środa, 22 lutego 2017

Rozdział XIV.2

- Sev! - Al wpadł do gabinetu Matta jak huragan. Marcus się niemiłosiernie skrzywił.
- Mówiłem, żebyś tak mnie nie nazywał. Szczególnie w TEJ postaci. - mruknął, przekładając na bok kolejne beznadziejne wypracowanie drugoroczniaka. Wbrew swojej naturze nie mógł już rozdawać T na prawo i lewo, dlatego dał szczeniakowi N. Niech się cieszy.
- Zgadnij, z kim przed chwilą rozmawiałem i o czym.
- Nie wiem i nie wiem? - przewrócił oczami.
- Pewna młoda i całkiem ładna Gryfonka przyszła do mnie z ciekawą teorią na temat tego, że niejaki Severus Snape wcale nie zdradził Zakonu. Co więcej – wpadła na genialną myśl, porozmawiania z samym zainteresowanym.
Matt poderwał się jak oparzony.
- IDIOTKA!
- Wiedziałeś o tym?
- W lato mówiła mi o tej swojej teorii…
- Bystra dziewczyna.
- IDIOTKA! - Matt trzasnął ręką w blat biurka. - Powiedziałem jej wtedy, że nawet jeśli ma rację, to gadając o tym głośno skazuje go…
-… Ciebie…
- … na śmierć! - Marcus był wściekły. Zaczął krążyć po swoim gabinecie, klnąc pod nosem.
- Za surowo ją oceniasz. Fakt, że przyszła z tym do mnie, a nie do Minerwy, świadczy raczej o jej rozsądku. Chce porozmawiać z Severusem, aby poznać fakty.
- Jeśli byłaby w błędzie, takie spotkanie zakończyłoby się śmiercią.
- Obaj dobrze wiemy, że nie jest w błędzie. I nie ma sensu jej oszukiwać.
- Chcesz, żebym zginął?
- Do cholery, sam mówiłeś, że wolałbyś aby lubiła prawdziwego ciebie! To najlepsza okazja do tego, żeby…
-… się zdradzić, skazać ją, ciebie i cały Zakon na śmierć.
- Siebie nie liczysz?
- Mój zgon i tak jest pewny. - skrzywił się i przysiadł na biurku. Czuł gigantyczną wściekłość. Nie mógł się zgodzić na to szaleństwo. Snape, według planu Dumbledore'a, miał być uważany za Śmierciożercę. Przez wszystkich.
Ale Dumbledore już nie żył…
Złożył przysięgę.
Ale czy to było jej łamanie?
- Musisz podjąć decyzję.
Al patrzył na niego z powagą. Ręce miał założone na piersi – tę postawę znał z czasów szkolnych, kiedy kogoś karcił.
- Co jej powiedziałeś?
- To, co powinienem.
- Czyli?
- Że nie jestem w stanie ocenić, czy Severus faktycznie zdradził. Bo nawet jeśli nie, to zrobi wszystko, aby nie wyjść z wyznaczonej dla niego roli. A to oznacza, że nawet jeśli jest po naszej stronie, może ją zabić dla przykładu. By chronić Zakon.
- I?
- Zrozumiała. Ale się zaparła, że mimo to chce zaryzykować.
- Czyli nie tyle mam podjąć decyzję, CZY się z nią zobaczyć, ale JAK ją potraktuję?
- Wiesz, że nie odpuści. I, szczerze Sev, lepiej chyba abyś faktycznie z nią szczerze pogadał. Póki nie będzie za późno. - Al poklepał go po ramieniu i wyszedł. Z niechęcią usiadł z powrotem za biurkiem. Sięgnął po kolejne wypracowanie, ale, Merlin jeden wie o czym było. Nie potrafił się skupić. Myślał o Hermionie. Dziewczyna była stanowczo za bystra. To mogło doprowadzić do tego, że zginie. Dla jej dobra, powinien pokazać jej się z najgorszej strony. Ale… pieprzone ale! Chciał, aby ich znajomość nie skończyła się w momencie końca wojny. W momencie, gdyby przeżył i mógł przestać pić Wielosokowy…
Nie przyznawał się do tego Alexowi, ale od kiedy Hermiona zaczęła z nim współpracę, zmienił podejście do swojego życia. Przede wszystkim łapał się dość często na tym, że dopuszcza myśl o przeżyciu tego gówna. Przeżycia i ujawnienia się. Odrzucenia kłamstw, do których przywykł przez tyle lat.
Coraz częściej marzył o normalności. Nie szpiegowania dla dwóch panów, braku przekrętów, zabijania i wszystkich tych cudowności, jakie zapewnili mu Voldzio i Dumbledore. Z zamierzchłej przeszłości wróciły naiwne marzenia o rodzinie. Normalnej rodzinie. Bez alkoholu. Żonie. Dzieciach… Ale jaka kobieta by go chciała?
Łudził się, że Hermiona. I, wstyd mu się było przyznać, ale bał się utracić to złudzenie. Dlatego bił się z myślami – spotkać się z nią? I co jej powiedzieć?
- Wyglądasz, jakbyś rozwiązywał tajemnicę Enigmy. - aż podskoczył na krześle, gdy usłyszał jej głos. Stała przed biurkiem, delikatnie się uśmiechając. Miała na sobie krótszą niż zazwyczaj spódniczkę i bluzkę z kuszącym dekoltem. Od Halloween diametralnie zmieniła sposób ubierania się – tak jakby tamta noc dodała jej odwagi. Nie mógł na to narzekać – mógł teraz bezczelnie podziwiać jej urodę. I choć najczęściej to podziwianie zaburzało myślenie w stylu: „Ty stary Zboku” lub „Snape, kurwa mać, to uczennica”, nie mógł nie reagować w typowo samczy sposób.
- Zastanawiałem się, jak można napisać takie gówno. - pomachał pergaminem. Parsknęła śmiechem.
- Ty się chyba uczyłeś podejścia do uczniów od Snape'a.
- Nie, dlaczego?
- Dam głowę, że on identycznie komentował nasze wypociny. - usiadła na skraju jego biurka, co spowodowało podciągnięcie się jej spódniczki do połowy uda. Poczuł gorąco. Śmieszne było to, że na uczcie wprost powiedział, że nie wie co między nimi wyniknie a ona przyjęła to jako wyzwanie. Nie, żeby mu się to nie podobało. Merlinie, byłby głupcem, gdyby uznał, że nie chce zalotów młodej i dobrze zbudowanej Gryfonki. Jednak Książę Półkrwi zawsze szczycił się zasadami, wśród których główną było nie zakochiwanie się w żadnej Gryfonce. Jedna Lily wystarczyła.
- Nie za krótka ta spódnica? - burknął, co spowodowało jedynie kpiarskie spojrzenie z jej strony. Stanowczo za dużo spędzała z nim czasu.
- Mogę następnym razem założyć habit.
- Byłby na pewno bardziej stosowny.
- Skoro tak, to… - pstryknęła palcami a jej ubranie zmieniło się w długą workowatą szatę. Parsknął śmiechem.
- Od razu lepiej. - wyszczerzył zęby. - A teraz dość pogaduszek, Minerwa dała nam duże zlecenie. - wstał od biurka i poprowadził ją do sali. Na stolikach stało ustawionych trzydzieści kociołków, w których coś bulgotało.
- Co to? - dziewczyna zmarszczyła brew i przygryzła wargę. Całym sobą walczył z tym, aby samemu jej tej wargi nie przygryźć. Wziął wdech i powoli wypuścił powietrze. Musiał się skupić i myśleć właściwym mózgiem.
- Szaleństwo Pani Black.
- Że co?!
- Tak się nazywa ten eliksir. Wynalazek Severusa. – wyszczerzył się. - Eliksir powoduje, że dana osoba krzyczy i traci zmysły przez wiele godzin aż umiera. Nazwa na cześć matki Syriusza.
- Czy chcę wiedzieć, po co to robimy?
- Stanowczo nie. - westchnął. Była taka niewinna. - Weź te notatki – machnął różdżką – i zajmij się piętnastoma kociołkami. Ja zajmę się resztą. Postępuj zgodnie ze wskazówkami napisanymi odręcznie. I uważaj, to wyjątkowo niebezpieczna mikstura, lubi wybuchać.
- Super. - jej entuzjazm spadł do zera. Machnęła na siebie różdżką i po chwili stała w zwykłym stroju roboczym. Włosy miała upięte w ciasny kok, co odsłaniało jej szyję. Bardzo ładną szyję…
Przywołał się do porządku i zabrał za eliksir. Nie kłamał, mówiąc, że jest niebezpieczny. Jeden zły ruch i koniec. Bum. Czy raczej BUUUUM! Wymyślił go stosunkowo niedawno – po powrocie Voldzia z zaświatów Dumbledore kazał mu stworzyć coś paskudnego. No to stworzył. Inspiracją był obraz mamuśki Blacka i jej wrzaski. Eliksir przypadł staremu psycholowi do gustu i stał się jego ulubionym. Minerwa go nie stosowała, jednak teraz uznała, że będzie on niezbędny. Dotarli do kryjówek rodzin Śmierciożerców i Szalonooki wpadł na genialny plan zastraszenia ich w ten oto sposób. Matt nawet tego nie skomentował – już dawno przywykł do tego, że Moody ma podobne do Śmierciożerców metody działania. A nawet gorsze, bo uważał, że działa w imię dobra.
Skończył po trzech godzinach. Zakorkował ostatnią fiolkę i ostrożnie odesłał ją do magazynu. Mógł teraz w spokoju obserwować dziewczynę. Na lekcjach zawsze zachowywała się bardzo nerwowo, co go irytowało. Dopiero w wakacje dostrzegł, że dziewczyna ma podobną manierę warzenia eliksirów do niego. Spokojne, metodyczne krojenie, perfekcjonizm – to cenił i lubił. Dlatego nie raz zawieszał wzrok na niej, kiedy krzątała się wokół kociołków. Była powolna, ale to wynikało bardziej z braku praktyki. Ten eliksir robiła pierwszy raz, więc jej ruchy w trakcie krojenia nie były automatyczne, ale mimo to pełne gracji. Było coś erotycznego w jej skupieniu – nie raz łapał się na zastanawianiu się, czy w trakcie pieszczot byłaby równie uważna i dokładna. Miał wrażenie, że tak, choć nie dałby głowy.
Kiedy ostatni kociołek był gotowy, uniosła głowę i głęboko westchnęła. Po karku spływała jej stróżka potu a twarz miała całą zaczerwienioną.
- Znowu się na mnie gapisz?
- Jak widać. - uśmiechnął się półgębkiem, co wywołało jej rumieniec.
- I co widzisz?
- Że nieźle się zmęczyłaś. - podszedł do niej tak blisko, że czuł ciepło od jej rozgrzanego ciała. Zadrżała. Przejechał palcem po jej karku, rozmazując kropelki potu. Miał ochotę przejechać po nim językiem, ale… był jej nauczycielem. Myśleć mógł. Robić nie.
Ona tymczasem zamruczała. Jak ten jej pieprzony rudy kot, Krzywołap, czy jak mu tam leci. Swoją drogą – brzydkie bydle. Choć dawało nadzieję – skoro kota brzydala przygarnęła, to może…
Nie zauważył momentu, w którym odwróciła się do niego przodem. Jej oczy pałały dziwnym blaskiem. Widział w nich głód i determinację. I to nie po raz pierwszy. Wiedział, że wystarczyłby jeden jego ruch a ona poszłaby w to wszystko w ciemno. Ale nie mógł jej wykorzystywać.
- Nie rób tego. - oparł swoje czoło o jej.
- Czego? - wychrypiała.
- Nie rozmawiaj ze Snape'm. Proszę.
- Skąd wiesz?! - odsunęła się od niego oburzona. Całą atmosferę szlag trafił. Brawo, Sev, elegancko spierdolone!
- Al u mnie był…
- Fantastycznie! Mówiłam mu, dlaczego nie przyszłam z tym do ciebie a on pierwsze co, to ci o tym mówi!
- Wiedział, że jeśli dowiem się po fakcie, to będę na ciebie wściekły. Szczególnie, gdyby Snape cię zabił.
- A jeśli nie zabije? Jeśli to pozwoli choć jedną kwestię wyjaśnić?!
- Naprawdę myślisz, że Snape utnie sobie z tobą pogawędkę? - teraz i on zrobił się wściekły. - Może zaprosi na herbatkę i opowie dlaczego jest tak jak jest?
- Nie. - nagle przestała wrzeszczeć. Wzięła uspokajający oddech i spojrzała na niego. - Wiem, że prawdopodobnie mnie przeklnie, będzie próbował zabić lub zwyczajnie zabije.
- I mówisz o tym tak spokojnie?!
- Zrozum. Ja muszę z nim porozmawiać.
- Porozmawiaj z Minerwą.
- Powie to samo co ty i Al. A ja chcę poznać prawdę. - ooo, znał ten ton. Nie raz go słyszał na szkolnym korytarzu. To był ton, który stosowała do Pottera i Weasleya w momentach, gdy nie chcieli jej posłuchać.
- Zrozum, że się o ciebie boję.
- Jestem dorosła. A ty nie jesteś ani moim ojcem, ani mężem, ani chłopakiem, ani opiekunem domu. Jest nim Alex, dlatego poszłam też z tym do niego.
- Jestem twoim nauczycielem. I ponoć przyjacielem.
- Owszem. - przysunęła się bliżej i wtuliła w niego. Modlił się w duchu, by nie wyczuła jego erekcji, która była stanowczo nie pedagogiczna.
- Nie idź.
- Dlaczego?
Odsunął ją lekko od siebie. Wpatrywał się wprost w jej oczy. I pierwszy raz, od bardzo dawna, użył legilimencji. Nie mogła tego wyczuć. Ale on chciał wiedzieć.

Była w Hogwarcie. Stała przed jego gabinetem razem z Lovegood. Kręciły się z różdżkami w pogotowiu. Nagle przybiegł Flitwick, krzycząc, że Śmierciożercy wdarli się do Hogwartu. Otworzył drzwi do jego gabinetu. Po chwili usłyszała jak coś pada na ziemię – razem z Lovegood weszły do środka. On sam stał, pośpiesznie chowając różdżkę w dłoni.
- Zemdlał. Granger, Lovegood, zajmijcie się nim. Ja idę sprawdzić co się dzieje. - warknął i wybiegł z gabinetu. Czuł jej strach. Próbowała cucić Flitwicka, dopiero Enervate podziałało. Zostawiła Lunę z profesorem i sama pobiegła na wyższe piętra, gdzie trwała walka.
Widziała jak Snape biegnie gdzieś – wyglądało to tak, jakby gonił Śmierciożerców. Otrzeźwiła ją Avada posłana w jej kierunku przez Bellę. Wdała się w walkę.
Kilkanaście minut później zauważyła Snape'a biegnącego ile sił w nogach. Coś krzyczał, pod ręką ściskał bladego Malfoya.
- Zrobiłem to, stary głupcze!!! - usłyszała, gdy przebiegali obok niej. Chciała pobiec za nimi, ale drogę zastąpił jej Greyback. Po chwili jego uwagę odwrócił Bill. Potem wszystko się rozmyło.
Bęc. Nowy obraz. Stała w Pokoju Życzeń i czytała podręcznik Księcia Półkrwi. Wokół były rozrzucone stare numery „Proroka” z zaznaczonymi fragmentami na temat Eileen Snape.
- Nie wierzę, że jesteś zły… nie wierzę…
Znowu mgła.
Wracała razem z Harrym i Ronem z pogrzebu Dumbledore'a. Ron ją obejmował a ona czuła obrzydzenie. Nie chciała by ją dotykał. Nie chciała mieć z nim nic do czynienia. Skłamała i uciekła od nich. Udała się do sali Eliksirów. Chwilę się pokręciła aż w końcu usiadła przy biurku i niepewnie zajrzała do środka. Na bok odsunęła wszystkie stare wypracowania po to, by na dnie szuflady znaleźć listy.
- Lily Evans, Londyn… - wymruczała. Czytała wszystkie po kolei. Przy niektórych się krzywiła, przy innych wybałuszała oczy ze zdumienia. Przy ostatnich dwóch zaczęła płakać. Wiedział dlaczego. Znał te listy na pamięć.

„Lily,
nigdy Ci tego nie powiedziałem wprost. Ale wiedz, że jedynym powodem, dla którego wróciłem jesteś Ty. Wiem, że kochasz Jamesa – szanuję to i nie będę między Was wchodził. Ale wiedz jedno – dołożę wszelkich starań i, jeśli taka będzie potrzeba, zginę, aby włos Wam z głowy nie spadł.
Bo mimo że mnie przez lata wykorzystywałaś – ja Cię zawsze kochałem.

Severus
Londyn, 31.10.1981 r.”


Ocknął się.
- Skończyłeś?
- Ja…
- Użyłeś legilimencji. Dlaczego?
- Chciałem…
-...dowiedzieć się, dlaczego się upieram tak przy Snapie? Już wiesz dlaczego. - opuściła głowę. - Wiem, nie powinnam była czytać jego prywatnych listów. Wiem, że gdyby się o tym dowiedział to by mnie obdarł ze skóry...
„A żebyś, kurwa, wiedziała!”
- … ale one wszystko wyjaśniają. - uśmiechnęła się smutno. - Jego początkową pogardę do mugoli, jego bycie Śmierciożercą, jego powrót…
- Ty mu współczujesz?
- Już o to kiedyś pytałeś. Nie. Nie współczuję. Po prostu rozumiem. I tylko dziwię się Zakonowi, bo wątpię abym była jedyną osobą, która o tym wie, że nie próbowali z nim nawiązać kontaktu. Tak jakby wszyscy czekali, kiedy jednak okaże się szpiegiem.
Stał oniemiały. Nigdy nie spotkał się z taką postawą. Dumbledore – jedyny człowiek, który znał jego historię od A do Z – traktował go tylko jak pionka. Nigdy nie okazał zrozumienia. Czuł złość – nie powinna była dotykać jego rzeczy, ale… ona malała po tych słowach. Patrzył na nią i widział, że nie mówiła tego pod publiczkę. Ona naprawdę tak myślała.
Impulsywnie przyciągnął ją do siebie. Zdziwiona, nie stawiała oporu. Przyłożył swoje usta do jej i powoli, jakby czekając na zachętę, zaczął ją całować. Delikatnie. Niepewnie. Z dziwnym pragnieniem. Wdzięcznością. Tak wiele chciał jej przekazać.
Odpowiedziała mu tym samym. Nie odsunęła się – zaprosiła do dalszych pieszczot. Otworzyła się przed nim, wpuszczając jego język do środka. A on czuł, że zaraz coś w nim pęknie. Lada moment.
Nawet nie zauważył, że ich twarze zrobiły się mokre od jego łez a pocałunek zmienił w przyciskanie dziewczyny do siebie. Trzymał ją w ramionach, modląc się o to, by nigdy nigdzie nie odeszła.
- Już, spokojnie… - poczuł, jak głaszcze go po plecach. Wzdrygnął się, ale po chwili uspokoił. Czuł palący wstyd za to, że się rozkleił.
- Ja… Hermiono, bo…
- Cii… już nie nic nie mów.

4 komentarze:

  1. Hermiona jest tak blisko poznania prawdy... to nie wiarygodne ale budujesz napięcie tak jak najwybitniejsi twórcy kryminałów :D pozdrawiam ( w oczekiwaniu na 8)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. *Obrasta w piórka* Chowałam się na kryminałach, więc pewnie coś we mnie z nich wsiąknęło :)

      Usuń
  2. Mam nadzieje ze Jak Jermiona pozna prawde to chociasz chwile sie na niego obrazi czy cos zeby Severus mogl pokazac ze mu zalezy na niej ^^ Twoje opowiadanie strasznie mi soe podoba ;3 czekam na kolejne czesci :) ;* Duzo weny! Pozdrawiam :3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo mnie to cieszy! :) Jeśli chodzi o kwestię ujawnienia - cóż, cukierkowo nie będzie ;)

      Usuń