- Hermiona! - gdy wszystkie krzesła zostały zastąpione przez eleganckie stoły nakryte złotymi obrusami i przesunięte pod ściany, wszyscy zgromadzili się wokół pary młodej. Krzyk należał do stojącego kilka kroków od niej Ala, któremu, jak zawsze, towarzyszył Matt. Uśmiechnęła się i podeszła do nich.
- Ślicznie wyglądasz! - Al uściskał ją serdecznie.
- Dziękuję.
- Jak widać, opanowałaś nawet tę szopę, która ciągle lata nad eliksirami. - Marcus był ewidentnie w nastroju sarkastycznym. Przyjaciel kopnął go mocno w kostkę.
- Bądź milszy, bo dziewczyna jeszcze pomyśli, że jej nie lubisz!
- Bo nie lubię!
- Akurat!
- Skąd ty to możesz wiedzieć?
- Stoi przed tobą śliczna, siedemnastolatka i śmiesz twierdzić, że jej nie lubisz?
Hermiona zachichotała, widząc święte oburzenie na twarzy Matta.
- Al, do cholery. Po pierwsze – rozumiem, że ty lubisz wszystkie młode i ładne dziewczyny, co niezbyt dobrze wróży twojej karierze nauczycielskiej. Po drugie – widuję ją codziennie a ostatni tydzień spędziła w moim łóżku…
- NO CO TY?!
- Pohamuj hormony, na Merlina! - wrzasnął Matt. - Była nieprzytomna!
- No, nie podejrzewałem cię o takie skłonności..
- AL!
Hermiona mimo najszczerszych chęci zachowania się godnie, zwinęła się wpół, zanosząc się dźwięcznym śmiechem. To przykuło uwagę bliźniaków, którzy od razu doskoczyli do towarzystwa.
- No co tak…
- … się śmiejecie?
- Z moich preferencji. - Marcus był cały czerwony na twarzy a jego wzrok mógł zabijać.
- Jakich preferencji? - zapytał Fred, przeskakując wzrokiem od Ala do Matta.
- Nie ważne. Gdzie się można czegoś napić? - Al skutecznie odwrócił uwagę Weasleyów i odciągnął ich w dalszy kąt namiotu. Hermiona została sama z naburmuszonym Mattem, który nadal miał śliczny czerwony kolor na policzkach.
- Wiesz, ciekawie wyglądasz z rumieńcem. - zachichotała. Zgromił ją spojrzeniem, które jednocześnie zlustrowało ją od stóp do głów. Na chwilę jego wzrok spoczął na dekolcie, momentalnie łagodniejąc. Tym razem to ona poczuła, że się rumieni. Matt podszedł do niej bliżej i uśmiechnął się wrednie.
- W sumie, muszę przyznać Alowi rację, że świetnie wyglądasz w tej sukience. Na tyle dobrze, że nabrałem ochoty na tańce. Skusisz się?
Dziewczynę zatkało, ale pokiwała głową. Na parkiecie już w najlepsze pląsała Fleur z Billem oraz państwo Weasleyowie. Pozostali goście stopniowo dołączali do tańców. Hermiona chwyciła wyciągniętą rękę Matta i dała się poprowadzić niemalże na sam środek. Mężczyzna złapał ją zdecydowanie za dłoń, drugą rękę kładąc jej na talii. Po chwili poczuła, że płynie. Była zdumiona – pierwszy raz w życiu zrozumiała, o co tyle hałasu z tańcem. Matt prowadził ją pewnie, a ona intuicyjnie reagowała na każdy jego ruch. Nigdy nie wierzyła w słowa pani Weasley, że w tańcu najważniejsze jest to, by mężczyzna umiał prowadzić a reszta przyjdzie sama.
Sunęli po parkiecie w rytm jakiegoś walca, dostojnie kręcąc się i podnosząc delikatnie na palcach. Matt był przez cały czas skupiony – mrużył lekko oczy i przygryzał dolną wargę. Ona z kolei cały czas się uśmiechała. Mimo iż na początku czuła się nieco niezręcznie, z każdym krokiem czuła coraz większą swobodę ruchów. Na tyle dużą, że pożałowała, gdy wybrzmiały ostatnie nuty walca. Chciała się cofnąć, dziękując za taniec, jednak Matt ją przytrzymał.
- Już uciekasz? - jego mina zbitego psa spowodowała, że zaczęła samą siebie ganić za to, że pomyślała o odejściu.
- Nie… ja… po prostu…
- Jak zwykle elokwentna. - w uśmiechu ukazał nieskazitelne białe zęby, przez chwilę przywodząc na myśl Lockharta.
- Po prostu… dziękuję za ten taniec… i myślałam, że…
- Że?
- Że wolisz już nie…- Gryfonka czuła, że jej policzki płoną. Odruchowo opuściła głowę, kryjąc się przed jego spojrzeniem. Marcus westchnął i pstryknął palcami na najbliższego kelnera. Ten podszedł posłusznie ze srebrną tacą, na której stały kieliszki szampana. Mężczyzna wziął dwa z nich, podziękował kelnerowi i wręczył jeden Hermionie.
- To jest wesele. To normalne, że się tańczy, cieszy i bawi. Masz, wypij. A potem, jeśli pozwolisz, znowu cię porwę na parkiet. - dziewczyna podziękowała skinieniem za kieliszek i upiła z niego łyk. Szampan delikatnie połaskotał ją w podniebienie. Był bardzo lekki i orzeźwiający. Nie czuła żadnej nutki słodyczy, a mimo to bardzo jej smakował. Nim zdążyła opróżnić kieliszek, Matt oddalił się w kierunku Ala, który go wołał. Została sama, dopijając alkohol.
- Tu jesteś! - w jej kierunku zmierzał Harry i Ron, obaj w towarzystwie kuzynek wil.
- Widzę, że integrujesz się z nową rodziną. - sarknęła do Rudego, który tylko się roześmiał. Harry uśmiechnął się delikatnie.
- Wyluzuj, Hermiono, dziś jest wesele. Ostatnia szansa na zabawę. - Ron był wniebowzięty. Francuzki coś do siebie zaświergotały, po czym zwróciły się do chłopaków.
- My pouidziemi do toillete. Przypudhować nosek. - obie cmoknęły swoich partnerów w policzki i uciekły rozchichotane. Hermiona patrzyła na tę scenę dość sceptyczna, ale nic nie powiedziała.
- A ty jak się bawisz? - Harry próbował nawiązać rozmowę, ale kiepsko mu szło. Cóż, nic dziwnego – przez ostatnie tygodnie nie miała dla nich w ogóle czasu i czuła się tak, jakby wyrosła między nimi przepaść. Ron, jeśli już się na nią natykał w Norze, obrzucał ją jedynie kpiącym spojrzeniem i bąkał „cześć”. Ginny próbowała jej to wyjaśnić, ale mimo najszczerszych chęci nie rozumiała tego.
- W porządku. Przed chwilą tańczyłam z Mattem, ale teraz poszedł do Al…
- Z Mattem? - Ron się obruszył. Spojrzała na niego zdumiona.
- Tak, z nim, a co?
- Przecież on jest stary!
- Ron, ja z nim tańczyłam, a nie poszłam do łóżka. - momentalnie poczuła złość. Zgarnęła od przechodzącego obok kelnera szklankę z jakimś ciemnobrązowym płynem i chlapnęła. Zakrztusiła się a chłopcy spojrzeli na nią zszokowani.
- Ty pijesz?! - Harry się roześmiał i poklepał po plecach.
- N..n...nie wiedziałam...ekhe...c-c-c-co to jest! - wycharczała. Brunet przylewitował jej szklankę z wodą. Wypiła duszkiem. Ron stał i patrzył w odległy kąt namiotu, wypatrując wil. Mimo wszystko poczuła ukucie żalu. Przez lata się w nim podkochiwała i nigdy nie zdołał jej zaszczycić takim spojrzeniem czy wyczekiwaniem. Zawsze była odstawiona na boczny tor. Trzymana dostatecznie blisko, by zżynać prace domowe, ale dostatecznie daleko, by w każdej chwili, gdy tylko Hermiona źle się w jego rozumieniu zachowa, odstawić na bok i się więcej nie odzywać. Przez ostatnie tygodnie, kiedy mogła złapać większy dystans do całej sytuacji, zaczęła patrzeć na ich przyjaźń w zupełnie innym świetle. Na idealnym obrazie Wielkiej Trójcy, jak zwykł ich nazywać Snape, pojawiły się liczne rysy. Owszem, mieli wiele miłych wspomnień. Ale pozostawało pytanie, czy przeżyliby choć jedną ze swoich przygód, gdyby ona, Panna-Wiem-To-Wszystko, miała taki sam poziom wiedzy jak oni. Szczerze to wątpiła.
- Dzięki, Harry. - mruknęła, odkładając szklankę na bok. - To kiedy wyruszacie?
- Chcieliśmy jutro, ale coś czuję, że jeśli impreza przeciągnie się do rana, to raczej nam się to nie uda. - Harry sięgnął po kanapkę. - Nie zmieniłaś zdania?
- Nie.
- W porządku. - Brunet się uśmiechnął. - I wiedz, że nie mamy ci tego za złe…
-… czyżby? - Ron odwrócił się raptem do nich. Pstryknął bezczelnie na kelnera i sięgnął po szklankę z Ognistą.
- Tak, Ron, pora odpuścić. - Potter wyglądał na zmęczonego.
- Nie wydaje mi się. - Rudy wypił whisky i zwrócił się do Hermiony. - Wolisz zostać z nim, prawda?!
- Z kim, Ron? - dziewczyna zrobiła oczy jak spodki, nie wiedząc o co właściwie mu chodzi. Tymczasem chłopak zaczął się nakręcać, swój żal i złość podlewając kolejnymi szklankami whisky.
- Z tym całym Mattem! - wrzasnął, aż ludzie koło nich się obrócili. - Ostatnio tylko z nim spędzasz czas!
- Nie moja wina, że takie mam zadanie dla Zakonu! - Hermiona próbowała jeszcze pohamować swoje emocje, ale słowa Rona ją zabolały.
- Jasne, zadanie. Takie, że tydzień leżałaś u niego w lochach? I co tam robiliście?
- Ron! - Harry chciał odciągnąć przyjaciela na bok, ten jednak go odtrącił. - Hermiona leżała nieprzytomna…
- I ty w to wierzysz? Z pewnością już pracuje na kolejne punkty!
Ręka Hermiony sama skoczyła do policzka Rona, jednak nie zdążyła do niego dotrzeć. Zauważyła jakąś szarpaninę i dopiero po chwili zorientowała się, że do Rona doskoczył Matt i chwycił go za gardło.
- Przeproś. - głos mężczyzny był tak twardy, że wszyscy przyglądający się tej scenie, rozpierzchli się na boki. Gryfonka stała jak sparaliżowana, wpatrując się w to, co działo się przed jej oczami.
- Bo..?
- Bo ponoć to twoja przyjaciółka. Choć, jak tak na ciebie patrzę, mam wrażenie, że inaczej pojmujemy definicję słowa „przyjaźń”. - Matt mówił spokojnie, lecz coś w jego tonie było takiego, że strach było mu się sprzeciwić.
- Bronisz swojej nowej pupilki, Marcus? Ciekaw jestem, czy ona wie, kim byłeś. - Ron, którego instynkt samozachowawczy wyraźnie zdezerterował, sarknął, odpychając mężczyznę od siebie. Ten puścił chłopaka i przyjrzał mu się z góry do dołu z kpiącym uśmiechem.
- Weasley, moja przeszłość to moja sprawa. A z panną Granger, ani tym bardziej z tobą, nie łączy mnie nic, abym musiał się z niej tłumaczyć. Skoro nie zamierzasz przeprosić, trudno. Nie do mnie należy wychowywanie ciebie. Całe życie mnie jednak uczono, że to właśnie w Gryffindorze, gdzie „kwitnie męstwa cnota”, przyjaźń stawia się na pierwszym miejscu. Jesteś kolejnym przykładem na to, że motta domów to jedynie czcze przechwałki, które nie mają nic wspólnego z rzeczywistością. Potter – odwrócił się do Harrego tak nagle, że ten aż podskoczył. - Radzę ci zabrać pana Weasleya jak najdalej od panny Granger. Najlepiej w takie miejsce, by nieco ochłonął i wytrzeźwiał, bo cuchnie whisky na kilometr. Pić też trzeba umieć, a widać nawet w tym jesteś kiepski, Weasley.
- Silencio! - Ron spojrzał oburzony na przyjaciela. Harry trzymał różdżkę w dłoni i celował nią w niego. - Wybacz, stary, ale dość już powiedziałeś. Idziemy. - wziął go pod ramię i siłą odciągnął od Hermiony i Matta.
Mężczyzna wziął kilka głębokich oddechów i dopiero po chwili zwrócił się do dziewczyny.
- Nic ci nie jest? - uśmiechnął się krzywo.
- Nie… po prostu…
- To dupek. - Matt nie owijał w bawełnę. Przywołał gestem kelnera i wręczył dziewczynie kawałek magicznego ciasta i szklankę z Ognistą. - Zjedz to i wypij. Jesteś zdenerwowana, a to pozwoli ci się otrząsnąć. I nie waż się przejmować tym, co ten rudy bałwan mówił.
- Dziękuję. - uśmiechnęła się blado i posłusznie spełniła polecenie. Gdy z talerzyka zniknął ostatni okruszek ciasta, Matt wyciągnął do niej rękę.
- Zatańczymy jeszcze?
Skinęła głową i chwilę później już o niczym nie myślała.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz