czwartek, 26 stycznia 2017

Rozdział V.2

Kołysał ją w ramionach. Cóż więcej miał zrobić? Pocieszycielem był żadnym. Zresztą – przed chwilą Granger się jeszcze śmiała w najlepsze. Swoją drogą, gdyby przez te wszystkie lata wiedział, że wystarczy zełgać na temat zapachu Amortencji, to z pewnością nie żyłby tylu lat w celibacie zasilając magazyn Mistrza Eliksirów o krew dziewicy. 
Hermiona nijak nie chciała się uspokoić a on zaczął popadać w irytację. Niedobrze. Minerwa go już dwa razy zrugała za to, iż zachowuje się zbytnio jak on. W tej chwili miał ochotę przegnać McGonagall do wszystkich diabłów razem z Dumbledorem, Voldemortem i wszystkimi pseudozbawcami z Potterem na czele. Wiedział bowiem dlaczego dziewczyna płacze, dlatego umiał się powstrzymać od debilnego pytania: „O co chodzi?”. Minerwa zbyt dokładnie mu nakreśliła to, co się działo przez kilka ostatnich tygodni w Norze i poza nią, by nie zdawać sobie sprawy, że dziewczyna przeżywała swoje małe piekiełko. Może nie w takim stopniu jak on na torturach u Czarnego Pana, ale zawsze. Nie dość, że wielka wspaniała misja ją przerosła, musiała pożegnać swoich rodziców – prawdopodobnie na zawsze – to jeszcze została odrzucona przez przyjaciół. Mimo że zrobiła dobrze.
Zaśmiał się w duchu. Rozumiał ją aż za dobrze. Bo sam był w identycznej sytuacji od paru tygodni.
- Już, maleńka. - przytulił ją do siebie mocniej, czując jak jej ciepłe ciało lgnie do niego. Był ewidentnie rozdarty. Z jednej strony była młodą kobietą, ze wszystkimi kobiecymi zaletami, które cieszyły jego oczy. Z drugiej strony od września będzie jego uczennicą. A jednorazowa noc to stanowczo nie to, czego było potrzeba tej małej beksie.
- P-p-przepraszam cię… - dziewczyna w końcu się od niego oderwała, przerywając jego moralne rozważania. Jednocześnie poczuł ukucie żalu. Wysilił się jednak na uśmiech.
- Nic nie szkodzi. - odepchnął ją lekko od siebie i wstał, strzepując kurz z kolan. Musi zapamiętać, by opieprzyć skrzaty domowe. Ewidentnie zapuściły tą salę od czerwca.
- Ja… bo…
- Jest wojna, Hermiono. Każdemu prędzej czy później będą puszczały nerwy. Grunt, aby w bezpiecznych okolicznościach. Naprawdę lepiej, że trafiło cię tutaj, niż w trakcie akcji. - wyciągnął do niej rękę i pomógł wstać. Granger szybko odzyskała rezon. Otarła twarz ręką i uśmiechnęła się krzywo.
- To idziemy na obiad? - rzuciła raźno, a on po raz kolejny od ostatniego spotkania Zakonu poczuł się tak, jakby odkrywał świat na nowo. Świat, w którym okazuje się, że wszyscy są znacznie dojrzalsi niż mu się pozornie wydawało. Otworzył przed nią drzwi i powędrował w kierunku Wielkiej Sali, zastanawiając się nad tym, jak wiele może się zmienić w tak krótkim czasie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz