czwartek, 9 marca 2017

Rozdział XXIV.1

Pakowała kufer po miesięcznej przerwie. McGonagall zarządziła przymusowe wakacje, by każdy zdążył oswoić się z ostatnimi wydarzeniami. A jako, że w międzyczasie były święta, nie stracili więcej czasu niż zazwyczaj.
Hermiona większość tego czasu spędziła w Norze, gdzie przez pierwsze kilka dni świętowano zwycięstwo. Harry promieniał dumą, odganiając się jednocześnie od dziennikarzy Proroka Codziennego, którzy przylepili się do niego jak rzepy. Przez Norę przewijały się tłumy gości. Hermiona dzieliła ich na trzy grupy. Pierwsza była pijana szczęściem, że skończył się terror. Druga udawała, że nic się właściwie takiego nie stało i próbowała nakłonić innych do powrotu do normalności. Trzecia z kolei nie umiała sobie znaleźć miejsca w tych nowych realiach, w których nie trzeba walczyć. Do ostatniej grupy należał głównie Szalonooki, którego mania prześladowcza zamiast zniknąć, umocniła się jeszcze bardziej.
Snape pojawił się w Norze tylko dwa razy, w tym raz na przymusowym, podsumowującym spotkaniu Zakonu. Minerwa uznała, iż trzeba w oficjalny sposób rozwiązać ich działalność i uczcić pamięć poległych. Wówczas także opowiedziała o prawdziwej roli Severusa i jego poświęceniu. Sam zainteresowany opatrzył to tylko nikłym, kpiącym uśmiechem.  Nie zdołała wytrzymać na całej ceremonii – obecność Severusa, którego charakter powrócił w 100% do normy, powodowała u niej ostatnio migreny. A i sama ciąża w końcu zaczęła dawać jej we znaki, budząc ją każdego dnia konkretnymi mdłościami, które musiała maskować przed Ginny.
Drugi raz Snape zjawił się wczoraj, poinformować wszystkich o ostatnim zakończonym procesie Śmierciożerców.
Hermiona wiedziała, że od jutra będzie musiała go widywać codziennie w Wielkiej Sali i miała obawy jak to zniesie. Od czasu bitwy nie rozmawiali, pozostawiając za sobą niedokończone sprawy.
- W tym ciebie, Meliso. - pogładziła brzuch, który powoli zaczynał się zaokrąglać. Po bitwie podjęła decyzję nie mówienia o niczym Severusowi. Nie chciała zostać oskarżona o to, że łapie go na dziecko. Urodzić, urodzi. Kochała już rozwijające się w niej maleństwo, które prawdopodobnie było dziewczynką. Snape dowie się w swoim czasie, gdy posądzenie jej o takie głupstwa będzie już nie na miejscu. Na razie musiała jednak skupić się na ukończeniu szkoły. Nie miała złudzeń, że po urodzeniu dziecka zdołałaby ogarnąć wszystkie egzaminy. Im szybciej załatwi OWUTEMy, tym lepiej.
Umieściła ostatnią książkę w kufrze i zamknęła wieko. Usiadła na łóżku zmęczona, spoglądając w dal przez okno. Mimo iż Voldemort nie żył, ona nadal czuła dziwny niepokój. Nie umiała przyzwyczaić się do tej nowej rzeczywistości, w której Sam-Wiesz-Kto nie żył, Śmierciożercy byli złapani, Ron się do niej nie odzywał a Severus Snape był ojcem jej dziecka. Doprawdy, ten świat wcale nie był prostszy od tego z Voldemortem na karku.

***
- Wzywała mnie pani, pani dyrektor? - weszła do gabinetu McGonagall lekko strapiona. Ledwo skończyła się pakować a McGonagall przysłała jej patronusa, że ma się pilnie stawić w jej gabinecie.
- Tak. Usiądź proszę, chciałam z tobą porozmawiać. - profesorka wstała, wzięła garść proszku Fiuu i rzuciła do kominka. - Alexandrze! Pozwól na chwilę!
Hermiona obojętnie przypatrywała się temu, jak w kominku zaczyna wirować Al po to, by za chwilę z niego wyjść.
- O, cześć Hermiono! - przywitał się z nią. - Minerwo?
- Chciałam z wami omówić pewną ważną kwestię. - spojrzała wymownie na Gryfonkę.
- Czy to konieczne, aby Al przy tym był?
- Jest opiekunem twojego domu, kochana. Hermiona jest w ciąży. - zwróciła się do Ala, który właśnie sięgał po piernikową traszkę. Ciastko wypadło mu z ręki.
- Że co proszę?!
- Twoja uczennica jest w ciąży. Dokładniej mówiąc w połowie czwartego miesiąca.
Al patrzył na nią oniemiały. Po chwili zmarszczył czoło, jakby coś sobie uświadamiając.
- Czekaj, czekaj, to dlatego wtedy zemdlałaś?! Wiedziałaś o tym?!
- Nie wiedziałam. Ale wtedy się dowiedzi…
- I TY WALCZYŁAŚ W BITWIE?! - Al ryknął pełną piersią, aż podskoczyła. Minerwa zmierzyła go ostrym spojrzeniem.
- Nie czas na krzyki. Hermiona uznała, co zresztą popieram, że chce wytrwać do OWUTEMów. Jeśli potem jej samopoczucie pozwoli, dotrwa do zakończenia roku. Czy aprobujesz ten plan, Alexandrze?
- On wie? - Al patrzył na nią wściekłym spojrzeniem.
- Nie. I się nie dowie. - Hermiona wstała, czując nagłą wściekłość. - Al, posłuchaj. - podniosła rękę – On się jasno wyraził co do tego, kim dla niego jestem.
- Ale, dziecko…
- Nie powinno być powodem, JEDYNYM POWODEM, dla którego zmieniłby zdanie.
- Ty naprawdę wierzysz, że on tak myślał?
- Al, to nie ma teraz już znaczenia. Wrócił stary Severus Snape, zgorzkniały egoista, który nawet jakby chciał odrobiny miłości w swoim życiu, to w nigdy by jej do siebie nie dopuścił. Nie będę na niego wywierać nacisku dzieckiem. W swoim czasie i tak się o wszystkim dowie, w końcu nie znikniemy z powierzchni ziemi. Póki co, chcę skończyć szkołę. Rozumiesz?
Fillmann niechętnie skinął głową.
- Alexandrze, proszę, dotrzymaj tej tajemnicy. - McGonagall zmierzyła go wzrokiem. - Pozostałych nauczycieli nie powiadamiaj póki co o stanie Hermiony. Póki będzie mogła normalnie uczęszczać na lekcje, dopóty ma to pozostać w sekrecie. Jasne?
- Tak. Chociaż nie zgadzam się z tym. On. Ma. Prawo. Wiedzieć.
- I dowie się. W swoim czasie.

***
Ledwo otworzył oczy i już wiedział, że dzień będzie fatalny. Czuł pulsowanie w skroniach.  Minął miesiąc od cholernej bitwy, podczas którego był ciągany we wszystkie miejsca, których nie znosił a dzisiaj dzieciarnia wracała do Hogwartu.
Najpierw wielogodzinne przesłuchanie w Ministerstwie, tuż po tym, jak zgarnięto wszystkie trupy i Śmierciożerców. Przesłuchiwał go niejaki Jenkins, który na oko miał jakieś 25 lat i gówno wiedział o życiu. Oczywiście on sam był przekonany o swojej wszechwiedzy.
- Nazwisko!
- Snape.
- Imię!
- Severus. Co zresztą zostało już ustalone w momencie zabrania mi różdżki.
- Urodzony?
- 9 stycznia 1960 roku. Uprzedzając pytanie: w Londynie i jestem synem Tobiasza Snape'a, mugola, oraz Eileen Prince, czarownicy czystej krwi.
Taka wypowiedź nie spodobała się szczeniakowi. Zaczął nerwowo stukać palcami o blat.
- Jest pan oskarżony, panie Snape, o bycie czynnym Śmierciożercą. - wypalił ni w pięć ni w jedenaście.
- Doprawdy? - Severus nawet nie silił się na złośliwość. Taki debil jak Jenkins, którego powoli sobie przypominał z własnych lekcji, nie zasługiwał na ten wysiłek. I tak by go nie docenił.
- Czy przyznaje się pan…
- Tak. - mężczyzna miał już dość tej szopki. Był śmiertelnie zmęczony i jedyne o czym marzył, to walnąć się do łóżka na najbliższe dwie doby.
- Tak?
- Tak. Byłem aktywnym Śmierciożercą ze względu na rolę, jaką pełniłem dla Zakonu Feniksa. Złożyłem Przysięgę Wieczystą przed Albusem Dumbledore'm…
-… którego pan osobiście zabił…
-…że zrobię wszystko, co tylko mi rozkaże, z zabiciem siebie włącznie. Jednym z poleceń Dumbledore'a było ocalenie Dracona Malfoya przed rozszczepieniem duszy w wyniku morderstwa.
- Nie bardzo pojmuję?
- Draco Malfoy został zrekrutowany przez Voldemorta tylko i wyłącznie w celu pogrążenia jego ojca, Lucjusza. Jako pierwsze, i swoją drogą jedyne, zadanie otrzymał rozkaz zabicia Dumbledore'a. Tenże jednak uznał, iż nie chce narażać młodego chłopaka na potępienie.
- I pan się zgodził go zabić?
- Nie miałem wyboru.
- I chce mi pan, panie Snape, powiedzieć, iż wszystkie morderstwa, jakich pan dokonał, w tym zabicie niejakiego Elfiasa McGuayera, wynikało jedynie z rozkazów Dumbledore'a?
- Nie inaczej. - Severus czuł narastającą irytację.
- Świetnie. Jest tylko jeden problem. Nikt nie może tego potwierdzić, gdyż Dumbledore nie żyje. - Jenkins uśmiechnął się złośliwie. - Co za tym idzie, zostaje pan aresztowany z tytułu działalności śmierciożerczej.
- Cóż za genialny proces dedukcji. - Snape ziewnął. Co najgorsze, czuł zaczynającą się migrenę. - Jest tylko problem.
- Jaki?
- Nie może mnie pan aresztować.
- Gdyż?
- Jak widać, na Historii Magii uważał pan równie mocno jak na moich lekcjach. - Severus uśmiechnął się sadystycznie. - Z doszkalania dla idiotów: wedle Międzynarodowego Kodeksu Czarodziejów z 1678 roku, znowelizowanego w 1975 roku, szpieg, który dokonywał czynów zabronionych pod wpływem bezpośredniego rozkazu, i dzięki któremu zdołano osiągnąć cel, taki jak obalenie tyrana, nie może zostać aresztowany, ani tym bardziej skazany, za swoje uczynki. Może być jedynie sądzony za zbrodnie, których dokonał wbrew rozkazom przełożonego lub kiedy dopuścił się samowolki.
- Czyli jednak mogę pana aresztować, gdyż od czasu śmierci Dumbledore'a nie był już pan pod jego rozkazami.
- I znów błąd. - Severus zaczął rozcierać sobie skronie. Ból narastał. - Tuż po pogrzebie Dumbledore'a zgłosiłem się do Minerwy McGonagall, nowej Głowy Zakonu Feniksa i  ponownie złożyłem przysięgę. Od tamtej pory wykonywałem jej rozkazy.
- Czyli każdy pański niedozwolony czyn popełniony między 30 czerwca 1997 roku a 7 lipca 1997 roku ulega karze.
- Owszem.
- Zatem…
- Może mnie pan już wypuścić, gdyż te pełne 7 dni spędziłem w swoim mieszkaniu przy Spinner's End w Londynie, co może pan potwierdzić dając mi do picia Veritaserum. Niestety, nie może się pan nim posłużyć, gdyż, nie ma pan dostatecznych przesłanek do tego, by uważać mnie za niebezpiecznego przestępcę. A teraz, jeśli pan pozwoli… - wstał, ukłonił się i wyszedł, nie dając mu nawet czasu na otrząśnięcie się z szoku.
Potem zaczęła się nagonka Proroka. Rita Skeeter uwiesiła się na nim, wychwalając jego bohaterstwo, które, a jakżeby inaczej!, wynikało z jego oddania dla Ministerstwa. Fakt, iż te Ministerstwo przez ostatnie miesiące było w łapach Psychopatycznego Dupka Bez Nosa jakoś umknęło jej uwadze. Samo Ministerstwo wywarło nacisk, aby brał udział w przesłuchaniach innych Śmierciożerców. Cudem wymigał się od wkręcenia do Wizengamotu, co Minerwa powitała chichotem.
Na koniec, mimo iż unikał tego jak ognia, musiał brać udział w licznych bankietach na cześć zwycięzców. On, Potter i Minerwa byli zapraszani wszędzie gdzie się dało. I, choć bardzo chciał tego uniknąć, również i do Nory musiał zajrzeć.
Unikał tego jak ognia, bo nie wiedział, jak zareaguje na to Hermiona. Nie dałby sobie rady z jej wybuchem płaczu, krzykiem lub radością. Każda z tych opcji go przerażała.
Ona jednak go po prostu zignorowała. Przyglądał się jej ukradkiem, mając niejasne wrażenie, że po wojnie wyładniała. Brak groźby śmierci wyraźnie wpłynął na to, że wyglądała promiennie. Nie dodało mu to zbytnio humoru.
Powód był prosty. Ostatnie tygodnie spędził tak naprawdę na układaniu w głowie tego, co zrobi z Hermioną. Wojna się skończyła. Główna jego wymówka zniknęła. Nie musiał jej już chronić. Mógł z nią porozmawiać, wyjaśnić, ale… On wracał do Hogwartu jako on. Severus Snape. Naczelny Dupek z Lochów. Jej nauczyciel. Człowiek Bez Serca. Nie mógł już sobie pozwalać na to, by pokazywać milszą stronę charakteru. A tym bardziej na romans z uczennicą pod własnym nazwiskiem.
Choć, cholera jasna, miał na to gigantyczną ochotę.
Przez ten miesiąc zrozumiał, jak bardzo minione dwadzieścia lat dało mu w kość. I coraz bardziej narastała w nim chęć zachowania się iście gryfońsko – pieprznąć wszystkim i zachować się zgodnie z porywem serca.
Którego, według większości, nie posiadał.
Było tylko jedno ale.
Nie wierzył w to, aby Hermiona chciała do niego dołączyć.
Dalej nie porozmawiali.
I w zasadzie nie było już o czym.
- SEV! WSTAWAJ! - ponury monolog przerwało mu wtargnięcie Ala.
Nie zareagował.
Al podszedł do niego i zerwał kołdrę.
- Ej!
- Wstawaj, powiedziałem!
- Po co?
- Lekcje, pamiętasz? Uczniowie wracają do szkoły. - przewrócił oczami, za co Al zdzielił go po głowie.
- No i?
-  Może się ogarniesz? - Al zerknął wymownie na jego brodę. Od bitwy jakoś nie miał czasu się ogolić.
- Nie widzę potrzeby.
- Chcesz, żeby Hermiona cię takim zobaczyła?
- Co za różnica?
- Jest po bitwie. Pora, abyś w końcu wszystko wyjaśnił, nie uważasz? - Al przemawiał teraz tonem rodzica niedorozwiniętego dziecka. Severus wstał i zaczął się ubierać.
- Nie ma czego wyjaśniać.
- Ale…
- Nie ma ale, Al. Między mną a Hermioną nic nie ma.
- Przecież ją kochasz!
Snape, który właśnie zapinał szatę, odwrócił się gwałtownie w jego stronę.
- TAK, KOCHAM! I co z tego?! - warknął. - Ona  była zakochana w Matcie…
- Z tego co wiem, spaliście ze sobą przed bitwą. A wtedy już wiedziała kim jesteś. - Fillman patrzył na niego karcąco. Ten wzrok widział zbyt często u Dumbledore'a.
- Poryw chwili. Oboje tego potrzebowaliśmy. - czuł, jak na twarz wychodzi mu rumieniec, więc ukrył ją za długimi włosami. Al patrzył na niego badawczo.
- Czego się boisz?
- Niczego.
- Więc dlaczego…
- Dlaczego nie lecę do niej, robiąc z siebie kretyna?! - mężczyzna skinął głową a Sev miał ochotę wyć. - Ponieważ jest młodą, inteligentną, piękną kobietą, która zasługuje na lepsze życie niż te, które mogę jej dać. Jestem starym eks-szpiegiem z fatalną reputacją, zarabiającym marne knuty na posadzie nauczyciela. Trzy czwarte roku mieszkam w zamku, pozostały czas spędzam w ruderze po rodzicach. Nie mam nic swojego. Nie mówiąc już o moim wyglądzie – wskazał na siebie ręką. - Wyobrażasz nas sobie razem?
- Wbrew twoim słowom, tak. - Al uniósł sceptycznie brew. - Decydujesz za nią, czym ją bardzo krzywdzisz, wiesz o tym?
- To co mam zrobić? Pójść do niej, swojej uczennicy…
- Jakoś ci to nie przeszkadzało, kiedy byłeś Mattem…
- …klęknąć przed nią, przeprosić i oświadczyć, że chcę z nią spędzić życie razem z gromadką naszych dzieci? Już to widzę: „Hermiono, wybacz, moja droga, NIE DAM CI NIC OPRÓCZ WYTYKANIA PALCAMI, ale spędź ze mną życie!”. Na pewno się zgodzi!
- A spróbowałeś? Bo z tego co wiem, to jedyne na co się zdobyłeś to potraktowanie jej jak dziwkę. I to dwukrotnie, skoro to sprzed bitwy uważasz jedynie za szybki numerek. - Al był wyraźnie wściekły. - Słuchaj, Sev, naprawdę, radzę ci coś zrobić zanim będzie za późno. Chyba, że to co mi mówiłeś, kiedy chciałeś mnie wciągnąć do Zakonu, było kłamstwem?
Severus nie odpowiedział. Wciąż pamiętał tamten dzień.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz