niedziela, 19 lutego 2017

Rozdział XIII.3

Patrzył tępo na drzwi, czując dziwne pomieszanie złości i dumy. Złość za to, że tak ją potraktował. Dumę, ponieważ wiedział, że tak będzie najlepiej.
Usiadł na fotelu i schował twarz w dłoniach. Czuł się podle. Ale wiedział, że nie mógł postąpić inaczej. Lepiej to uciąć teraz, kiedy jeszcze mu nie zależy. I tak już boleśnie odczuwał obecność tej dziewczyny w swoim życiu. Stał się bardziej rozkojarzony, wystawiał się na pośmiewisko jak przez ostatnie dni i przede wszystkim, czuł złudne szczęście. Złudne, ponieważ doskonale wiedział, że jedyne co jej się w nim podoba to aparycja durnego mugola. Przez sześć lat nauczania jej ani razu nie zobaczył takich spojrzeń jak przez ostatnie tygodnie.
- Trudno patrzeć z miłością na zrzędliwego nietoperza. - mruknął i przywołał z szafki butelkę Ognistej. Odkorkował i pociągnął długi łyk. Po chwili rozkoszne ciepło rozpłynęło się po całym ciele. Nie myśleć o niej. To najlepsze co może zrobić. Wrócić do tego co było. Ona-uczennica, on-nauczyciel. I tyle. I nie, nie może rozpamiętywać tego jak się bawili na weselu. Bawiła się z nim tylko dlatego, że Weasley okazał się dupkiem. Nie może wspominać smaku jej ust, ponieważ pocałowała go z tego samego powodu. Koniec. Najwyższa pora wziąć się w garść, Severusie. I wrócić do tego, co potrafisz najlepiej – bycie szpiegiem doskonałym. Tylko, że jakoś go to zajęcie przestało fascynować. Coraz trudniej żyło mu się na usługach dwóch panów. I szczerze – powoli miał w nosie to, kto wygra. Byleby się to w końcu skończyło.
***
Tygodnie mijały jak szalone. Hermiona powoli przyzwyczajała się do nowej rzeczywistości, w której była praktycznie całkiem sama. Unikała Ginny na setki sposobów i najczęściej zaszywała się w bibliotece.
Hogwart nie był już taki jak kiedyś. Każdego dnia w życie wchodził nowy dekret edukacyjny, który coraz bardziej ograniczał swobodę mieszkańców zamku. I, choć McGonagall dwoiła się i troiła, ciężko było obejść niektóre przepisy. Praktyki z Marcusem również nie zaliczały się do przyjemnych. Od czasu, gdy wyrzucił ją z gabinetu, głównie milczeli. Najczęściej traktował ją jak powietrze, dlatego starała się zawsze skończyć swój przydział najwcześniej jak to możliwe i uciec z lochów. Biorąc to wszystko pod uwagę, ciężko było uwierzyć, że to ta sama szkoła, do której chodziła przez ostatnie sześć lat. 
- Dzień dobry! - do klasy wparował Alexander i uśmiechnął się promiennie do zgromadzonych. A była ich zaledwie czwórka: ona, Lavender, Parvati i Neville. Do tego oraz do wystroju sali, nie potrafiła się przyzwyczaić. W zeszłym roku, gdy urzędował tu Snape, na ścianach widniało wiele przerażających obrazów.  Teraz zostały zastąpione twarzami Śmierciożerców, wśród których znajdował się sam Alexander oraz Snape. - Miło mi was widzieć ponownie na zajęciach. Jak wiecie doskonale, przez ostatnie dwa miesiące staraliśmy się wyrównać nieco wasz poziom i nadgonić braki. Każdy z waszych poprzednich nauczycieli kładł nacisk na zupełnie inne kwestie, lecz żaden z nich, no… może z wyjątkiem profesora Lupina, nie doprowadził swojego materiału do końca. Z radością mogę wam dziś oznajmić, że skończyliśmy ten żmudny proces, który i tak trwał dłużej, niż zakładałem. Oczywiście wiele pracy będziecie musieli jeszcze włożyć sami, ale wierzę w to, że dacie sobie radę. Dziś zaczynamy w końcu materiał przeznaczony dla ostatniego rocznika podstawowej magicznej edukacji. - Alexander nieco spochmurniał, machnął różdżką na tablicę, na której pojawił się temat: „Pierwsza wojna Voldemorta – przyczyny”. Neville pisnął, Lavender zatkała sobie usta a Hermiona wyprostowała się, mile zaskoczona. Dotychczas przez nikt nie chciał z nimi rozmawiać na temat tego, co wydarzyło się dwadzieścia lat temu. Oprócz powszechnie znanych faktów, jak upadek Voldemorta i przeżycie Harry'ego, niewielu z nich znało więcej informacji. Hermiona też miała problem z dotarciem do nich – ponoć istniała tylko jedna książka rzetelnie opisująca cały przebieg poprzedniej wojny. I, co najgorsze, książka była całkowicie niedostępna.
- Wiem, moi drodzy, że to nie Historia Magii. Ale wiem również, że profesor Binns nigdy z wami tego nie omówi. A to jest piekielnie ważne abyście wiedzieli jak to wyglądało ostatnim razem. Część z was, jak Neville czy Hermiona, mogli co nieco słyszeć na ten temat. Jednak uwierzcie mi – wszystko co słyszeliście jest NICZYM, w porównaniu do tego co faktycznie się wówczas działo. Dlatego przez najbliższe dwa miesiące chciałbym, abyśmy razem przerobili historię pierwszej wojny. Uprzedzam was jednak – Al przysiadł na swoim biurku i spojrzał na nich z powagą – to nie będą peany na cześć Dumbledore'a i „naszej strony”. Jako weteran i obecny członek Zakonu, opowiem wam z całą brutalnością do czego dopuszczały się obie strony.
- A co jeśli ktoś nie chce tego słuchać?! - Hermiona zerknęła na Lavender, która ze łzami w oczach wpatrywała się w Fillmana.
- Drzwi tej klasy, panno Brown, są zawsze otwarte. Nikt pani do tego nie zmusi. Jeśli jednak uważa pani, że to jest za dużo na pani wrażliwość, szczerze wątpię, aby dała pani radę faktycznie obronić siebie lub swoich bliskich. Nie da się bowiem walczyć używając jedynie nieszkodliwej na dłuższą metę Drętwoty czy Rozbrajacza. Nie. Musicie zrozumieć, że nawet walcząc po stronie dobra, będziecie nie raz i nie dwa zmuszeni do tego, by użyć zaklęć, za które będziecie się potem nienawidzili. - podrapał się po policzku, na którym widniał już kilkudniowy zarost. - To nie jest tak, że jeśli nie należycie do Zakonu, to nie bierzecie udziału w wojnie. Nie. Dziś każdy z nas jest w gigantycznym zagrożeniu chociażby z tego powodu, że się jawnie nie opowiedział za Czarnym Panem. On działa w prosty sposób: jesteście ze mną lub przeciwko mnie. Nie ma tu miejsca na szarości czy neutralność. Każde z was, lada moment, gdy tylko wyjdziecie zza tych murów, stanie przed koniecznością obrony swoich bliskich. Lada moment wkroczycie w prawdziwe dorosłe życie. I, niech Merlin dopomoże, weźmiecie ślub, będziecie mieć dzieci. Nikt z nas nie jest w stanie powiedzieć wam, że ta wojna skończy się przed tymi wydarzeniami. Nikt też nie powie wam na sto procent, kto w tej wojnie będzie zwycięzcą. Dlatego naprawdę radzę wam zacisnąć zęby,dorosnąć i dla dobra siebie i swoich bliskich: posłuchać tego, co będę wam wykładał.
Po tej przemowie w klasie zapanowała cisza. Lavender nerwowo ocierała oczy, ale nie wstała z miejsca. Fillman rozejrzał się po ich twarzach, jakby sprawdzając ich wytrzymałość.
- Rozumiem, że jednak wszyscy postanawiacie zostać? W takim razie zaczynajmy. Kto mi powie, kiedy tak naprawdę Tom Riddle przyjął nowe nazwisko i popełnił pierwsze morderstwo?
Ręka Hermiony momentalnie wystrzeliła w górę.
- Hermiono?
- Było to pod koniec jego piątego roku, kiedy wypuścił bazyliszka z Komnaty Tajemnic. Wówczas została zamordowana uczennica Ravenclawu, Marta Figerpie, znana obecnie jako Jęcząca Marta. Jeśli jednak chodzi o bezpośrednie morderstwo… miało to miejsce niewiele później, w wakacje przed szóstym rokiem. Wówczas zamordował swojego ojca. Uniknął kary, ponieważ całą winę zrzucił na swego wuja, Morfina Gaunta, wielokrotnie karanego za znęcanie się nad mugolami. - powiedziała gładko, choć w środku czuła wielki niesmak. Gdy Harry opowiadał jej i Ronowi to, co zobaczył w myślodsiewni Dumbledore'a, miała wrażenie, że zwymiotuje. - Nowe nazwisko przyjął tuż po tym drugim wydarzeniu, chcąc tym samym całkowicie odciąć się od mugolskich korzeni.
- Doskonale, Gryffindor zyskuje 20 pkt. Jak sami zatem widzicie…
Lekcja była dość interesująca. Oprócz znanych jej dzięki Harry'emu faktów, dowiedziała się wiele na temat tego, w jaki sposób Voldemort poszerzał swoje horyzonty, jeśli chodzi o czarną magię. Nawet nie zauważyli, gdy zabrzmiał dzwonek.
- Oho, lećcie, bo profesor Marcus mnie zabije za to, że się spóźniliście! A w Halloween głupio byłoby zarobić szlaban. - rzucił na pożegnanie i uśmiechnął się promiennie. Hermiona skrzywiła się. No tak, Halloween. Wieczorem miała odbyć się uczta a tuż po niej – zabawa. McGonagall wraz z opiekunami domów postanowiła nieco umilić im ten trudny czas i naraiła jakiś zespół, którego Gryfonka nawet nie kojarzyła. I tak ją to nie obchodziło – zamierzała wieczór spędzić w dormitorium, z dala od wrzeszczących i skaczących jak małpy uczniów. Relaks z książką – to ostatnio lubiła najbardziej. Pocieszona swoim planem, ruszyła niechętnie na kolejną lekcję, która spłynie na pogardliwym milczeniu Marcusa i ślinieniu się Parkinson. Normalnie, żyć, nie umierać.

2 komentarze: