czwartek, 2 marca 2017

Rozdział XIX.1

Kolejne dni mijały pod znakiem unikania Rona. Na szczęście nie było to trudne – członkowie Zakonu maglowali jego i Dracona po kilka razy dziennie. Ona sama, gdy tylko mogła, uciekała do zamku i brała się za kolejne wywary. Co prawda McGonagall nie dawała nowych zleceń, ale było to lepsze od siedzenia w pokoju Ginny i zastanawianie się, kiedy znowu natknie się na Rona.
Jej humoru nie poprawiał fakt, iż od Bożego Narodzenia nie widziała się w ogóle z Mattem. Miała wrażenie, że jej unika. Próbowała sobie przypomnieć, czy zrobiła cokolwiek, co by sprowokowało takie zachowanie, ale nie mogła na nic wpaść. Zniechęcona, oddała się w wir pracy.
Dziś jednak nie dane jej było zastosować tego samego wybiegu. Nadszedł Sylwester. A co za tym idzie – w Norze szykowała się wielka impreza na powitanie Nowego Roku. Nie miała na nią najmniejszej ochoty, ale Ginny jej zapowiedziała, że jak jeszcze raz zobaczy ją wymykającą się do lochów, to osobiście ją przyklei do kanapy. Wolała nie sprawdzać, czy groźba ma jakieś pokrycie.
Dlatego teraz stała przed lustrem, czując się jak kretynka. Ginny właśnie skończyła układać jej włosy. Obiektywnie rzecz biorąc, nie wyglądała źle. Ba, nawet wyglądała ładnie. Jej standardowa szopa została upięta w luźny kok, na twarzy pojawił się lekki, acz wyraźny makijaż a całość dopełniała obcisła sukienka z odkrytymi ramionami. Może by nawet to doceniła, gdyby nie to, że na całej imprezie będzie Ron a z tego, co wiedziała, nie będzie Matta.
- Uśmiechnij się. Wyglądasz pięknie. - Hermiona odwróciła się w stronę przyjaciółki. Ruda wyglądała zjawiskowo. Długa, zielona suknia, idealnie podkreślała jej kształty. Włosy miała upięte w coś na kształt luźnego, grubego warkocza.
- Dzięki, tobie również niczego nie brakuje. Swoją drogą, dla kogo tak się wystroiłaś?
- Dla samej siebie. - Ruda spłoniła się rumieńcem. - Chodź, bo Bliźniacy nie dadzą nam żyć, jak się spóźnimy.
- Aż się boję, co wymyślili. - Hermiona westchnęła ciężko. Ginny poklepała ją po plecach.
- Zobaczysz, że przyjdzie.
Gryfonka uśmiechnęła się tylko lekko i wyszła za młodszą dziewczyną z pokoju. Obie zeszły do salonu w ostatniej chwili – na dole był zgromadzony już spory tłum ludzi. Z salonu dobiegały krzyki Bliźniaków, proszących o uwagę. Szybko skierowały się w tamtą stronę.
Fred i George stali na czymś na kształt podestu, ubrani w smocze kurtki. Włosy mieli postawione na żel i wyglądali niczym mugolscy rockmani. Jak zwykle mówili razem, dokańczając swoje zdania nawzajem.
- Kochani, jak pewnie wiecie…
-… już za parę godzin pożegnamy stary rok…
-…który za wesoły nie był…
- ...ale obiecujemy, że wesoło się skończy!
- I powitamy Nowy Rok. Liczymy, że to będzie rok…
-… w którym wszyscy zaznamy w końcu trochę szczęścia.
- Ale zanim to nastąpi…
- … mamy dla Was wyjątkową zabawę. Prosimy wszystkie panie na środek!
Hermiona spojrzała zdumiona na Ginny, ale ta tylko wzruszyła ramionami i pociągnęła ją za sobą. Niepewnie stanęła obok Rudej.
- Drogie panie, poproszę was teraz, aby każda z was wyjęła po jednej spince ze swej pięknej fryzury i dmuchnęła w nią mocno. - Hermiona zdumiona sięgnęła do włosów. Wyjęła jedną z licznych wsuwek, po czym w nią dmuchnęła. Po chwili, ku swemu zdumieniu, na swojej dłoni miała kluczyk.
- Jak widzicie, każda z was dostała jeden kluczyk. Teraz poprosimy panów, by ustawili się w rzędzie i wyciągnęli przed siebie prawą rękę. - nastąpiło małe zamieszanie, ale po chwili naprzeciwko nich ustawił się rząd mężczyzn. Hermiona przebiegła po wszystkich wzrokiem i z ulgą zauważyła Matta. Ten jednak unikał jej spojrzenia. - Każdy z panów otrzymał po jednej kłódce. Zadaniem pań jest znalezienie tego, którego kłódkę otwiera wasz klucz. Po znalezieniu „tego jedynego” zostaniecie związani czarem na ten jeden wieczór, dzięki czemu żadna z pań nie będzie musiała bać się o to, że zostanie sama. Wszystko jasne?
Hermiona była coraz mniej przekonana do tej zabawy. Co jeśli zostanie związana z Ronem?!
- Zaczniemy od najstarszych pań, dlatego prosimy profesor McGonagall!
- PANIE WEASLEY!
- To tylko stwierdzenie faktu…
McGonagall, ubrana w długą, zieloną szatę, ruszyła na poszukiwanie kłódki. Miała szczęście – przy trzeciej próbie, odnalazła kłódkę, która należała do Charliego. Ten tylko wyszczerzył zęby i puścił Bliźniakom oczko.
Po McGonagall do boju ruszyła pani Weasley, która trafiła na Flitwicka, a zaraz po niej – profesor Sprout, która wybrała Hagrida. Zabawa trwała w najlepsze. W końcu przyszła jej kolej. Zostało około sześciu mężczyzn, w tym Matt, Al, Draco i, na jej nieszczęście, Ron. Z duszą na ramieniu ruszyła, zaczynając od Weasleya. Przyłożyła swój kluczyk, ale na szczęście okazał się za mały. Z ulgą wypisaną na twarzy podeszła do Alexandra, który uśmiechnął się szeroko.
- No, może uda mi się ciebie porwać!
- Wygląda na to, że nie… - kluczyk nie chciał się przekręcić. Podeszła do Dracona, który uśmiechnął się bezczelnie.
- Może mnie się poszczęści?
- Chciałbyś, fretko.
- Też cię lubię, Granger. - oboje wyszczerzyli się, kiedy kluczyk wydawał się nie pasować. Przesunęła się i stanęła oko w oko z Mattem. Kluczyk wszedł gładko i przekręcił bez problemów. Poczuła gigantyczną ulgę a zarazem spłonęła rumieńcem – to było jak publiczna deklaracja uczuć. W momencie, gdy przekręciła kluczyk, poczuła dziwne gorąco – widocznie aktywowała czar. Matt wyciągnął w jej kierunku ramię, które chwyciła i razem odeszli na bok.
Po niej zostało jeszcze tylko kilka dziewcząt, młodszych od niej. Ku wielkiemu zdumieniu, Alexandra wylosowała Lavender a Dracona – Ginny. Kiedy wszystkie pary zostały ze sobą związane czarem, Bliźniacy zabrali jeszcze na chwilę głos.
- Kochani, mamy nadzieję, że towarzystwo przypadło wam do gustu…
-… jednak zapomnieliśmy wspomnieć o pewnym drobnym fakcie…
- …otóż, czar dezaktywuje się o północy tylko pod warunkiem pocałowania swojego partnera bądź partnerki w usta.
- Mamy nadzieję, że nie przysporzy wam to zbyt wielkiego problemu. A teraz – zapraszamy do zabawy!
Na środku pojawiły się instrumenty, które zaczęły same grać. Hermiona odwróciła się do Matta i uśmiechnęła się.
- W końcu mamy okazję się zobaczyć.
- Słucham?
- Ostatnio mnie unikasz.
- Przesadzasz, pracowałem w zamku nad eliksirami.
- Nie umiesz kłamać. - roześmiała się i przywołała różdżką dwa kieliszki. - Od kilku dni przychodziłam do zamku warzyć eliksiry i nie było cię tam.
Uśmiechnął się krzywo i westchnął.
- Okej, masz rację. Skłamałem. Zadowolona?
- Dlaczego mnie unikasz?
- Nie unikam, po prostu…
W tym momencie podeszli do nich Draco i Ginny. Dziewczyna była cała czerwona na twarzy, Ślizgon z kolei wyglądał tak, jakby dostał los na milion galeonów. Nie, żeby robiło mu to różnicę, ale…
- Co tak stoicie? W ogóle, Matt, nie zdążyłem ci podziękować za ratunek. - Draco wyciągnął rękę w kierunku Matta. Mężczyzna uścisnął ją i lekko się uśmiechnął.
- Nie ma za co, Draco. To był mój obowiązek.
- Niewątpliwie. Granger, udana kreacja.
- Czy ty próbujesz być miły?
- Zmieniłem strony. Ciężko gryźć rękę, która mnie karmi, czyż nie?
- Snape jakoś nigdy nie miał z tym problemu. - do towarzystwa dobił Ron. Swoją partnerkę, Hannę, zostawił gdzieś na uboczu. Matt obrócił się na pięcie, bąkając coś o drinkach i odpłynął w tłum. Ginny patrzyła to na Hermionę to na Rona, lekko przygryzając wargę.
- Gdybyś miał taki życiorys jak on, też byłbyś wredny. - Hermiona poczuła, jak jej się krew gotuje w żyłach.
- Ciekawe czy broniłabyś go tak mocno, gdybyś znała całą prawdę o nim. - Ron patrzył wyzywająco to na nią.
- O co ci tym razem chodzi, Ron?
- A o to, że Snape dla rozrywki zabijał niemowlęta. Wiedziałaś o tym?
- W której wojnie? - Hermiona czuła, jak na jej policzki występują rumieńce.
- Jakie to ma znaczenie?
- Pytam, Ronald, w której wojnie?
- W pierwszej, a co?
- Otóż to. Jakbyś nie zauważył, to od pierwszej wojny nieco się zmieniło.
- A śmierć Dumbledore'a to był pikuś, co?
- Możesz powiedzieć, o co ci chodzi? - dziewczyna straciła cierpliwość. - Jakbyś nie zauważył NIE MA TU SNAPE'A. Bronię go? Owszem. Bo uważam, że każdemu należy się druga szansa.
- Raczej setna.
- A niechby nawet! Gdybym nie wyznawała tej zasady, w tej chwili nawet bym z tobą nie zamieniła słowa!
- Co masz na myśli? - Draco zmarszczył brwi i przyjrzał się obojgu Gryfonom.
- Co, Draco, wędrujesz z nim w poszukiwaniu rzeczy Sam-Wiesz-Kogo a nie masz pojęcia, kim on jest? Snape'a, Ron, oceniasz, wycierając sobie nim buźkę, a sam nie jesteś święty!
- Muffliato! - Ginny nie wiadomo kiedy, wyciągnęła różdżkę i machnęła nią wokół ich grupki. Malfoy w tym czasie patrzył na Hermionę, jakby widział ją po raz pierwszy w życiu.
- Ej, co jest między wami?
- Jego zapytaj! No, dalej, Ron, przyznaj się! Nie oczekuję, że po takim czasie mnie przeprosisz, ale miejże odwagę chociaż powiedzieć wprost JAKIM TY POTWOREM BYŁEŚ!
Ron, dygocąc cały ze złości,  podskoczył do niej i złapał ją za gardło. Ginny pisnęła zszokowana, Draco wypuścił kieliszek z dłoni.
- Milcz…- Ron zaciskał coraz mocniej rękę, że aż czuła, jak się zaczyna dusić.
- ŁAPY PRECZ! - Matt celnym ciosem powalił Rona na ziemię. Hermiona zaczerpnęła gwałtowny oddech. Zaklęcie wyciszające prysło i wszyscy zgromadzeni wpatrywali się w tą scenę oniemiali. Hermiona czuła jak szyja ją pali od ucisku. Ginny oplotła ją ramieniem, wpatrując się w brata jak w parującą końską kupę.
- Posłuchaj, gnojku. W dupie mam to, że jestem w twoim domu. Trzy razy zaatakowałeś Hermionę. Jak idiota sądziłem, że jak trochę pogłodujesz, poszlajasz się po świecie, to ci rozum wróci. Jak widać nie. Nie wiem, po kim masz taki zajebisty szacunek do kobiet, bo ani twój ojciec, ani twoi bracia NIGDY by się nie skalali takim zachowaniem, ale uprzedzam cię: jeszcze raz dotknij mojej dziewczyny a resztę życia spędzę w Azkabanie za morderstwo. - Hermiona wpatrywała się oniemiała w Matta. Stał, promieniując dziwną siłą, trzymając Rona za klapy. Ten się tylko roześmiał.
- Dziewczyny? Widzę, Hermiono, że pupilka nauczycieli zdobyła nowe znaczenie. Ułaskawiłaś nietoperza du…
Razem z Ginny pisnęły, kiedy pięść Matta trafiła w sam środek twarzy Rona. Mężczyzna zaczął okładać chłopaka w ślepej furii.
- DRĘTWOTA! - Matt zamarł z ręką w górze, wpatrując się w Ala, który rzucił zaklęcie. Artur i Molly przybiegli z kuchni, zaalarmowani przez resztę gości.
- RON! - pani Weasley była w szoku.
- Ronaldzie, Matthew, do kuchni. Al, chodź też. - pan Weasley poprawił okulary na nosie i przeszedł przez tłum. Al cofnął swoje zaklęcie i Matt wstał z podłogi.
- Zaraz wrócę. Pilnujcie jej, dobrze? - zwrócił się do Ginny i Dracona, po czym poszedł za resztą. Pozostali goście, widząc koniec sensacji, wrócili do zabawy. Hermiona, cały czas w szoku, usiadła ciężko na jednym z krzeseł.
- Przyniosę whisky. - Draco ulotnił się, zostawiając dziewczyny same.
- Naprawdę, nie wierzę, że ten kretyn jest moim bratem. - Ginny była cała blada a jej oczy przypominały teraz wielkie galeony.
- Może to syn sąsiadów. - Granger delikatnie się uśmiechnęła, rozcierając sobie szyję. - Przykro mi tylko, że coś takiego wydarzyło się w Sylwestra.
- Daj spokój. To nie twoja wina. I nie słuchaj go. Nikt nie uważa, że jesteś z Mattem tylko po to, by zgarnąć dobre stopnie.
Hermiona skrzywiła się. Miała wrażenie, że to dopiero początek szyderstw.

3 komentarze:

  1. Jeju ale akcja :D więcej więcej więcej proszę :D jesteś genialna! <3

    OdpowiedzUsuń
  2. Niby na samym początku napisałaś, że wzorowałaś się na mrocznej88, to coś mi tu nie pasuje. Twoje opowiadanie naprawdę mi się podoba. Jest na całkiem wysokim poziomie a i fabuła nie jest najgorsza.
    Wydaje mi się jednak, że tych podobieństw do 'bez cukru' jest już za dużo.
    Cały ten rozdział to jakby mniej obszerna wersja sylwestra w 'szach mat'. Kurczę. Rozumiem, że pomysł, który ona wymyśliła jest dobry i można go wykorzystać na wiele sposobów. Ale do diaska, daj więcej od siebie ;)
    W każdym razie super opowieść, czytam dalej :D

    OdpowiedzUsuń