sobota, 21 stycznia 2017

Rozdział I.2

Gdy zeszły na dół do kuchni, Hermiona zauważyła, że oprócz pani Weasley, przy stole siedzi nauczycielka Transmutacji. Na widok Gryfonki profesorka uśmiechnęła się.
- Hermiono, dobrze cię widzieć! - uścisnęła dziewczynie rękę i wskazała krzesło obok siebie. - Po długich dyskusjach z innymi członkami Zakonu postanowiliśmy cię przyjąć do naszych szeregów.
- Super! - Hermiona aż podskoczyła uradowana. Do kuchni wparowali Ron i Harry, cali ubłoceni.
- Co się stało? - Ron rzucił okiem na podekscytowaną Hermionę a potem na nauczycielkę.
- Zostałam przyjęta do Zakonu! - dziewczyna podbiega do chłopaków i ich uściskała. McGongall uśmiechnęła się równie uradowana co ona.
- Doszliśmy do wniosku, ze twoja pomoc naprawdę może się przydać. A skoro zostałaś przyjęta to wiedz, że dziś wieczorem odbędzie się spotkanie, na którym zostaniesz zaprzysiężona.
- Zaprzysiężona? - Gryfonka uniosła zdumiona brwi.
- Tak, od czasu… śmierci Dumbledore'a – McGonagall lekko się skrzywiła, a dziewczyna zrozumiała, że chodzi o zdradę Snape'a – wraz zresztą uznaliśmy to za niezbędny środek ostrożności. Oprócz ciebie przysięgę złoży jeszcze dwóch nowych członków.
- Minerwo, nic nie mówiłaś! - pani Weasley właśnie postawiła na stole wazę z zupą, zachęcając gestem wszystkich, by się częstowali.
- Bo aż do dzisiejszego ranka nie wiedziałam, czy te osoby się zgodzą. Na szczęście udało mi się ich namówić do współpracy. - opiekunka Gryffindoru nalała sobie zupy i spróbowała. - Molly, to jest genialne!
Mama Rona i Ginny tylko się uśmiechnęła. Hermiona, zwróciła się do nauczycielki.
- Znamy te dwie pozostałe osoby?
- Wy jesteście za młodzi, aby ich kojarzyć. Obaj brali udział w pierwszej wojnie.
- O, czyżby udało ci się w końcu nakłonić Alexa i Matta? - Molly aż podskoczyła uradowana. McGonagall tylko pokiwała głową. - To wspaniale!
- Kim oni są? - rzucił Ron, sięgając po czwartą dokładkę. Hermiona przyglądała się temu z obrzydzeniem – czasem miała wrażenie, że jej niedoszły chłopak to wielki chodzący przewód pokarmowy.
- Alexander Fillman to niedoszły auror. Uczył kiedyś w Hogwarcie obrony przed czarną magią a w poprzedniej wojnie razem z Severusem szpiegował Śmierciożerców. - wyjaśniła jego matka. - Bardzo sympatyczny człowiek, z tego co pamiętam, przyjaźnili się ze Snapem.
- Czyli był Ślizgonem? - palnął Ron, na co McGonagall parsknęła śmiechem.
- Niech Merlin chroni! Należał do Ravenclawu i jest starszy od Snape'a. Właściwie poznali się, kiedy Severus był na szóstym roku a Alex przyjął posadę nauczyciela. - dyrektorka uśmiechnęła się. - Mogę też z radością oświadczyć, że zgodził się ponownie nauczać.
- Skoro przyjaźnił się ze Snapem, to musi być równie przyjemny. - mruknęła Hermiona, co wywołało wybuch śmiechu obu starszych czarownic.
- Alex to całkowite przeciwieństwo Severusa! Zresztą, przekonasz się już dziś wieczorem. - odparła Molly i różdżką zgarnęła wazę, zastępując ją półmiskami z kurzymi udkami i tłuczonymi ziemniakami.
- A ten drugi, pani profesor? Matt? - Hermiona niepewnie sięgnęła po ziemniaki. Prawdę mówiąc czuła się już najedzona, jednak znała panią Weasley na tyle, by wiedzieć, że jakakolwiek próba odmówienia posiłku skończyłaby się porażką.
- Matthew Marcus z kolei był łącznikiem i, dopóki Severus nie przeszedł na naszą stronę, odpowiadał za wytwarzanie eliksirów dla Zakonu. Również zgodził się nauczać w Hogwarcie. - wyjaśniła dyrektorka.
- A co z profesorem Slughornem? - dziewczyna siłą wmusiła w siebie ostatni kęs ziemniaków.
- Horacy stwierdził, że skoro nie ma już Dumbledore'a, to Hogwart nie jest już tak bezpieczny. I z dwojga złego woli korzystać z życia niż tkwić w zamku. - profesorka uśmiechnęła się smutno. - Szczerze mówiąc, śmierć Albusa bardzo się na nim odbiła i podejrzewam, że zwyczajnie nie zniósłby powrotu do zamku.
Wszyscy skinęli głowami – śmierć Dumbledore'a wszystkimi wstrząsnęła i każdy musiał teraz podjąć decyzję co dalej zrobić. Jedni rezygnowali z bycia w Zakonie, inni walczyli z podwójną determinacją. Hermiona zastanawiała się, czy to dlatego, że dyrektor cieszył się ogólnym szacunkiem czy też dlatego, ze przez wiele lat był ikoną buntu przeciwko Voldemortowi. Teraz ikona padła i należało zrewidować poglądy, czy faktycznie jest sens jakkolwiek walczyć. Ona te rozterki miała już za sobą. Choć, o czym doskonale wiedziała, ona również się zmieniła, co było widać w jej decyzjach.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz