poniedziałek, 30 stycznia 2017

Rozdział VII.2

- Pośpiesz się! - Ginny ponaglała starszą Gryfonkę, tupiąc niecierpliwie nogą. Nic dziwnego – ceremonia miała się zacząć za jakieś piętnaście minut, a Hermiona nadal stała przed lustrem.
- Staram się! - warknęła, szarpiąc desperacko swoje włosy. Wszystko na nic. Próby stworzenia z szopy pięknej fryzury spełzały na niczym. Nawet najtrudniejsze zaklęcia nie pomagały a nie chciała ryzykować wypadnięciem wszystkich włosów.
- Daj. - Ginny podeszła do Hermiony i przejęła od niej grzebień. Różdżką przywołała kilka wsuwek. Po paru ruchach Granger mogła się cieszyć wielkim kokiem, który prezentował się znacznie bardziej elegancko od burzy skołtunionych włosów.
- Super! Dziękuję! - Hermiona uścisnęła Rudą, która sama miała na głowie eleganckie fale, spływające swobodnie na dekolt jasnozielonej sukienki na cienkich ramiączkach. Kreacja Ginny sięgała do kostek i była dość wąska, co idealnie podkreślało jej kształty. Hermiona zdecydowała się przerobić jedną ze swoich sukienek. Dzięki temu stała w zwiewnej, szyfonowej sukni barwy kobaltu. Całości dopełniały złote szpilki, które pożyczyła od mamy Ginny.
- Dobra, lepiej nie będzie. - mruknęła, pociągając usta błyszczykiem i obie zeszły na dół.
- W końcu! - wrzasnęła pani Weasley. - Wiecie, która godzina?!
- Tak, mamo. Spokojnie. Gdzie Fleur?
- W salonie. Idźcie zająć miejsca, zaraz się wszystko zacznie!
Posłusznie wyszły do ogrodu, gdzie rozstawiony był gigantyczny namiot. U wejścia stali bliźniacy, szarpiąc nerwowo kołnierzyki odświętnych szat. Dziewczyny minęły ich bez słowa i weszły do środka. Hermiona oniemiała – namiot był po brzegi przepełniony ludźmi. Lekko licząc dwieście osób, z których osobiście znała może z pół setki. Krocząc przez środek, minęła ciotkę Ginny, która coś gderała do Rona.
- Doprawdy, powinieneś obciąć te włosy! - rzuciła staruszka. Dalej siedzieli członkowie Zakonu Feniksa, Hagrid i jacyś nieznani jej bliżej ludzie. Po stronie panny młodej kłębił się tłum srebrnowłosych kobiet, świergocących po francusku. Dziewczyna miała wrażenie, jakby znalazła się w skrzyżowaniu ula z klatką dla kanarków – głosy wszystkich mieszały się w jeden monotonny szum. Przeszły razem z Ginny na sam przód i zajęły miejsca obok Harrego, taty Rona i Charliego, który gładził się po krótkich włosach.
- … mówię ci, tato, mama by mnie ukatrupiła, gdybym je magicznie odczarował… - urwał, spoglądając na swoją siostrę i Hermionę.
- Tak źle? - zapytała Ruda, uśmiechając się bezczelnie.
- Wręcz przeciwnie, świetnie wyglądacie! Hermiono, w tej wersji można dostrzec w tobie kobietę! - wyszczerzył zęby, za co oberwał w głowę od Ginny.
- Lepiej siadajcie, bo zaraz się zacznie. - Artur poklepał miejsca obok siebie. Pośpiesznie usiadły – jak się okazało, w samą porę. Wszystkie rozmowy ucichły. Pierwszy u wejścia do namiotu pojawił się Bill z panią Weasley, która co chwilę ocierała sobie oczy chusteczką. Gdy odprowadziła syna do ołtarza, ucałowała go mocno w oba policzki i usiadła obok męża, cicho pochlipując. Bill, stał, nerwowo wpatrując się w wejście, w którym po chwili pojawiła się Gabrielle, ubrana w czerwoną sukienkę do kolan. W dłoniach dzierżyła skromny bukiecik i dumnie kroczyła w kierunku ołtarza. Tuż za nią pojawiły się dwie inne dziewczyny, ubrane w identyczne sukienki. Na końcu pojawiła się Fleur – olśniewająca swoją urodą w cudownej, srebrno-złotej sukni. Szła pewnie, z dumnie podniesioną głową a za nią ciągnął się długi welon, niesiony przez najmłodsze dziewczynki z jej rodziny. Gdy dotarła do ołtarza i odwróciła się do narzeczonego, ten uśmiechnął się szeroko. Hermiona była zdumiona przemianą – w tym momencie nie dało się dostrzec śladów po ataku Greybacka. Oboje stali, rozpromienieni swoim blaskiem i radością.
- Kochani! - mały, łysy urzędnik krzyknął głośno, a szmery ucichły. - Zebraliśmy się tu, by połączyć dziś tych dwoje nierozerwalną małżeńską więzią. W tych trudnych dla nas wszystkich czasach odnaleźli siebie i pokochali, dając przykład tego, że miłość jest potężniejsza od wojen. Dlatego wielkim zaszczytem jest dla mnie możliwość udziału w tej ważnej dla nich chwili. Przed wami wiele wspólnie spędzonych chwil, które nie zawsze będą szczęśliwe. Będziecie się zmagali z różnymi problemami, jak również i wspólnymi sukcesami. Pokonując choroby, odsuwając od siebie pokusy oraz przeciwstawiając się łatwym wyborom, pamiętajcie zawsze ten dzień. Dzień, w którym oboje zapewnicie siebie nawzajem o uczuciu, które będzie was scalać do końca waszych dni.
Hermiona słuchała jak urzeczona, słysząc ciche pochlipywanie Ginny. W głębi serca zazdrościła Billemu i Fleur, że udało im się siebie odnaleźć. Sama nie miała złudzeń, że kiedykolwiek kogoś pozna. Jej przeznaczenie było zgoła inne – jako przyjaciółka Pottera musiała razem z nim zbawić świat.
- Czy ty, Williamie Arturze Weasleyu, przysięgasz na swą duszę, serce i ciało, że będziesz kochał Fleur Isabelle Delacour i pozostaniesz jej zawsze wierny do końca swych dni? - zapytał urzędnik, podsuwając tacę z obrączkami Billowi. Ten wziął jedną, wsunął na palec Fleur i ostro rzucił:
- Przysięgam.
- Czy Ty, Fleur Isabelle Delacour, przysięgasz na swą duszę, serce i ciało, że będziesz kochała Williama Artura Weasleya i pozostaniesz mu zawsze wierna do końca swych dni?
- Oui, ja przysięgi – zaśpiewała Fleur, wkładając obrączkę na palec Billa.
- Na mocy nadanej mi przez Wizengamot oraz Ministerstwo Magii, z radością i uroczyście oświadczam, że małżeństwo przez was zawarte jest od tej chwili ważne i oficjalne.
Bill chwycił Fleur w ramiona a wokół rozległy się oklaski. Pan Weasley wstał i wyszedł na środek.
- Drodzy państwo! Proszę powstać – pora na wesele!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz