- Jutro o osiemnastej Czarny Pan napadnie na Hogwart. - miał wrażenie, jakby tym jednym zdaniem niszczył bańkę mydlaną, w której wszyscy się znajdowali od blisko czterech lat. Bo niby Voldemort gdzieś tam był. Niby zabijał. Ale nie stwarzał dla nich bezpośredniego zagrożenia.
Severus, stał w swojej własnej postaci na środku salonu w Norze i obserwował reakcję pozostałych członków Zakonu. Po tym jak wkroczył, wiele osób poderwało się z różdżkami w rękach. Koło twarzy mignęły mu zaklęcia. Dopiero stanowczy głos McGonagall, nakazujący ciszę, zdołał opanować ten chaos. Jak widać – nie na długo.
Słowa Severusa wywołały falę paniki. Molly zaczęła płakać w ramię Artura. Bliźniacy po raz pierwszy w życiu nie mieli nic do powiedzenia. Lupin był blady jak ściana i pod nosem tylko mamrotał: „Tonks, Teddy… Tonks, Teddy...”. Szalonooki pohukiwał w kącie niczym sowa, poklepując sękatą ręką rozdygotaną Poppy. Longbottom miał zaciętą minę i wyglądał tak, jakby znienacka odrzucił maskę ciamajdowatości.
Snape przeskakiwał wzrokiem po twarzach zgromadzonych, odsuwając od siebie nieprzyjemną myśl, że prawdopodobnie widzi ich po raz ostatni. Starał się jedynie nie patrzeć na Hermionę. Ostatnie dwa miesiące były dla niego katorgą. Nie dość, że widywał ją na lekcjach, to jeszcze, wbrew oczekiwaniom, dalej mu pomagała w eliksirach. Nie potrafił jej spojrzeć w oczy. Czuł się podle a z drugiej strony miał wolny umysł. Dopiero wtedy, w styczniu, odczuł, jak bardzo się cały czas bał o nią. O to, co by było, gdyby Czarny Pan dowiedział się o tym wszystkim.
Ucisnął nasadę nosa. Zapowiadała się ciężka noc i jeszcze cięższy dzień i to naprawdę nie był najlepszy moment na roztrząsanie tego, jak potraktował Granger. Zerknął na kanapę, na której siedzieli Draco i Ginny. Chłopak na początku był jednym z tych, którzy wymierzyli w niego zaklęciami. Teraz jednak siedział, tuląc do siebie Weasleyównę i wpatrując się w niego z oczekiwaniem. Tuż obok nich siedziała Hermiona – blada jak prześcieradło z przerażeniem wypisanym na twarzy.
- Panika nic nam nie da. - Al, stojący tuż obok niego, zabrał w końcu głos. Ustalone pięć minut na otrząśnięcie się dobiegło końca.
- Co on tu robi!? Dlaczego on…
- Gdyby nie ja, żadne z was by nic o tym nie wiedziało. - Sev skrzywił się niemiłosiernie. - A teraz, skoro nie doceniacie faktu, iż jesteście o krok naprzód przed Czarnym Panem, może zabierzecie się za opracowanie strategii obrony.
- Dlaczego w ogóle jutro? - Lupin wychrypiał ze swojego miejsca. Snape zmierzył go wzrokiem.
- Bo tak się składa, że Chłopiec-Który-Cudem-Przeżył-Potter i jego miernej jakości oklumencja…
-… której sam go uczyłeś… - mruknęła Hermiona. Zignorował ją.
-… pozwolił na to, by Czarny Pan dowiedział się o jego rychłej wycieczce do szkoły.
- A co, na Merlina, Potter miałby robić w Hogwarcie? - McGonagall zrobiła wielkie oczy. W salonie znowu wybuchł chaos.
- To proste. Sami-Wiecie-Kto kochał Hogwart, więc to, czego szukają Harry i Ron prawdopodobnie jest gdzieś w szkole. - Hermiona prychnęła jak rozjuszona kotka. Severus mimowolnie spojrzał na nią z uznaniem. Tym razem to ona go zignorowała.
- Jak wygląda sytuacja? Jaką armią włada Voldemort? - Szalonooki w końcu przestał udawać sowę i przeszedł do sedna. To uciszyło wszystkich zgromadzonych, którzy zaczęli się na niego gapić jak sroka w gnat.
- Pięćdziesięciu Śmierciożerców, stu czterdziestu dwóch zwolenników, gotowych na rozkazy, trzydziestu wilkołaków i dwadzieścioro olbrzymów. Pomoc zaoferowały także wampiry, ale ich przywódca, Lyon, ciągle się waha.
Po tych słowach zapadła cisza tak głęboka, że aż dźwięczała.
- Czyli razem dwustu czterdziestu przeciwników. - głos Szalonookiego odbił się echem od ścian. Po chwili jednak wywołał nową falę paniki.
Severus czuł się tym zmęczony. Miał poczucie marnowania czasu. A każda sekunda teraz się liczyła.
- CISZA! - ryknął. - Słuchajcie, może macie dość czasu, by go marnować, ale osobiście wolałbym podjąć jakieś konstruktywne działania.
- Łatwo ci mówić! - Fred, albo George, wybuchnął.
- Owszem, łatwo. W porównaniu do większości z was - za nic by się nie przyznał, że czuje teraz ukucie strachu – mam doświadczenie z pierwszej wojny. I wiem jedno. Histeryków i beks tutaj nie potrzebujemy. Więc jeśli nie macie żadnych konstruktywnych pomysłów to wynocha!
- JAK ŚMIESZ! - nagle poczuł dźgnięcie w klatkę. Zdumiony schylił głowę i spojrzał prosto w rozwścieczone oczy Hermiony.
- Granger, ostrzegam cię…
- W NOSIE TO MAM! PRZYCHODZISZ TUTAJ ZNIENACKA PO BLISKO ROKU, OŚWIADCZASZ, ŻE JUTRO UMRZEMY I JESZCZE NAS OBRAŻASZ!!!
- Hermiono! - McGonagall chciała się zerwać z miejsca, ale Severus uciszył ją jednym ruchem ręki.
- Owszem, Granger. Bo liczę na to, że taka banda matołów, jak wy, zmobilizuje się na tyle szybko, byśmy byli w stanie coś wskórać. Załamywanie rąk teraz nic nam nie da.
- Och, fantastycznie, że ty jesteś zawsze taki opanowany! - włosy Hermiony wyglądały jak naładowane. Mógł przysiąc, że leciały z nich iskry.
Jej ręka skoczyła do góry, ale zdołał ją złapać.
- Dość. - próbowała się wyszarpnąć, ale ścisnął ją tylko mocniej. - Granger, zapamiętaj sobie, że nie pozwolę siebie uderzyć. A teraz, z łaski swojej, powstrzymaj swój gryfoński temperament i usadź swój tyłek na miejscu.
Dziewczyna zmierzyła go wzrokiem i mógł przysiąc, że chce mu napluć w twarz. Na szczęście wykonała polecenie. Al rzucił mu krótkie spojrzenie, po czym odchrząknął.
- Moi drodzy – zaczął – wiem, że sytuacja jest ciężka, ale postarajmy się skupić. Nie jesteśmy bez szans. Proszę teraz, abyśmy się zastanowili nad tym, co możemy zrobić. Nie poddamy się bez walki.
***
Narada zakończyła się o pierwszej w nocy. Severus czuł się piekielnie zmęczony, ale czekała go jeszcze powtórka z rozrywki, tym razem w towarzystwie Śmierciożerców. U nich jednak mógł liczyć na mniej wrzasków i większą wenę twórczą.
Pięć godzin później wracał do Hogwartu, czując pulsujący ból w głowie. Wrzaski, chichoty, krwawe scenariusze – to wszystko przerodziło się w szum, który echem odbijał się od wnętrza czaszki. Al szedł obok niego w milczeniu – sam wyglądał na totalnie wykończonego. Gdy dotarli do Sali Wejściowej, Fillmann w końcu się odezwał.
- Powinieneś iść do Hermiony. - mruknął, grzebiąc po kieszeniach w poszukiwaniu mugolskiego papierosa. Gdy go znalazł, odpalił go od różdżki i zaciągnął się dymem.
- Po co?
- Przeproś ją.
- Nie mam zamiaru.
- Severus. - oj, znał ten ton. Ostatni raz go słyszał ponad dwadzieścia lat temu. Paradoksalnie stali dokładnie w tym samym miejscu a Al mu wówczas wywalił pogadankę na temat nie przyłączania się do Śmierciożerców. - Posłuchaj mnie. Zostało nam jakieś dwanaście godzin życia. Nie wiemy co dalej. Wiem, że zakładasz swoją śmierć. - uciął, widząc, że Snape chce coś powiedzieć. - Dlatego zostaw po sobie porządek. Ona na to zasługuje.
- Nie, Al. Tak będzie dla niej łatwiej. Uważa mnie za dupka. Po dupkach się nie płacze.
- Jesteś żałosny. - Al skrzywił się niemiłosiernie. - Ona cię kocha. Ty ją kochasz. Oboje zasługujecie na szczęście.
- Które ma trwać dwanaście godzin?
- A niechby trwało i pięć minut! Słuchaj, jej dalej na tobie zależy. Dzisiaj, o, pardon, wczoraj, tak się zdenerwowała tym, że ją wywalasz z praktyk, że zemdlała.
- Słucham?
Alexander skrzywił się, jednocześnie zaciągając papierosem. Chwilę milczał, jakby się zastanawiał, czy warto powiedzieć to co pierwotnie sobie założył.
- Sam ją odniosłem do Skrzydła Szpitalnego. Tuż przed tym jak wezwał nas Czarny Pan. Ona to naprawdę przeżywa. I zasługuje, by choć przez chwilę poczuć się jeszcze kochaną.
- A potem będzie mnie opłakiwać do końca życia?
- Słuchaj, idioto. - Al wyraźnie tracił cierpliwość, bo zgniótł żarzącego się papierosa w dłoni – A pomyślałeś o tym, że to ona umrze a nie ty? Jakbyś się wtedy czuł, mając świadomość, że pożegnała się ze światem, w którym ty – miłość jej pieprzonego życia – jest ostatnim skurwielem?!
Nie odpowiedział. Szczerze – nigdy nie myślał o tym, że ona mogłaby zginąć. Nie dopuszczał do siebie tej myśli. W każdym możliwym scenariuszu to on był tym, który ginął. Bez słowa odwrócił się na pięcie i wbiegł na schody. Potem jeszcze jedne i jeszcze. Biegł, tak jak przed dwudziestu laty. Wtedy jednak był młodszy i nie znał tej pyskatej Granger.
„Ostatni raz tak biegłeś do Lily” - głos w głowie jak zwykle wiedział, kiedy się włączyć do akcji. Odrzucił tę myśl. Tak samo jak tuż po powrocie z Paryża odrzucił łanię na rzecz puchatego kota.
Lekko zdyszany, stanął przed portretem Grubej Damy, która zmierzyła go wzrokiem.
- Hasło?
- Przecież wiesz, że tu uczę, do cholery!
- Nie mogę wpuścić nikogo, kto nie zna hasła.
- Gruba Damo, z całym szacunkiem – WPUŚĆ MNIE, NA MERLINA!
- Niestety, to nie jest prawidłowe hasło, profesorze Snape. - Dama uśmiechnęła się wrednie. Miał ochotę zerwać ją i siłą odsłonić przejście do Wieży, ale nie chciał się bawić w drugiego Blacka.
- WPUŚĆ MNIE!
- Krzykiem niczego pan nie załatwi. - Dama grała mu na nosie a on czuł się bezsilny. Mógł wysłać patronusa do Minerwy z prośbą o hasło, ale nie chciał się potem tłumaczyć z tej eskapady.
Kiedy rozważał opcję recytowania wszystkich durnych sentencji o odwadze, usłyszał kroki. Odwrócił się i zobaczył młodą Weasleyównę.
- O, pan…
- Daruj sobie. Przez tyle miesięcy zwracałaś się do mnie po imieniu, że teraz nie musisz udawać.
- Wtedy jednak nie wyglądał pan tak…
- Jak ja? - zakpił i przeczesał włosy. Czuł wstyd, że ktoś go nakrył. Z drugiej strony lepiej, że jest to Weasley niż Longbottom. Ginny zmierzyła go wzrokiem i przez chwilę czuł się, jakby stał przed samą Molly.
- Po co przyszedłeś?
- Wiesz po co.
- Długo zwlekałeś. - jeszcze raz obcięła go wzrokiem, jakby się nad czymś zastanawiając. W tym momencie rozumiał, jak czuli się uczniowie na jego lekcjach. Nagle złagodniała. - Tylko jej znowu nie skrzywdź.
- Jakie to ma znaczenie? Jutro i tak wszyscy będziemy martwi. - skrzywił się. Ginny parsknęła śmiechem.
- Jednak wolałam cię w wersji Matta. Przynajmniej nie miałeś tak grobowego poczucia humoru. Potęga jest w jedności! - rzuciła w kierunku Grubej Damy i wpuściła go do środka. Severus przewrócił oczami i rozejrzał się po wnętrzu wieży. Nie było go tu od lat. Odruchowo podążył za Weasleyówną w kierunku sypialni dziewcząt.
- Ej, nie możesz tam wejść! - zgromiła go Ginny. Spojrzał na nią zaskoczony.
- Niby czemu?
- Uczysz tu dwadzieścia lat i nie wiesz nic o zaklęciu?
- Wiem o nim doskonale. Na nauczycieli ono nie działa. - mruknął i wszedł na schody. Ruda czmychnęła do jednego z dormitoriów a sam wspiął się wyżej – aż do komnat siódmoklasistek. Po chwili stał w sypialni Hermiony i obserwował, jak siedzi na parapecie i wpatruje się w niebo.
Podszedł cicho i dotknął jej ramienia. Odwróciła się, na twarzy nie mając nawet śladu zaskoczenia. Podniosła rękę i dotknęła jego twarzy. Dreszcz przebiegł mu po całym ciele. Tak tęsknił za jej dotykiem. Bez słowa wstała i pociągnęła go za rękę. Gdy drzwi w jego sypialni zatrzasnęły się z hukiem, wszystko przestało mieć znaczenie.
Wczoraj trafiłam na to opowiadanie dzięki grupie fb. Jest cudowne. lekkie podobieństwo do bez cukru mrocznej, ale jednak klimat inny. i fabuła bardzo fajnie prowadzona. Przyznam szczerze, że nie spodziewałam się trafić jeszcze kiedykolwiek na tak dobrze napisane svmione po polsku. Na początku trochę mnie irytował matt/sev, ale po akcji Paryż moja romantyczna dusza, aż wyła o jeszcze. Napięcie fajnie budowane. Niektóre zachowania Severusa tak do niego pasujące, że to mistrzostwo świata. Cieszy mnie też to, że wątki poboczne mimo, że są nie zajmują połowy opowiadania. Uwielbiam też twoją postać Ala i monologi Severusa z samym sobą :D
OdpowiedzUsuńJestem ciekawa kiedy Hermiona powie o ciąży. Ah no i nie napisałam najważniejszego - opowiadanie jak sama napisałaś jest już skończone. To cudowna informacja bo nienawidziłam chwili w których okazywało się, że świetnie pisane opowiadanie nie będzie jednak kontynuowane. Brawo Melisa za świetną pracę. Mało błędów, genialnie budowane zdania, czuć emocje bohaterów. Czego chcieć więcej. Miód na moje serce. Dziękuję, że postanowiłaś podzielić się z nami swoją pracą. Masz we mnie wierną czytelniczkę. Jeszcze raz wielkie brawa za kawał dobrej roboty!
To chyba taki moment, na który czeka większość autorów - otrzymać długą, rozbudowaną, dojrzałą recenzję. W dodatku pozytywną! Cieszy mnie bardzo fakt, że mimo iż koniec blisko, to wciąż przybywają tutaj nowi czytelnicy. Naprawdę nie ma nic lepszego niż myśl, że stworzyło się coś, co się innym podoba. To niesamowicie motywuje do dalszej pracy. Bardzo Ci dziękuję! :)
UsuńJeśli do końca tak niedaleko, to zapytam: jak tam nowe opowiadanie? :D
OdpowiedzUsuńNa nowe opowiadanie trzeba będzie jeszcze trochę poczekać - aktualnie mam osiem rozdziałów. Nie wiem jeszcze ile wyjdzie ostatecznie (no, na pewno powyżej 10, tyle mogę zdradzić), ale z pewnością będzie w nieco innym klimacie niż "Prawdziwa twarz" :)
Usuń