić się na pięcie, stała, starając się wyłapać jak najwięcej.
- Posłuchaj, ty uparty ośle! To nie jest Lily!
- Wiem, że nie! Ale jak widać na załączonym obrazku, niewiele jej brakuje do tego samego losu!
Nagle usłyszała kroki i odskoczyła od drzwi, które otwarły się z hukiem o mało jej nie przygniatając do ściany.
- Odezwij się, kiedy przestaniesz się tak nad sobą użala… o, witaj Hermiono. - Al był cały czerwony na twarzy, ale momentalnie się uśmiechnął. - Wszystkiego najlepszego moja droga, Matt powiedział, że masz urodziny. Co cię tu sprowadza?
- Ja… po prostu…
- Al, jak mniemam, przyszła po prostu do mnie. - Matt wychylił się zza drzwi i lekko skrzywił. - Nie miałeś już iść?
- A tak… miłego wieczoru. Powodzenia Hermiono. - starszy mężczyzna puścił do niej oczko i zachichotał, po czym się oddalił. Odprowadziła go wzrokiem, po czym odwróciła się z powrotem do Matta, który stał z założonymi rękami.
- To co cię tu sprowadza?
- Ja…
- No ty, słucham? - jego głos był ostry i nieprzyjemny. Czuć było jego irytację – widocznie z Alem dość mocno się pokłócili. Tylko o co? Tak czy inaczej – Matt był teraz zupełnie inny niż kilka godzin temu na lekcjach. To na nią podziałało jak ostroga na konia. Nie będzie się jąkać jak pierwszoroczna!
- Przyszłam, ponieważ jesteś aktualnie moim jedynym przyjacielem.
Spojrzał na nią badawczo, po czym nieco się cofnął na bok i zaprosił gestem do środka. Weszła, zamykając za sobą drzwi i od razu rozsiadła się w najbliższym fotelu.
- Wydawało mi się, że przyjaźnisz się z Ginny? - mruknął niechętnie. - Herbaty?
- Tak, poproszę. Co do Ginny… owszem, lubię ją, ale ostatnio nie potrafię znieść dłużej jej towarzystwa.
- Cóż, jest to dość zrozumiałe, biorąc pod uwagę, że ma na nazwisko Weasley. - Matt błysnął swoimi idealnie białymi zębami i podał jej kieliszek.
- Miała być herbata?
- Masz urodziny, warto to uczcić. - podniósł swój, jakby wznosząc toast. - Wszystkiego najlepszego. Swoją drogą, nie myślałem, że tak dobrze będzie wyglądać ta biżuteria.
- Tak, jest śliczna, dziękuję. - upiła łyk i kichnęła. W kieliszku był szampan i kilka bąbelków poleciało jej do nosa. Zrobiła drugi łyk i poczuła smak. Był pyszny – wytrawny, lecz nie kwaskowaty. Orzeźwiający, przywodził na myśl lato, które dopiero co się skończyło. Widząc, że jej smakuje, uśmiechnął się i lekko rozluźnił.
- Już wcześniej zauważyłem na lekcji, że coś zrobiłaś z włosami. Co to?
- Fred i George przysłali mi swój najnowszy wynalazek. Jak widać działa znakomicie i chyba zacznę go codziennie używać. - upiła kolejny łyk, rozkoszując się smakiem.
- Powinnaś. Co prawda burza loków do ciebie pasuje, ale tak wyglądasz bardziej… elegancko.
- Elegancko?
- Jak dorosła młoda kobieta a nie podlotek, który właśnie spadł z drzewa. - parsknął i dolał jej szampana. Czuła, jak na jej policzki wychodzą rumieńce, ale nie umiała się powstrzymać – smak był naprawdę niebiański.
- Jak zwykle jesteś szarmancki.
- Staram się.
- Skoro już tu jestem i jeszcze mnie nie wyrzuciłeś, może coś porobimy?
- Co na przykład? - spojrzał na nią z wyraźnym rozbawieniem i błyskiem w oku. Wstała i rozejrzała się po wnętrzu. Kiedy dostrzegła gramofon, ucieszyła się. Wskazała na niego różdżką i odwróciła do Marcusa z promiennym uśmiechem.
- Panie proszą panów. - wyciągnęła do niego zachęcająco rękę. Przewrócił oczami, pomamrotał coś pod nosem, ale przyjął zaproszenie. Po chwili kołysali się wolno w takt jakieś bluesowej piosenki. Było jej dobrze. Powoli przesuwali się w leniwym tańcu. Matt prowadził ją z tą samą lekkością co na weselu – dzięki temu czuła się bezpiecznie. Po kilku piosenkach przetańczonych w ciszy, w końcu wyszeptał:
- To jaki jest faktyczny powód, dla którego młoda kobieta przychodzi do swojego nauczyciela w dniu swoich urodzin? Nie powinnaś świętować? W szkole jesteś dość lubiana.
- Wiesz, to głupie, ale… to są moje pierwsze urodziny w Hogwarcie bez Rona.
Nagle stanął, cały spięty. Podniosła na niego pytające spojrzenie.
- Tęsknisz za nim?
- Tak. Trochę…
- No tak, to po to przyszłaś. Wybacz, że cię zawiodę, ale nie będę twoim zamiennikiem Weasleya. - Hermiona poczuła jakby Matt dał jej w twarz. Zamrugała zaskoczona.
- Nie o to chodzi…
- Owszem, o to. - puścił ją, znienacka wściekły w takim stopniu, o jaki go nigdy nie podejrzewała. - Wybacz, nie będę cię niańczył. Nie przychodź tu więcej.
- Ale…
- Nie ma ale. - Marcus był naprawdę zły. - Po prostu wyjdź.
- Wydawało mi się, że się przyjaźnimy!
- Widocznie wszystkie Gryfonki mają podobną definicję przyjaźni. Ale cóż, dobrze powiedziane: wydawało ci się.
- Dlaczego to robisz?
Matt roześmiał się. Nie był to jednak ten jej dobrze znany, przyjemny śmiech. W tym było słychać kpinę. Dziewczyna poczuła lekki strach.
- Przypomnij sobie naszą rozmowę z początku współpracy. - skrzywił się, widząc jej zaskoczenie. - Powiedziałem ci wtedy, że potrafię manipulować ludźmi i być zmienny bardziej od pogody. I że NIGDY nie uda ci się zgadnąć, kim naprawdę jestem.
- Czyli to wszystko – ręką zatoczyła nieokreślone koło – to była szopka?
- Owszem.
- Dlaczego?
- Bo mogłem. - założył ręce na piersi i spojrzał na nią z góry.
- Rano byłeś miły.
- Jako nauczyciel muszę być miły. Poza tym śliniące się na mój widok uczennice podnoszą mi ego.
- Czyli ta cała gadka o przyjaźni, St. Ives, prezent, dzisiejszy wieczór…
- Jesteś większą idiotką niż myślałem. - prychnął. - Nie ma żadnej przyjaźni, panno Granger. Przez lato musieliśmy ze sobą przebywać non stop, więc musiałem sobie jakoś umilić ten czas. Dałem ci prezent, bo tak wypadało.
- A praktyki?
- Nie myśl sobie za dużo. Nigdy bym cię nie przyjął do siebie na naukę – może i potrafisz zapamiętać właściwości poszczególnych składników i kolejność ich dodawania, ale nie masz talentu. Praktyki to jedynie przykrywka do warzenia eliksirów dla Zakonu.
Hermiona poczuła, jak coś ją dławi w gardle.
- Ach tak? - zerwała się z miejsca. - W takim razie przykro mi, że odstawiał pan tę szopkę bez większej potrzeby, panie profesorze.  - specjalnie zaakcentowała ostatnie słowa, nerwowo poprawiając włosy. - Znacznie lepiej by się pracowało w atmosferze szczerej nienawiści niż udawanej przyjaźni.
- To twoja opinia. Ja miałem dzięki temu dodatkowy ubaw.
- Świetnie. - była z siebie dumna, że głos jej nawet nie zadrżał. Spojrzała na niego buntowniczo. - Jak rozumiem, fakt, że siedział pan przy mnie po walce, również zaliczał się do tej szopki?
- Owszem. Minerwa narobiła rabanu tak, jakby Snape cię żywcem oskórował.
- Odniosłam wrażenie, że sam z siebie siedział pan przy mnie trzy dni.
- No cóż, jak się pewnie domyślasz, było to błędne wrażenie.  - spojrzał beznamiętnie na zegarek. - Idź już.
- Jeszcze jedno, panie profesorze. - podeszła do niego bliżej, tak, że musiał na nią spojrzeć. Jego wzrok nie wyrażał nic, oczy były zimne jak u gada.
- No?
- Jakoś nie wierzę w ani jedno pańskie słowo. - uśmiechnęła się wrednie i pocałowała go w policzek.
- GRANGER!
- Czy ty nie brałeś po kryjomu nauk u Snape'a?
Matt chwycił ją za ramiona. Mocno.
- Posłuchaj, idiotko. Nie wiem co sobie ubzdurałaś w tej durnej łepetynie, ale ja nie jestem miłym misiem, którego będziesz przytulać kiedy ci się żywnie podoba. Byłem miły? Owszem. To był blef. Jak widać udany, skoro uwierzyłaś, choć ty jesteś tak dziecięco naiwna, że łykniesz wszystko. - każde słowo wypowiedziane było z coraz większą nienawiścią. - Nie waż się więcej do mnie zwracać po imieniu. Nie jesteś mi bliska i nigdy nie będziesz.
- Ale..
- Co? Pocałunek? I płomienna przemowa, że to błąd? Granger, naprawdę myślisz, że ktoś taki jak ja popełnia błędy? Chciałem sprawdzić jak bardzo jesteś ufna. I szczerze, aż dziw bierze, że Czarny Pan cię jeszcze nie zabił. - puścił ją jednocześnie odtrącając. - Wyjdź. Od tej pory masz zakaz wstępu do mojego gabinetu i sypialni.
- W porządku. - poprawiła swoją szatę. Siłą powstrzymywała napływające jej do oczu łzy. Nie da mu tej satysfakcji. O nie. - Mimo wszystko dziękuję za tę cenną lekcję, profesorze. I za opiekę, niezależnie czy była pozorowana czy nie. Żegnam. - wyszła, nie oglądając się za siebie.

2 komentarze:

  1. Oczywiście kolejny cudowny rozdział :D szkoda tylko, że są takie krótkie....stanowczo za krótkie ;) pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I właśnie to był mój dylemat na początku - czy szatkować bardzo długie rozdziały, czy wrzucać je w całości :) Uznałam jednak, że lepiej Was nieco potorturować (i przedłużyć przyjemność) i dzielić te naprawdę mega długie. Szczególnie, że i tak są publikowane codziennie, więc na dalszy ciąg nie trzeba czekać znowu tak długo. I tak już półmetek za nami :(

      Usuń