- Granger, do cholery, co ty robisz? - stała w sali Eliksirów i po raz trzeci próbowała dorzucić składnik do Amortencji. Jednak ilekroć sięgała po płatki krwistej róży, zamiast niej chwytała leżące obok dżdżownice. Stary Nietoperz krzątał się wokół niej, coraz bardziej się piekląc. A ona wciąż i wciąż próbowała.
- Dość! - ryknął nagle, wyrwał jej dżdżownice z dłoni i zjadł. Wybałuszyła oczy, po czym chciała krzyknąć, gdy on podszedł do niej i nachylił się, by ją pocałować. Nie zdążyła, bo ktoś nagle ją szarpnął za ramię.
- Hermiono! Wstawaj! Już wpół do ósmej, spóźnisz się! - pani Weasley potrząsała nią lekko. Gryfonka usiadła na łóżku mrugając zdumiona oczami. To był bez wątpienia najbardziej dziwaczny sen, jaki do tej pory miała okazję wyśnić.
- O, obudziłaś się! - mama Rona uśmiechnęła się i pogładziła ją po policzku. - Kochana, pośpiesz się, bo nie zdążysz zjeść śniadania!
- Tak, pani Weasley, dziękuję, zaraz zejdę, tylko się ubiorę. - mruknęła, ocierając zaspane oczy. Potrząsnęła głową, jakby mogła w ten sposób pozbyć się dziwacznego snu ze swojej głowy.
***
Po kwadransie dojadała owsiankę i w pośpiechu dopijała kawę.
- Jak ja ci zazdroszczę! - westchnęła Ginny, tęsknie wpatrując się w Hermionę.
- Nie ma czego. Prawdopodobnie dziś większość dnia spędzę na usuwaniu zaklęć Starego Nietoperza, jakie rzucił na lochy. - Granger skrzywiła się. Pani Weasley mruknęła coś pod nosem, ale obie dziewczyny ją zignorowały.
- Mimo wszystko będziesz mogła COŚ robić, w sytuacji gdy ja…
- Ginny! - warknęła jej matka, stawiając głośno tacę z talerzami na stół. Młoda Weasleyówna westchnęła ciężko, kopiąc stojące obok krzesło. Hermiona roześmiała się i rzuciła okiem na zegarek.
- Cholera! - rzuciła, widząc, że ma całe 5 minut, aby przenieść się do Hogwartu i dobiec do lochów. Awykonalne, ale cóż…
W biegu wrzuciła naczynia do zlewu, po czym wskoczyła do kominka. Po paru sekundach wylądowała w kominku profesor McGonagall, która uśmiechnęła się życzliwie.
- Pani dyrektor nie zmieniła gabinetu? - dziewczyna rozejrzała się po zbyt dobrze znanym pokoju nauczycielki Transmutacji. Ta tylko smutno pokiwała głową.
- Jakoś nie mogłam się przemóc, by wprowadzić się do gabinetu dyrektora. Jak dla mnie on już zawsze będzie należał do Albusa. - westchnęła. - Ale kochana, nie czas na to, biegnij, bo Matt pewnie na ciebie już czeka. A nie należy do ludzi cierpliwych.
- Zupełnie jak Snape. - Minerwa roześmiała się i wygoniła ją z gabinetu. Przebiegła kilka korytarzy, zbiegła po schodach i lekko zasapana stanęła przed drzwiami do klasy eliksirów. Matt już tam stał, wyraźnie poirytowany.
- No w końcu! - fuknął. - Ile można czekać? Mam nadzieję, że jesteś gotowa?
- T-t-tak. - wysapała, próbując wyrównać oddech. Podszedł do niej bliżej i machnął krótko różdżką. Dziewczyna w momencie przestała dyszeć i swobodnie nabrała powietrza.
- Co to?
- Małe przydatne zaklęcie, którego może cię nauczę, bo jest dość przydatne na polu walki. - uśmiechnął się łobuzersko. Musiała przyznać, że miał dość ładny uśmiech. Równe, białe zęby, kształtne usta, które nie zmieniały się w nienaturalnie wąską linię… widać nie do końca pozbyła się snu, bo Stary Nietoperz sam cisnął jej się do głowy. Chociaż porównywanie go do stojącego przed nią blondyna było, w najlepszym przypadku, nieporozumieniem.
- Jeśli skończyłaś mi się przyglądać, to wyjmij różdżkę. - przerwał jej brutalnie kontemplację swojej urody, po czym wskazał ręką na drzwi. - Z tego co zdołałem się zorientować przez te dwadzieścia minut twojego spóźnienia, Snape rzucił tu standardowe zaklęcia. Choć, możliwe jest również to, że po prostu te bardziej skomplikowane zamaskował.
- Jaki zatem jest plan? - rzuciła, przybierając bojową postawę. Starszy czarodziej obrzucił ją wzrokiem i parsknął.
- Nie wybieramy się na wojnę, mała. - syknęła na to określenie. - Musimy po prostu tam wejść i liczyć na to, ze nie trafi nas nic paskudnego.
- Tak na żywca?!
- A coś ty myślała? - Matt patrzył na nią jak na idiotkę. - Nie mam całego dnia na to, by bawić się w ciuciubabkę. Szczególnie jeśli potem by się okazało, że Snape nie rzucił ani grama uroku, a wszystko co wykryłem to magia zamku.
- Rozumiem. - mruknęła i wyciągnęła rękę w kierunku klamki. Mężczyzna ją pacnął mocno.
- Auć!
- Zwariowałaś?! - warknął. - Nie jesteś mugolem, do cholery!
- No i co?
- Jak to: no i co?! Od czego masz różdżkę?! - wrzasnął. - Ponoć jesteś taka inteligentna, a nie pomyślałaś o tym, że na klamce może być jakaś klątwa?!
Speszyła się. Fakt, nie wzięła tego pod uwagę. Prawdę mówiąc nie wierzyła w to, że Snape w ogóle rzucił jakieś zaklęcia na to miejsce. Zwyczajnie, jej zdaniem, nie miał na to czasu.
- O co chodzi? - blondyn spojrzał na nią badawczo. Przygryzła dolną wargę.
- Matt, wątpię, aby Snape rzucił tu jakieś dodatkowe zabezpieczenia.
Mężczyzna uniósł zdumiony brwi, po czym się skrzywił.
- Przecież to zdrajca Zakonu i Śmierciożerca a nie pluszowy miś. Osoba, znana ze swojego okrucieństwa i oryginalnej kreatywności w torturowaniu mugoli. Serio myślisz, że nie zabezpieczył jakoś swojej jaskini?
Speszyła się nieco, ale ciągnęła dalej.
- Pytanie, czy faktycznie zdradził Zakon. - wypaliła, zanim zdążyła ugryźć się w język. Marcus, który już miał wycelowaną różdżkę w kierunku drzwi, odwrócił się gwałtownie w jej kierunku.
- Co masz na myśli?
- Ja.. po prostu…- zawahała się. Znała tego człowieka niecałą dobę a była o krok od wyznania mu czegoś, co chodziło jej po głowie od paru tygodni. I czego nie miała odwagi powiedzieć nawet swoim przyjaciołom, wiedząc, jaka byłaby ich reakcja.
- No wyduś to z siebie!
- Dla mnie śmierć Dumbledore'a jest zwyczajnie podejrzana. I nie wierzę, że Snape nas zdradził. - rzuciła, wpatrując się hardo w jego oczy. Mężczyzna roześmiał się złowieszczo, jeszcze bardziej marszcząc brwi.
- Jesteś bardziej naiwna niż przypuszczałem. A teraz koniec tych pogaduszek, wchodzimy! - machnął różdżką w kierunku drzwi, które posłusznie się otworzyły. Powoli wszedł do środka, trzymając różdżkę w pogotowiu. Kiedy był już w sali, rozejrzał się dookoła, po czym machnął ręką Hermionie, by weszła za nim.
- Wygląda na to, że jest czysto. Jednak nie spodziewałem się tutaj zaklęć.
- To niby gdzie?
- Tam. - wskazał ręką na drzwi, których nigdy dotąd nie dostrzegła, a które musiały prowadzić do dalszych komnat. Matt znów poszedł przodem, stanął przed drzwiami i coś wymamrotał. Pomachał różdżką, pogładził drzwi i otworzył je. Hermiona przyglądała się temu z wyraźnym sceptycyzmem.
- Co to miało być? - zapytała, przechodząc obok Marcusa, gdy ten gestem nakazał jej wejść do kolejnego pomieszczenia.
- Wykrywałem uroki i je unieszkodliwiałem. - wzruszył ramionami i zamknął drzwi. Dziewczyna w tym czasie rozejrzała się po pomieszczeniu. Było spore, surowe i udekorowane antycznymi meblami. Dwa duże fotele stały na zielonym dywanie przy kominku, a tuż obok niej znajdowało się wielkie, ciężkie biurko z misternymi zdobieniami. Pod ścianami były poustawiane regały z setkami książek o warzeniu eliksirów, a gdzieś w kącie dostrzegła wielki stos wypracowań.
- To tak wygląda gabinet Snape'a!
- Nigdy tu nie byłaś? - roześmiał się, wyraźnie zaskoczony.
- Jakoś nie miałam okazji.
- A szlabany?
Tym razem to ona parsknęła śmiechem.
- Chyba mało o mnie wiesz, co? - pokręciła głową, widząc jego minę. - Szlaban zarobiłam dwa razy w życiu – raz na pierwszym roku, gdy pomagałam Hagridowi przetransportować jego nielegalnego smoka a drugi raz, kiedy Umbridge uparła się ukarać wszystkich z Gwardii Dumbledore'a. Snape nie miał okazji mnie tutaj gościć. - zakończyła dumnie podnosząc głowę. Matt się zamyślił.
- Z tego co o nim wiem, byłabyś pierwszą uczennicą w historii, która nie zarobiła u niego ani jednego szlabanu. - mruknął niechętnie. Hermiona kątem oka dostrzegła, jak mężczyzna rozgląda się po gabinecie dziwnym wzrokiem.
- Coś się stało? - zapytała, wzmagając czujność i trzymając różdżkę w pogotowiu. Marcus jakby się ocknął i chrząknął.
- Idziemy dalej! - rzucił ostro.
- Dalej?
Znów się roześmiał.
- Jak widzisz nie ma tu żadnych składników ani przyrządów. No i raczej Snape tutaj nie sypiał.
- Do składzika prowadzą przecież inne drzwi.
- A ty skąd niby o tym wiesz? - zerknął przez ramię, jednocześnie wykonując dziwne ruchy różdżką przy kolejnych drzwiach.
- Włamałam się do jego magazynku w drugiej klasie.
- I czego tam niby szukałaś? Eliksiru na pryszcze? - dziewczyna zrobiła się czerwona ze złości.
- Nie, potrzebowałam skórki Boomslanga i much siatkoskrzydłych do Eliksiru Wielosokowego.
- A na cóż takiemu dziecku Eliksir Wielosokowy? - Marcus śmiał się w najlepsze, co tylko doprowadziło ją do furii.
- Dla twojej wiadomości, to uwarzyłam go SAMODZIELNIE w DRUGIEJ KLASIE, dzięki czemu Harry i Ron mogli dowiedzieć się, kto nie jest Dziedzicem Slytherina. Jak sądzę o otwarciu Komnaty Tajemnic raczej słyszałeś? - rzuciła jadowicie. Matt w tym momencie otworzył drzwi i wszedł do kolejnego pomieszczenia.
- A dlaczego sama go nie wzięłaś skoro go tak dobrze uwarzyłaś? Chciałaś najpierw przetestować na Wybrańcu i jego kumplu?
Granger zaczerwieniła się, tym razem ze wstydu.
- Nie. Do swojej porcji wrzuciłam nie ten włos i zamiast zamienić się w Ślizgonkę, obrosłam kocim futrem. - Matt zgiął się wpół, rechocząc jak opętany. - Bardzo, kurwa, śmieszne!
- Ooo! Co za język! - Marcus nie mógł pohamować śmiechu. - A swoją drogą, tak, to JEST ŚMIESZNE. Uwarzyć poprawnie eliksir i dać ciała wrzucając zły włos!
- Och, przymknij się! - warknęła i weszła do sypialni Snape'a. Gwizdnęła cicho – musiała przyznać, że Stary Nietoperz miał gust. Ściany były pokryte srebrno-zieloną tapetą, wielkie, dębowe łoże przykryte było jedwabną kapą a w kącie stała stylowa, antyczna szafa. Mimo iż mebli było niewiele, całość wyglądała na dobrze przemyślaną. Rozejrzała się po pomieszczeniu i dostrzegła drzwi do łazienki. Zamyśliła się.
- Gdzie zatem jest magazyn?
- W końcu jakieś inteligentne pytanie! - uśmiechnął się wrednie i wycofał z sypialni. Gdy wrócili do gabinetu, Matt zaczął obchodzić wszystkie ściany i stukać w nie różdżką. Nagle w jednej ukazały się drzwi. Znów coś pomamrotał pod nosem i magazyn stanął otworem.
- O Merlinie! - krzyknęła na widok tego, co ujrzała w środku.
To nie był zwykły szkolny magazynek. Oj nie. To wyglądało jak wielka hala produkcyjna, w dodatku utrzymana w idealnym porządku. Wszystko było poukładane. Po lewej stronie ciągnęły się rzędy rozmaitych przyrządów. Kociołki wszelkiej grubości, rozmiaru i rodzaju – od takiego wielkości szklanki po gigantyczny kocioł, w którym bez problemu zmieściłby się dorosły człowiek. Za nimi ciągnęły się różnego rodzaju naczynia – zlewki, kolby i miarki również posiadały każdą możliwą wielkość. Dalej poukładane w równiuteńkich rzędach były noże – od malutkich po takie przypominające maczety. Na szarym końcu można było znaleźć moździerze i inne pomocnicze przyrządy, takie jak chochelki czy termometry.
Prawa strona to z kolei królestwo dla każdego Mistrza Eliksirów. Całe mnóstwo rozmaitych składników, półproduktów i gotowych eliksirów. Składniki były poukładane pod względem mocy magicznej, choć zauważyła, że część jest poustawiana w grupy. „Pewnie służą do konkretnych eliksirów” - pomyślała. Oniemiała przyglądała się temu wszystkiemu, nie bacząc na to, że chodzi po pomieszczeniu, którego prawdopodobnie nikt poza Snapem i Dumbledorem nie znali.
- Robi wrażenie, co nie? - głos Matta przywrócił ją do rzeczywistości.
- Bez wątpienia. - powiedziała nieco ochryple, błądząc wzrokiem po etykietach. Część nazw brzmiała obco, inne niepokojąco.
- „Krew dziewicy”? - zrobiła wielkie oczy a Marcus się roześmiał.
- Coraz rzadsza ingrediencja a taka przydatna. - uśmiechnął się, widząc jej rozgorączkowanie i podniecenie.
- Wiem o tym! - żachnęła się. - Po prostu… jestem pod wrażeniem, że profesorowi Snapowi udało się zdobyć te wszystkie składniki…
Matt przekrzywił nieco głowę jak sowa i oparł się o futrynę drzwi.
- Ty serio musiałaś go doceniać i szanować. - Hermiona na te słowa odwróciła się w jego kierunku. Podniecenie i głód wiedzy zostały zastąpione przez pewien upór i złość.
- Oczywiście, że go doceniałam i szanowałam! - warknęła. - Odkąd pamiętam ratował nam wszystkim tyłki, narażał się a do tego jego wiedza daleko przekraczała to, co kiedykolwiek byłabym w stanie zdobyć!
Jej irytacja wzmogła się, kiedy zauważyła, że blondyn przygląda się jej jak ciekawemu okazowi kosmity, z którym nie do końca wie co zrobić.
- I nie uważałaś go za Starego Nietoperza?
- Oczywiście, że uważałam! - krzyknęła. - Jego charakter i nienawiść do Gryfonów były nie do zniesienia, co nie oznacza, że w tym wszystkim nie dostrzegałam jego mistrzostwa w tworzeniu wywarów!
- Powtórzę to raz jeszcze. - Matt oderwał się od futryny, rozejrzał bacznie po pomieszczeniu i wycofał z powrotem do salonu. - Jesteś chyba jedyną taką uczennicą w karierze Severusa.
Zbyła to milczeniem i posłusznie poszła za nim do gabinetu. Miała dziwne wrażenie,że współpraca z tym facetem wcale nie będzie tak przyjemna, jak jej się na początku wydawało.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz