- Kurwa mać! - wrzasnął, odstawiając czarkę na bok i doskakując do dziewczyny. To była ewidentnie kretynka. Musiała skłamać – nikt nie wytrzymałby takiego upustu krwi i to przy pierwszym razie. Był wściekły na nią i na siebie – czemu się w ogóle na to zgodził?!
- Granger, kurwa mać! - poklepał dziewczynę po twarzy, ale bez reakcji. Była niebezpiecznie chłodna. Zajebiście. Przez durny pomysł Minerwy pozwolił zabić się tej idiotce.
Wkurzony na maksa, przywołał z magazynu odpowiedni eliksir i siłą wlał jej do gardła. Jedyną reakcją było lekkie zarumienienie się jej twarzy. Ale nadal wyglądała źle. Wściekły podszedł do kominka, wrzucił garść proszku Fiuu i ryknął:
- POPPY DO MNIE! JUŻ!
Po chwili z płomieni wyszła pielęgniarka, wyraźnie zniesmaczona.
- Dlaczego myślałam, że w tej postaci będziesz milszy? - warknęła, po czym zbladła na widok Hermiony.
- COŚ TY JEJ ZROBIŁ?!
- Nie drzyj się!
- Nie mów, że to dziecko oddawało krew!
- To akurat jej pomysł. Minerwa dała nam spore zamówienie na Dziewicę, więc sama rozumiesz… - założył ręce na piersi, ignorując pomstowanie pielęgniarki.
- No nie! Wyście zwariowali! Myślałam, że sprowadzanie smoków i dementorów to był szczyt, ale okazuje się, że wystarczy was dwoje zostawić w Hogwarcie i sami wytępicie uczniów. Sam-Wiesz-Kto nie będzie tu nawet potrzebny!
- Skończ, do cholery i zajmij się swoją robotą. - uciął, odsuwając się od Pomfrey na bezpieczną odległość. Ta tylko fuknęła, wskoczyła do kominka i po chwili wróciła z naręczem rozmaitych fiolek. Po kolei podawała je dziewczynie, która po kilku eliksirach przestała wyglądać na ledwie żywą. Po godzinie Poppy usiadła zmęczona i mocno zniesmaczona.
- Masz szczęście, wyjdzie z tego. Ile krwi oddała?
- Niecały litr.
- CZYŚ TY ZGŁUPIAŁ?!
Matt wzruszył tylko ramionami.
- To nie moja wina. To kretynka. Mówiłem jej, aby dała znać, gdy zacznie jej się kręcić w głowie. Gdyby nie to, że ją obserwowałem i przerwałem w odpowiednim momencie, ta idiotka dałaby się wykrwawić na śmierć. - westchnął, wkładając ręce do kieszeni jeansów. Pielęgniarka pomamrotała pod nosem coś, co do złudzenia przypominało słowa: „Sam jesteś idiotą” oraz „powinieneś być ośle mądrzejszy od niej”. Wzięła głęboki oddech i spojrzała na niego już mniej wściekle.
- Ona jest zbyt słaba, bym mogła ją przenieść do Skrzydła Szpitalnego, dlatego musi zostać tutaj. Przeniesiemy ją delikatnie do twoich komnat, dobrze?
- I co, mam z nią jeszcze spać?!
- Daj spokój, to całkiem atrakcyjna dziewczyna. - Matt spojrzał na pielęgniarkę jak na idiotkę a ta się tylko roześmiała. - Czuwaj nad nią z łaski swojej, będzie potrzebować twojej opieki.
Marcus skinął niechętnie głową. Poppy zostawiła mu listę wytycznych co do podawania odpowiednich eliksirów, po czym wróciła do Skrzydła Szpitalnego.
- Wspaniale, awansowałem na niańkę. - mruknął, upijając łyk z małej buteleczki, którą wyjął zza paska. Westchnął i przelewitował Granger do swojej sypialni. Coś mu mówiło, że czeka go kilka wyjątkowo trudnych dni.
Niesamowity ból głowy. Tępe pulsowanie, jakby serce chciało się wyrwać z ciała przez czaszkę. Czemu akurat tamtędy – nie miała pojęcia. Jednak czuła, że jeśli zaraz on nie ustąpi, to oszaleje. Ocknęła się i zauważyła, że wokół panują ciemności. Starała się oddychać głęboko, chcąc choć minimalnie spowolnić pracę serca. Nie pomagało. Do tego czuła się całkowicie zdezorientowana. Chciała uzyskać pomoc, ale nie wiedziała gdzie się znajduje oraz czy ktoś w ogóle jest w pobliżu. W gardle czuła niesamowitą suchość, która skutecznie udaremniała jej wydanie jakiegokolwiek odgłosu poza skrzeczeniem. Czując narastającą panikę, zmusiła się do podniesienia się z pozycji leżącej. Natychmiast poczuła, że to był błąd – w głowie jej się zakręciło a w ustach poczuła żółć.
- P-p-p-pomocy… - wychrypiała żałośnie, szukając ręką różdżki. Nagle do pokoju wdarło się światło, które ją poraziło. W drzwiach ktoś stał.
- No nareszcie! - głos, który usłyszała odbił się echem w jej głowie. Jęknęła cicho a mężczyzna dwoma susami pokonał dzielącą ich przestrzeń i już przykładał rękę do jej czoła. Po chwili cicho westchnął.
- No pięknie. Załatwiłaś się tak, że twój organizm zareagował gorączką. - Hermiona chciała się odezwać, ale nie miała na to siły. Czuła, że lada moment znowu odpłynie.
- Śpij. - poczuła jak ten ktoś, kogo kojarzyła, lecz nie wiedziała skąd, ją głaszcze. Zmęczona przymknęła oczy i odpłynęła.
Czuła się tak, jakby przeżywała deja vu. Znów stała w sali Eliksirów i nie umiała poprawnie uwarzyć Amortencji. Co najgorsze – widziała, że czas jej się dosłownie przelewa przez palce a ona kręci się w kółko, nie mogąc dodać właściwego składnika do kociołka. Snape krążył wokół niej, co chwilę jej dogryzając.
- Granger, ty kretynko! - złapał ją w końcu za rękę i wsadził w eliksir. Poczuła dziwne ciepło i łaskotanie. Chciała ją wyszarpnąć, ale uścisk miał mocny. Z przerażeniem obserwowała, jak jej ręka roztapia się w wywarze…
- Granger!
- Nie...nie… nie… - załkała, próbując się wyszarpać.
- Hermiono!
- Niech mnie pan puści...profesorze…
- Hermiono…!
Poczuła klepanie po twarzy. Szarpnęła się.
- Obudź się do cholery! - żelazny uścisk na ramieniu sprawił, że gwałtownie otwarła oczy i aż się zachłysnęła. Wstrząs był na tyle silny, że zaczęła płakać. Głowa już jej nie bolała, ale czuła się całkowicie zdezorientowana. Poczuła, że ktoś ją mocno przytula.
- Już, głupia. Spokojnie. Bo za chwilę twoi przyjaciele mnie obedrą ze skóry. - kojący głos dopływał do jej uszu i w końcu go rozpoznała. Matt.
- Gdzie ja jestem? - wychrypiała tak, jakby w gardle miała tarkę zamiast strun głosowych. Mężczyzna odsunął ją delikatnie od siebie, odgarnął kosmyk z czoła i uśmiechnął się.
- W moich komnatach, które bezczelnie zajmujesz od tygodnia. - chciał wyburczeć, ale dziwna ulga na jego twarzy całkowicie zburzyła efekt.
- Jak to od tygodnia? Co się stało? - rozejrzała się bacznie wokół siebie i dostrzegła srebrno-zieloną tapetę sypialni Mistrza Eliksirów. To znaczy byłego Mistrza…
- Jak na Gryfonkę przystało, wykazałaś się tępotą, która o mało nie zapędziła cię do grobu. Nakazałem ci mówić, kiedy zacznie ci się kręcić w głowie!
- Ale nie kręciło mi się! - krzyknęła w obronie, powoli przypominając sobie wszystko. Oddawanie krwi. Majaki…
- Chcesz mi powiedzieć, że twój organizm zapomniał o tak ważnej funkcji ratowania życia jakim są zawroty głowy?
- Najwidoczniej. - burknęła, ciężko wzdychając. Czuła się nieco słaba. Matt pokręcił z niedowierzaniem głową.
- Niech ci będzie. A co ci się śniło takiego, że musiałem cię siłą budzić?
Dziewczyna zarumieniła się i uciekła wzrokiem w bok. Nie miała zamiaru tłumaczyć się z dziwnych koszmarów, w których główną rolę grał poprzednik Marcusa. Ten, widząc że Hermiona prędzej przestanie się uczyć, niż odpowie na jego pytanie, odpuścił. Pogłaskał ją po głowie.
- Cieszę się, że w końcu się obudziłaś. - powiedział cicho, co zmusiło ją do zerknięcia w jego jasne oczy. Po plecach przebiegł jej dreszcz, który wywoływał w niej dziwne ciepło.
- Ja również. Ja...przepraszam… - bąknęła, opuszczając głowę. Stopniowo docierało do niej jak blisko śmierci była. I to przez własną głupotę.
- Nic się nie stało. - Matt wstał i otrzepał spodnie. - A skoro raczyłaś się ocknąć, wypij te wywary – wskazał ręką na stolik nocny – a potem się ubierz i zmykaj stąd. Jutro ślub Billa, więc pewnie chciałabyś się jakoś ogarnąć.
Gryfonka, pijąc pierwszy eliksir, aż się zakrztusiła. Cholera jasna! Ślub!
- Ale ja nie mam prezentu! - momentalnie wpadła w panikę. Machając nerwowo rękami o mało nie zrzuciła fiolek z pozostałymi wywarami.
- Ej, uważaj! - warknął Marcus, doskakując do niej. - Trudno żebyś miała, skoro leżałaś nieprzytomna. - przez jego twarz przebiegł dziwny skurcz, jakby powstrzymywał grymas. - Swoją drogą… to tylko Weasley. Najlepszym prezentem dla niego powinna być twoja obecność.
- Ale…
- Nie ma ale. Wie doskonale, co się z tobą stało. - znów grymas. - Oczekuję, że za dziesięć minut będziesz już gotowa do drogi. Wypij to. - podał jej fiolki, po czym wyszedł z komnaty.
Matt to Snape. Zdecydowanie :D
OdpowiedzUsuńJakżeby inaczej :D
UsuńWyjątkowo przesadzona reakcja. Po oddaniu 550 ml nie czuje się absolutnie żadnej różnicy a po oddaniu raptem 250 więcej oraz wypiciu specjalnych eliksirów uzupełniających krew jest umierająca i ledwo żywa i to w dodatku przez parę dni? Eee... ;)
OdpowiedzUsuńNiekoniecznie przesadzona, co akurat konsultowałam z pielęgniarkami ze swojego otoczenia :) Powyżej 650 ml oddanej krwi ryzyko wystąpienia szoku dla organizmu rośnie lawinowo. A każdy organizm reaguje nieco inaczej. Dodałam fakt, że Hermiona oddawała krew pierwszy raz (adrenalina, te sprawy) + przemęczenie (w końcu pracowali dzień w dzień do późna). W takim zestawieniu nawet nie trzeba dodawać faktu jej magiczności i innego wpływu na czarodziejów - takie składowe mogłyby mugola powalić i to bez większego problemu.
UsuńAle nie czarodzieja, który dostał magiczne mikstury uzdrawiające - chyba, że dostała eliksir na porost włosów zamiast uzupełniającego krew, ale nie wydaje mi się :)
UsuńTo jaką ilość krwi powinna oddać według Ciebie, aby to było zasadne? :)
Usuń