środa, 25 stycznia 2017

Rozdział V.1.

- Hermiona! - Pani Weasley rzuciła się w jej kierunku, gdy tylko wyszła z kominka. Czuła się śmiertelnie zmęczona i głodna – w końcu dochodziła pierwsza w nocy.
- Pani Weasley – uśmiechnęła się blado i uściskała kobietę. - Mogę dostać coś do jedzenia?
- Oczywiście! - kobieta machnęła różdżką i na stole pojawiła się miska parującej zupy cebulowej. Dziewczyna usiadła i zaczęła jeść. Czuła na sobie wzrok starszej czarownicy, która patrzyła na nią zmartwiona.
- Wykończysz się w tej pracy. Rozumiem, że Severus dał Ci popalić?
Hermiona zakrztusiła się zupą.
- Chyba Matt? - wydyszała, kiedy już odzyskała oddech. Pani Weasley się zaśmiała.
- Severus. Mieliście w końcu z Marcusem oczyścić salę z zaklęć, prawda?
Hermiona zarumieniła się, czując że się wygłupiła. Faktycznie, ten dzień zaczął się od zdejmowania zaklęć. Czy raczej ich szukania, bo niczego nadzwyczajnego nie znaleźli. Opowiedziała o tym pani Weasley, jak również o dziwnym zachowaniu Marcusa. Mama Rona uśmiechnęła się dobrotliwie.
- Ach, Matt jest bardzo uroczym i skomplikowanym człowiekiem. Jednak da się lubić. Musisz po prostu lekceważyć jego humory i traktować go jak każdego innego członka Zakonu. -  kobieta poklepała Gryfonkę po ramieniu. Ta tylko pokiwała głową, wstała, odłożyła miskę do zlewu i na ostatnich nogach wdrapała się a piętro i dotarła do pokoju Ginny. Nie dane jej jednak było odpocząć – mała kopia Molly z marszu zasypała ją pytaniami.
- Jak było? Czegoś się dowiedziałaś? Co robiłaś? Jaki jest Matt? - Ruda skakała wokół niej jak nakręcona zabawka. Mimo zmęczenia, Hermiona roześmiała się, zrzucając z siebie szatę.
- W porządku. Matt jest dziwny, ale jak to powiedziała twoja mama: da się lubić. Nie było źle, ale jestem śmiertelnie zmęczona, więc pogadamy jutro dobrze? - spojrzała na Ginny błagalnym wzrokiem. Siostra Rona kiwnęła głową.
- Przepraszam, po prostu jestem ostatnio jedyną osobą, która w żaden sposób nie pomaga Zakonowi. W dodatku rodzice strasznie pilnują, abym się niczego nie dowiedziała a Harry i Ron stale się tylko pakują. Idź spać, bo okropnie wyglądasz. - wyszczerzyła zęby i sama wskoczyła do łóżka.
- Dzięki. - mruknęła Granger, przebrała się w piżamę i położyła się.

***
- Co dziś robimy? - mimo wczesnej pobudki, Hermiona czuła się rześka i pełna energii. Radośnie wkroczyła do sali eliksirów, gdzie Matt już krzątał się między stolikami. Marcus podniósł głowę i uśmiechnął się flirciarsko.
- No, no… ładnie wyglądasz… - mruknął, lustrując ją z góry do dołu. Dziewczyna zrobiła wielkie oczy. Miała na sobie zwykłe dżinsy i koszulkę. Już ją widział w podobnym stroju, kiedy była na zaprzysiężeniu.
- Dziękuję. - wzruszyła ramionami i zerknęła na kartkę z wypisaną listą eliksirów. - Po trzy kociołki Veritaserum, pięć Wielosokowego i trzy Amortencji?
- Dokładnie tak. - Matt wpatrywał się w nią intensywnie, aż poczuła, że się rumieni.
- Po co Zakonowi Amortencja? - zapytała, modląc się o to, by głos jej nie drżał. Mimo iż wiedziała, że to zwykła gra z jego strony, nie umiała całkowicie powstrzymać swoich reakcji. Szczególnie, że w ten sposób do tej pory patrzył na nią jedynie Wiktor. Ron nigdy się nie zdobył na to, by lustrować ją wzrokiem, a co dopiero pochwalić jej wygląd.
- Niektóre informacje łatwiej wydobyć, gdy druga osoba jest w nas zadurzona. - blondyn podszedł do niej spokojnym krokiem i odgarnął jej kosmyk włosów z czoła. Przełknęła ślinę i nagle poczuła irytację.
- Skończyłeś? Czy masz jakiś limit flirtu do wyrobienia w ciągu dnia?
- Chciałem być miły. - burknął, odsuwając się od niej z obrażoną miną.
- Doceniam, ale możesz to robić w inny sposób.
- Jaki?
- Nie patrząc na mnie tak jak na wyjątkowo kuszące ciastko. - stanęła przed pierwszym z kociołków i postanowiła zrobić najpierw bazy do Veritaserum i Wielosokowego. Amortencję z tego wszystkiego warzyło się najszybciej.
- Jak sobie chcesz. - Matt wyraźnie stracił humor i również zabrał się do pracy.

Po trzech godzinach miała wszystkie bazy gotowe i wyprostowała się. Matt w skupieniu odmierzał poszczególne ingrediencje i z gracją lawirował między kociołkami. Na palcach podeszła bliżej i rozpoznała Eliksir Miłosny. Jeden rzut oka wystarczył, aby wiedziała, że będzie on lada chwila gotowy – miał już charakterystyczny kolor a nad kociołkami unosiła się spiralnie para. Wzięła głęboki wdech i zdumiona zauważyła, że nie czuje tego samego co w zeszłym roku na lekcji u Slughorna. Zamiast pergaminu, pasty do zębów i szamponu, którego używał Ron, czuła jakiś ciężki, piżmowy zapach, whisky oraz, co ją nieco zdziwiło – lilię. W życiu nie lubiła tego zapachu, ale najwidoczniej jej podświadomość wiedziała lepiej.
- Jestem ciekaw, co czujesz. - aż podskoczyła, gdy poczuła oddech tuż przy swoim uchu. Matt stał tuż za nią.
- Whisky, lilię i coś, czego nie potrafię zidentyfikować. - odpowiedziała z lekkim uśmiechem, obracając się w jego kierunku. Oczy mu się śmiały nieco łobuzersko i w tej chwili z pewnością nie wyglądał na swój wiek. - A ty?
Parsknął śmiechem.
- Kredę, stare książki i ognistą. - zwinął się ze śmiechu na widok jej miny. - No co, jeszcze nie odkryłaś, że jestem dziwakiem?
Roześmiała się w głos, czując się pierwszy raz od bardzo dawna naprawdę rozluźniona. Śmiała się i śmiała, nie mogąc przestać. Wyrzucała z siebie emocje ostatnich tygodni – śmierć Dumbledore'a, zdradę Snape'a, w którą nie chciała i nie potrafiła uwierzyć, choć sama nie wiedziała dlaczego, kłótnie z Harrym i Ronem, poważną rozmowę z tym drugim na temat tego, że nie będą razem, ostatnią rozmowę z rodzicami przed ich wyprowadzką na drugi koniec świata…
Nawet nie zauważyła, kiedy jej śmiech przeszedł w przeciągły szloch. Co więcej – już nie stała, lecz siedziała na podłodze, zwijając się w jak najciaśniejszy kłębek. Dopiero po chwili dotarło do niej, że czuje dotyk na swoich plecach a do ucha dociera bardzo cichy szept.
- Już… maleńka… uspokój się, proszę…

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz