sobota, 4 marca 2017

Rozdział XX

„Możesz mnie nienawidzić. Twoje prawo. Zasłużyłem sobie na to. Ale, dziewczyno, przejrzyj w końcu na oczy i dojrzyj, że Twój kochaś coś ukrywa. Lupina rozgryzłaś w jeden dzień a z nim nie sypiałaś. Uznaj to za radę od eks-przyjaciela. R.”

Hermiona po raz kolejny przeczytała liścik, który dostała kilka godzin po noworocznym obiedzie. Gdy leżała w sypialni z Ginny, drobna sówka, którą aż za dobrze znała, zastukała w okno. Nie miała wątpliwości kto jest nadawcą. Wiedziała też, że to z całą pewnością głupia uwaga, napisana pod wpływem emocji. Z drugiej jednak strony miała wrażenie, jakby ktoś jej przestawił w głowie jakąś zapadkę.
Odkąd wróciły z Ginny do Hogwartu, wbrew sobie, zaczęła obserwować Matta uważniej. Wiedziała, że to złe – ufała mu. Kochała go. Po tym, co dla niej zrobił, nie miała powodu go o nic podejrzewać, ale… ziarno zostało zasiane.
- Zauważyłaś, że on regularnie coś wyciąga z kieszeni i to popija? - zapytała Ginny podczas obiadu. Ruda spojrzała na nią zaskoczona.
- Dopiero to zauważyłaś? Ma odruch jak Szalonooki.
- Raczej jak Barty Crouch Jr., kiedy udawał Szalonookiego.
- Przesadzasz. - Ruda machnęła lekceważąco widelcem. - Niepotrzebnie dałaś się wkręcić Ronowi. Od kiedy go słuchasz?
- Wierz mi, naprawdę nie chcę, ale… to podświadomość. A swoją drogą, co z tobą i Draco?
Jak się mogła spodziewać, Ginny momentalnie spłonęła rumieńcem. Dzień przed powrotem do szkoły wyznała Hermionie, że jest między nimi chemia.
- Nic. Mamy się spotkać podczas najbliższego Hogsmeade.
- Jak? Przecież jak go Sam-Wiesz-Kto namierzy…
- Spokojnie, wypije Wielosokowy…
Hermiona poczuła, jak wyślizgują jej się sztućce z rąk. Wielosokowy! IDIOTKA!
- Ginny, ja… na razie!
Zerwała się z miejsca i pobiegła w kierunku wieży.
- To nie może być prawda, nie, błagam, nie… ODWAGA TO SIŁA! - ryknęła w stronę Grubej Damy. Obraz odskoczył i dziewczyna mogła wejść do salonu Gryffindoru. Wbiegła po dwa  stopnie do sypialni dziewcząt i uklękła pod łóżkiem. Wyciągnęła kufer i wygrzebała z niego stary wyświechtany pergamin.
- Czy naprawdę chcę to wiedzieć? - usiadła ciężko na podłodze, ściskając w dłoni Mapę Huncwotów. Jedno zaklęcie. Tylko tyle ją dzieli od prawdy. Uniosła różdżkę. Raz kozie śmierć…

***
Wracał ze spotkania Śmierciożerców cały poobijany. Voldemort postanowił się nieco zabawić i zwołał swoich wiernych sługusów, by wymierzyć nieco Cruciatusów. Czuł gigantyczne zmęczenie. Z trudem doczołgał się do swojego gabinetu, po drodze ściągając szatę i maskę Śmierciożercy. Zerknął na zegar – za dwie minuty północ. Za dwie minuty nastanie 9 stycznia a on, Severus Snape, skończy 38 lat. W tej chwili czuł się niezwykle staro.
- Cześć… - wyszarpnął odruchowo różdżkę i przytknął ją do gardła Hermiony. Dziewczyna siedziała w jego ulubionym fotelu, wpatrując się w niego z nieodgadnionym wyrazem twarzy.
- Wybacz. Odruch. - cofnął różdżkę, czując wstyd. - Co tutaj robisz?
- Pomyślałam, że będzie miło spędzić razem twoje urodziny od samego ich początku. - uśmiechnęła się kokieteryjnie, że aż poczuł uderzenie gorąca. - Trzy, dwa, jeden… - zerknęła na zegarek. - Wszystkiego najlepszego z okazji urodzin. - pociągnęła go za szatę do siebie i złożyła długi pocałunek.
„Może to nie takie złe?” - przemknęło mu przez myśl, czując przyjemne mrowienie w okolicy krocza. Wziął ją na ręce, cały czas nie przerywając pocałunku i zaniósł do sypialni.

Obudził się nad ranem, czując cudowne ciepło. Hermiona, jak zwykle, była opleciona wokół jego ciała. Wpatrywała się teraz w niego szeroko otwartymi oczami. Zerknął na zegarek i jęknął w duchu. Dochodziła siódma. Czas śniadania. Problem pracy w tym samym miejscu, w którym się śpi, był fakt, iż nie mógł się wyłgać i nie przyjść. A miał na to wielką ochotę.
- Dzień dobry – mruknął do dziewczyny, delikatnie się uśmiechając. Odwzajemniła się, po czym sięgnęła na szafkę nocną i podała mu drobny pakunek.
- Nie wiedziałam, co cię ucieszy, więc… - rozpakował paczkę, z której wypadła fiolka ze złocistym płynem.
- Felix Felicis? Skąd go wzięłaś?
- Uwarzyłam. - cmoknęła go w policzek. - Abyś zawsze miał szczęście i nie dał się zabić.
Wpatrywał się w fiolkę ze zdumieniem. Każdego dnia go zaskakiwała i pokazywała, jak niesprawiedliwie ją oceniał przez te wszystkie lata. Teraz poczuł, że nie zasługuje na nią ani przez chwilę. Chociażby przez samo kłamstwo na temat swojej osoby.
- Dziękuję, to jest niezwykle cenne… - przygarnął ją do siebie i mocno przytulił.
- Zdaje się, że musimy iść na śniadanie. - zręcznie wyplątała się z jego ramion, dając mu buziaka w policzek. - Ale obiecuję, że wieczorem dokończymy świętowanie. Jeszcze raz, wszystkiego najlepszego Matt.

***
- Sto lat, stary koniu! - Al klepnął go mocno w plecy, kiedy akurat chciał trafić kanapką do ust. Efekt był łatwy do przewidzenia – kromka rozpłaszczyła mu się na twarzy, wywołując salwę śmiechu wśród uczniów.
- Dzięki, Al. - skrzywił się, wycierając twarz serwetką.
- 38 lat. Piękny wiek. Dalej młody a jednak już doświadczony.
- Co z pewnością podoba się Hermionie. - McGonagall uśmiechnęła się jak podlotek.
- Rozumiem, że nie mam co liczyć na spokojne śniadanie?
- Chyba śnisz! Aaa, zapomniałbym! Trzymaj! - Al wyciągnął spod płaszcza wielką butelkę i podał mu ją.
- Stuletnia whisky Ogdena? Dzięki! - zagwizdał ze szczerym uznaniem. Taki trunek nie łatwo było dostać. Minerwa z kolei wręczyła mu dość grubą książkę. Otworzył ją i zamarł. To nie była książka. To był album. Ze zdjęciami jego i Hermiony. Gdy oboje pracowali nad eliksirami. Gdy się kłócili zawzięcie o jakąś pierdołę. Znalazło się nawet zdjęcie z Halloween.
- Kiedy?
- Matt, nie umiecie się kryć. - wyszczerzyła zęby. - A przynajmniej nie przede mną.
Czuł, jak na policzki wypełza mu rumieniec. Zatrzasnął album i schował go za pazuchę. Śniadanie dokończyli w ciszy. Kiedy miał już wychodzić z Wielkiej Sali, Minerwa zatrzymała go.
- Tak?
- Mam nadzieję, że to pozwoli ci w końcu podjąć właściwą decyzję.
- Co?
- Nie ciągnij tego kłamstwa, Sev. Jeśli ją naprawdę kochasz…- Minerwa przybrała srogi wyraz twarzy, który pamiętał z uczniowskich czasów.
- Muszę iść na lekcję. Dzięki za prezent. - uciął i pognał korytarzem.

***
Cały dzień o niej myślał. Minerwa miała rację. Tak dłużej być nie mogło. Miał jej wszystko wyznać w Sylwestra, ale nie wiedzieć czemu, zamiast „Jestem Severus Snape” wypsnęło mu się „Kocham Cię”. I jakoś później nie nadarzyła się stosowna okazja.
Nie chciał psuć tej sielanki, jaka między nimi panowała. Wiedział, że to egoistyczne, ale naprawdę chciał to utrzymać jak najdłużej. Bo gdy już powie, to nie będzie odwrotu i te znikome chwile szczęścia odejdą w niepamięć.
Wyparł ponure myśli dopiero w momencie, gdy nastał wieczór a ona znów do niego przyszła. Ubrana jedynie w wierzchnią szatę, z ogniem w oczach. Odsunął od siebie wszelkie skrupuły i dał się porwać jak zawsze tej cudownej namiętności.

***

Obudził się koło 23. Najwyższa pora – po tym, jak Hermiona przyszła, nie miał jak zażyć nocnej dawki Eliksiru. Nie mógł ryzykować wpadki. Najgorsze, co go mogło spotkać, to przypadkowe odkrycie przez nią, że śpi ze Snape'm.
- Kim ty jesteś? - aż podskoczył. Właśnie siadał na łóżku, chcąc jak najciszej wymknąć się do łazienki, by sięgnąć po ostatnią fiolkę, kiedy usłyszał jej głos.
- Słucham? - odwrócił się do niej, starając się, aby głos mu nie zadrżał. Na szczęście był szpiegiem doskonałym.
- Pytam: kim jesteś. - Hermiona, opleciona w prześcieradło, również usiadła na łóżku. Wpatrywała się w niego z nieodgadnionym wyrazem twarzy. Czuł, jak serce mu przyśpiesza.
- Matthew Marcus. Nauczyciel eliksirów w Hogwarcie, członek Zakonu Feniksa i, z tego co wiem, twój chłopak. - skrzywił się teatralnie. - No, chyba, że ostatnia informacja jest nieaktualna? - Wstał, ignorując jej prychnięcie i poszedł do łazienki. Otworzył tajną skrytkę i zamarł.
Nie było eliksiru.
Zmarszczył brwi i podrapał się lekko po policzku. Zapomniał, że przełożył? Niemożliwe, ale…
Machnął różdżką w inne skrytki. Wszystkie były puste. W momencie, gdy walczył z ochotą wywalenia wszystkiego z szafek, usłyszał:
- Tego szukasz, prawda? - powoli odwrócił się w kierunku Hermiony, czując ucisk w piersi. Podobnie się czuł zawsze, gdy Czarny Pan żartował sobie, że jest zdrajcą.
Gryfonka stała nad nim, obracając w palcach fiolkę z Eliksirem Wielosokowym.
- Daj mi to. - wyciągnął rękę.
- Kim jesteś?
- Hermiono, proszę…To moje lekarstwo…
- Och, proszę cię. Naprawdę masz mnie za taką kretynkę, która warząc Wielosokowy od półrocza nie rozpozna go w fiolce?! - zadrwiła.
Było źle. Czuł, jak po plecach przelatują mu ciarki. W głowie wyła mu syrena alarmowa. Jakiś głosik podpowiadał mu, że to najlepszy moment, aby powiedzieć wprost co i jak i wyjść z tego z twarzą, ale jakoś rozsądek mu wysiadł.
- Hermiono, ja… proszę, oddaj mi to…
- Kim jesteś? - jej ton był zimny jak stal.
- Daj spokój, ja…
- Słuchaj. Albo powiesz sam, albo za jakieś… - zerknęła na zegar – 70 sekund dowiem się sama.
Wstał z klęczek i otrzepał kolana. Czuł szum w głowie, który stanowczo nie pozwalał mu racjonalnie myśleć.
- Przestań zachowywać się jak dziecko i oddaj mi to. -  wyciągnął rękę w kierunku fiolki. Cofnęła się.
- Masz ostatnie sekundy na to, by powiedzieć. 10, 9…
- Hermiono…!
- 5, 4, 3…
- Proszę, ja…
Głos uwiązł mu w gardle. Czuł, jak jego włosy i nos się wydłużają a palce robią się długie i kościste. Wpatrywał się tępo w swoje stopy, czując się nagi jak nigdy przedtem. Zamknął oczy, czekając na cios.
Sekundy płynęły a on nie nadchodził. Podniósł nieśmiało głowę. Hermiona wpatrywała się w niego z mieszaniną żalu i złości. To go zabolało najbardziej.
- Od kiedy podejrzewałaś? - przywołał swoje szaty z sypialni i narzucił na siebie. Skoro już wrócił do swojej postaci, wolał, aby nie oglądała jego prawdziwego ciała.
- Tak naprawdę od początku. Ale ignorowałam wszystkie przesłanki. Chciałam wierzyć, że…
-… że jestem przystojniaczkiem a nie twoim znienawidzonym nauczycielem, prawda?
- Nie. - jej głos drżał od źle skrywanej furii. - Chciałam wierzyć w to, co mi okazywałeś.
- Cóż, możesz przestać.
- Co masz na myśli?
- Nie zamierzam tego dłużej ciągnąć, skoro wiesz, kim jestem. - w tej chwili miał ochotę sam siebie przekląć. Jej oczy zrobiły się wielkie jak galeony.
- Słucham?!
- To, co słyszałaś, Granger. Bądź uprzejma opuścić moje komnaty. - z wdziękiem godnym  hipogryfa wrócił do swojego standardowego image'u Dupka z Lochów. Poczuł siarczysty policzek. Chwycił ją za rękę.
- Ani się waż to powtórzyć…
- TO TY MNIE OKŁAMYWAŁEŚ! MÓWIŁEŚ, ŻE MNIE KOCHASZ, TY...TY…!
- Dupku z Lochów? Śmierciożerco? Zdrajco? Morderco? To chciałaś powiedzieć, Granger? - puścił ją, odtrącając od siebie. - Zrozum, głupia dziewucho, że jestem szpiegiem doskonałym. Mówiłem to, co chciałaś usłyszeć. I co dawało mi szansę na pieprzenie twojego pyskatego ciała.
„Powinienem na siebie samego rzucić Chłoszczyść” - przemknęło mu przez głowę. Hermiona zbladła i miała minę, jakby ją uderzył. Wzięła jednak głęboki wdech, odwróciła się i pozbierała swoje rzeczy. Ubrała się i, stojąc przy drzwiach rzucił jej tylko na odchodne:
- Granger, mam nadzieję, że nie muszę ci mówić, iż o tym nie może się nikt dowiedzieć. Inaczej zmodyfikuję ci pamięć. Żegnam.
Odgłos zamykających się za nią drzwi miał go prześladować przez najbliższe tygodnie. 

8 komentarzy:

  1. Nieeeee... nie nie nie to nie może być prawda.Dlaczego on to robi ? Ja rozumiem, że się boi ale żeby przez to odsuwac od siebie Hermione ? Sam siebie krzywdzi... Oby jak najszybciej poszedł po rozum do głowy. Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Severus to niestety taka postać, która jest cholernie trudna. Nawet jeśli dotknie szczęścia, zaraz od niego ucieka. Szczególnie, gdy nie panuje nad sytuacją i coś go zaskoczy... Tak czy inaczej, upragniony moment ujawnienia w końcu nadszedł. A co za tym idzie - przed nami jeszcze tylko 6 rozdziałów...

      Usuń
  2. Doczytałam właśnie do tego momentu, w końcu nadeszła ta chwila. Co do całości to naprawdę dobrze się to czyta, chociaż żałuję trochę, że nie jst to troche dłuższe opowiadanie, bo troche jednak brakuje mi przemyśleń bohaterów, szkoda, że znajdują się tu w większości opisy tego co się wydarzyło. Ale czytać, czyta się to przyjemnie. Kilka razy pojawiają się jedynie jakies literówki, czy inne małe błędy stylistyczne ale są one na tyle małe, że pochłaniając to opowiadanie nie chce mi się ich nawet wytykać.
    Co do podobieństwa z bez cukru, kiedyś wspomniałaś, że im dalej będzie go coraz mniej, jednak jest go nadal dość dużo. Nie przeszkadza to jakoś bardzo, chociaż czuję się trochę jakbym czytała odświeżoną i skróconą wersję mrocznej. Jedynym innym elementem jest wlasnie to, że Snape był w postaci Matta co mi sie bardzo pdooba, miałaś świetny pomysł z tym :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiesz, z perspektywy autora, nigdy się nie widzi obiektywnie i każdy wierzy, że jednak jest bardziej oryginalny. Ale fakt - może tych podobieństw jest więcej niż mi się wydawało. To było jednak opowiadanie na tzw. "przetarcie szlaku". Nie byłam pewna, czy w ogóle uda mi się je dokończyć i czy ktokolwiek je przeczyta. Takie uwagi jak Twoje skłaniają mnie do dalszego tworzenia i przede wszystkim - większej odwagi i pewności siebie, jeśli chodzi o własne pomysły. Oparcie na Mrocznej było takim trochę "spadochronem bezpieczeństwa", dzięki któremu mogłam stawiać pierwsze kroki w Sevmione. Teraz już tak nie będzie ;)

      Usuń
    2. Jak najbardziej to rozumiem :)Jak na pierwsze opowiadanie to w ogóle poszło ci świetnie Jak wcześniej wpsomniałam jestem ogromną fanką HGSS, a bez cukru czytałam naprawdę tyle razy, że niektóre momenty pamiętam aż nazbyt dobrze. Dlatego też trudno jest mi się zdystansować i nie patrzeć pod tym kątem na inne opowiadania.

      Usuń
    3. Dzięki! :) Swoją drogą - co takiego jest w "Bez cukru", że wręcz uzależnia? Sama to opowiadanie czytałam setki razy i bez trudu mogłabym sięgnąć kolejny raz :)

      Usuń
  3. Wiedziałem że mapa musi się przydać Koza

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Taki przedmiot nie mógł pojawić się przypadkowo :)

      Usuń