Członkowie Zakonu zaczęli się schodzić już koło 19. Hermiona z radością przywitała Tonks, która promieniała szczęściem i każdemu, kto się napatoczył, chwaliła się obrączką. Remus, znacznie mniej szczęśliwy od swojej małżonki, uśmiechał się niepewnie i przyjmował gratulacje. Oprócz nich zjawił się prawie cały Zakon a raczej to, co z niego pozostało. Kingsley i Szalonooki rozmawiali o czymś żywo w kącie salonu Weasleyów. Niedaleko nich stała babcia Neville'a kłócąca się o coś z Billem i Fleur. Hermiona usiadła na jednym z foteli i z ciekawością obserwowała jak Bliźniacy zabawiają mugolskimi sztuczkami Angelinę i Katie. Musiała przyznać, że wychodziło im to całkiem dobrze.
- Cześć! - ktoś krzyknął w jej kierunku i odwróciła głowę. O mało jej szczęka nie opadła.
Przed nią stało dwóch czarodziejów, którzy, na pierwszy rzut oka, wyglądali identycznie. Obaj mieli miodowe włosy i byli nieprzeciętnie przystojni. Nawet uśmiechali się podobnie. Jednak gdy pierwszy szok minął, zauważyła, że wcale nie są tacy do siebie podobni. Ten po lewej musiał być Alexem – był wyraźnie starszy od drugiego mężczyzny a na jego pięknej, męskiej twarzy, widać było nieco blizn. Drugi z kolei, Matt, przyglądał jej się z rozbawieniem w oczach, które były prawie całkowicie czarne. Coś w jego uśmiechu było znajomego, jednak nie umiała tego określić.
- O, cześć… to znaczy dzień dobry.
- Daj spokój, Hermiono. - Alex roześmiał się pogodnie i puścił jej oczko. - Jestem Alex a to Matt. I nie waż się zwracać do nas per „proszę pana”, bo poczujemy się staro.
- Wiesz, Al, ty właściwie jesteś stary. - mruknął Matt, za co zarobił kuksańca. Hermiona roześmiała się – zaczynała rozumieć co McGonagall miała na myśli twierdząc, że to są całkowite przeciwieństwa Snape'a.
- Słyszałem, że zostaniesz dzisiaj zaprzysiężona. - Matt przysiadł na oparciu jej fotela i przyjrzał jej się badawczo. Dziewczyna skinęła głową. - Nie jesteś na to za młoda?
- Matt, teraz ty brzmisz jak stary pryk. - Alex przewrócił teatralnie oczami, co wywołało chichot dziewczyny.
- Na szczęście i tak zawsze będę tym młodszym z naszego duetu. - odgryzł się Matt.
- Alex! Matt! Jak miło! - Kingsley zauważył mężczyzn i podszedł do nich szybkim krokiem. Uściskał rękę Alexa, po czym zwrócił się do Matta.
- Trochę się zmieniłeś od naszego ostatniego spotkania.
- Nie miałem innego wyjścia. - odburknął Marcus, wyraźnie niezadowolony z tematu. Kingsley uśmiechnął się przyjaźnie.
- Cieszę się, że jesteś znowu z nami.
- Uważaj, bo ci jeszcze uwierzę.
- Mogę prosić już o ciszę? - Hermiona podskoczyła, bo nawet nie zauważyła przybycia McGonagall. Wszyscy momentalnie umilkli, a Matt ponownie przysiadł na poręczy jej fotela. Granger zlekceważyła to, kierując swoje spojrzenie na przywódczynię.
- Witajcie moi drodzy na kolejnym zebraniu. Mam dla was wspaniałą informację: dziś powitamy w naszych szeregach trzech nowych członków. Hermionę Granger – dziewczyna poczuła jak na policzki wychodzi jej rumieniec, kiedy kilka osób krzyknęło „super!”. - Alexandra Fillmana oraz Matthew Marcusa, których część z was zna. Obaj panowie zgodzili się również przyjąć posady w Hogwarcie, dzięki czemu będziemy mieli okazję zwiększyć ochronę uczniów. - wszyscy zgromadzeni zaklaskali na ich cześć. Hermiona czuła się głupio. Wcale nie była pewna, czy jest na tyle przydatna, aby witać ją owacjami.
- Zanim przejdziemy do złożenia przez nowych członków Przysięgi Wieczystej, chciałabym najpierw usłyszeć raporty z waszych działań. Alastorze, może ty pierwszy?
- Dziękuję Minerwo. - Szalonooki wyszedł na środek i obrzucił wszystkich groźnym spojrzeniem. Jego oko dłużej zatrzymało się na Marcusie, co blondyn całkowicie zignorował. - W ostatnim tygodniu zdołaliśmy namierzyć Snape'a. Z tego co udało nam się ustalić, Voldemort uczynił go swoją prawą ręką i jednocześnie doradcą w kwestii Hogwartu.
- To znaczy? - warknął Kingsley.
- Voldemort chce przejąć szkołę i, jeśli dobrze zrozumiałem naszych informatorów, chce wcisnąć Snape'a na stanowisko dyrektora. Co mu się oczywiście nie uda, bo znamy te plany i jesteśmy w stanie im zapobiec. Minerwa już się tym zajęła. - machnął ręką w kierunku dyrektorki a ta jedynie skinęła głową. - Jednak Snape jest tutaj najmniejszym problemem. Prawdopodobnie na dniach Śmierciożercy będą próbowali przejąć Ministerstwo i temu już nie uda nam się zapobiec.
- Dlaczego? - George patrzył na aurora z pełną powagą.
- Ponieważ, Weasley, Voldemort nie zrobi tego oficjalnie tylko po cichu. Prawdopodobnie rzucił Imperiusa na któregoś z urzędników i wszystko zorganizuje tak, aby nie wzbudzać żadnych podejrzeń. To nam sporo utrudni, ponieważ Tonks, Artur i ja prawdopodobnie będziemy musieli zrezygnować z pracy, przez co stracimy źródło informacji.
- Coś jeszcze, Alastorze?
- Nie, Minerwo, to wszystko.
- Dziękuję ci zatem. Musimy się tą kwestią zająć i to jak najszybciej. - McGonagall była wyraźnie spięta. Westchnęła. - Remusie, a co z wilkołakami?
- Cały czas się wahają. Śmierć Dumbledore'a sprawiła, że podzielili się oni na dwie grupy. Jedna uważa, że nie ma sensu walczyć z Voldemortem i woli się trzymać z boku, druga rozważa przyłączenie się do nas. O ile zaoferujemy im realne korzyści w zamian za ich pomoc w walce.
- To dobra wiadomość. Owszem, musimy przygotować się na negocjacje z nimi. Mówili jakie stawiają warunki?
- Nie. - Lupin podrapał się po brodzie z kilkudniowym zarostem. - Czekają aż my im coś zaproponujemy.
- Cóż, w takim razie to także jest kwestia do przemyślenia. Remusie, ty ich znasz najlepiej, dlatego proszę abyś przygotował mi listę rzeczy, które mogłyby ich przekonać. - wilkołak skinął głową. - Kto następny?
Zbieranie raportów ciągnęło się w nieskończoność. Hermiona mimo to słuchała uważnie, próbując wyłapać czym właściwie teraz zajmuje się Zakon. Z tego co zrozumiała, niewiele rzeczy zmieniło się od ubiegłego roku – sprzymierzeńców wcale nie przybywało, a Voldemort wcale nie słabł. Przeraziło ją to, ile osób uznało, że walka jest przegrana, skoro Dumbledore nie żyje.
- Dobrze moi mili, pora na tę bardziej podniosłą część zebrania. - McGonagall klasnęła w dłonie, dzięki czemu meble ze środka salonu odsunęły się na boki, pozostawiając pustą przestrzeń. - Hermiono, Alexie i Matcie, proszę podejdźcie tutaj.
Cała trójka zerwała się z fotela. Hermiona czuła lekki niepokój. Mimo iż całym sercem była oddana Zakonowi, bała się, że przysięga będzie skonstruowana w taki sposób, że nie podoła wyzwaniu.
- Chwileczkę, Minerwo. - Szalonooki pokuśtykał do nich w momencie, gdy McGonagall sięgała po swoją różdżkę. Zdumiona zwróciła się do byłego aurora.
- Tak, Alastorze?
- Pozwól, że ja ich zaprzysiężę. Ty będziesz gwarantem. - dyrektorka ściągnęła brwi, ale skinęła głową. Hermiona zauważyła, że rzuciła szybkie spojrzenie do Matta, ten jednak tylko wzruszył ramionami.
- Podajcie mi swoje dłonie. - warknął Szalonooki a oni posłusznie wypełnili rozkaz. - Hermiono, Alexandrze i Matthew, xzy przyrzekacie aktywnie działać przeciwko Voldemortowi, wspierając Zakon Feniksa we wszystkich jego działaniach?
- Tak. - rzucili chórkiem.
- Czy przyrzekacie zapewniać bezpieczeństwo pozostałym członkom i ich rodzinom, nawet, jeśli będzie to oznaczało waszą śmierć?
- Tak.
- Czy przyrzekacie nigdy nie zdradzić tajemnic Zakonu, nie wydać na tortury lub śmierć jego członków, chyba że będzie to konieczne do wypełnienia powierzonych wam zadań?
- Tak. - Hermiona zmarszczyła brwi. Po ostatnim „tak” okalające ich ręce strużki światła zacieśniły się i zniknęły.
- Wspaniale! Witamy was w takim razie w Zakonie. - pozostali członkowie głośno zaklaskali. - Zebranie zakończone.
- Zostańcie jeszcze chwilę, moi drodzy. - McGonagall zwróciła się do nowych członków Zakonu. Gdy pozostałe osoby się rozeszły, dyrektorka zwróciła się do Matta.
- Przepraszam cię za to, nie myślałam, że wyskoczy z czymś takim.
- A ja, szczerze mówiąc, zdziwiłbym się, gdyby tego nie zrobił. - Matt usiadł na krześle i założył nogę na nogę. Granger przyglądała się dwójce czarodziejów, nie do końca rozumiejąc o czym rozmawiają.
- To co mamy robić, Minerwo? - Alex przyglądał się bacznie McGonagall.
- Cóż, Alexie, ciebie będę prosiła o szpiegowanie Śmierciożerców. To teraz priorytet zważywszy na to, co planuje Voldemort. - Alex skinął głową.
- Matt, ciebie prosiłabym o produkcję eliksirów dla Zakonu.
- Jakieś specjalne życzenia, Minerwo?
- Nie, to co zwykle.
- A ja? - Hermiona cała drżała z emocji. Opiekunka Domu uśmiechnęła się pogodnie.
- Ty pomożesz Mattowi.
- Mogę sam warzyć eliksiry! - żachnął się Marcus a starsza czarownica się roześmiała.
- Wiem o tym doskonale, jednak obawiam się, że potrzebna będzie teraz masowa produkcja. Poza tym, panna Granger potrzebuje mentora a ja niestety nie mogę się tym zająć. Mam nadzieję, że to nie problem?
- Żaden. Pytanie tylko, czy Hermiona ze mną wytrzyma. - uśmiechnął się złośliwie.
- Z pewnością, Matt. Wytrzymywałam ze starym nietoperzem, to i z tobą dam sobie radę. - Gryfonka uśmiechnęła się od ucha do ucha na co Alex wybuchł niepohamowanym śmiechem.
- No, Matt, Snape'a to ty nie przebijesz, tu dziewczyna ma rację. - młodszy z mężczyzn burknął coś co brzmiało podobnie do: „a żebyś się, kurwa, nie zdziwił”, po czym obaj pożegnali się i wyszli.
Hermiona głęboko odetchnęła, czując, jak schodzi z niej całe napięcie. Co prawda nie spodziewała się dostać arcytrudnego zadania na początek, jednak i tak mogła trafić na coś dużo gorszego. Dodatkowo czuła wyzwanie dla swoich umiejętności – szczególnie szyfry mogły być ekscytujące. Zanim zdążyła wyjść z salonu, zauważyła, że młodszy z mężczyzn wrócił i uśmiechnął się pogodnie.
- Przy pięknej dziewczynie zapomina się o najważniejszym. - Granger przewróciła oczami. Przez chwilę miała nadzieję, że tylko Alex jest kobieciarzem, ale jak się okazuje i Marcus nie mógł przejść obojętnie obok płci przeciwnej.
- To znaczy?
- Staw się jutro o 8 w Hogwarcie, w lochach. - parsknął widząc jej przerażenie – Co, boisz się, że Snape nas tam znajdzie i ukatrupi?
- Prawdę mówiąc… chyba jeszcze nie przywykłam do myśli, że jego tam już nie ma.
Matt uśmiechnął się smutno, po czym podszedł do niej i delikatnie pogładził policzek. Zdziwiona zamarła.
- Wiesz, Hermiono, tak naprawdę to on zawsze tam będzie. - musiał się zorientować, że cała scena wygląda dość kiczowato, bo odsunął się nagle i uśmiechnął złośliwie. - Nie zdziwiłbym się, gdyby zostawił tam kilka paskudnych pułapek, które uniemożliwią nam pracę. Dlatego gdy przyjdziesz nastaw się na przynajmniej godzinę-dwie walki z zaklęciami ochronnymi. Z tego co Minerwa mówiła, jesteś piekielnie zdolna, więc powinno nam szybko pójść.
Dziewczyna skinęła głową a on tylko uśmiechnął się i czmychnął do kominka. Westchnęła. Zapowiada się, że jednak pierwszy dzień nie będzie taki kolorowy, jak jej się jeszcze przed chwilą wydawało
Dopiero zaczęłam czytać bloga :3 Nie wiem co wyjdzie z tej opowieści, ale mam dziwne wrażenie że Matt to Snape. Chętnie zobaczę, co będzie w dalszych rozdziałach c;
OdpowiedzUsuńTak, ja też odniosłam wrażenie, że Matt to Snape - dzisiaj tu trafiłam i pewnie do rana przeczytam wszystko, więc szybko się okaże co i jak :D
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :)