wtorek, 7 marca 2017

Rozdział XXIII.1

Stał przed bramą Hogwartu czując dziwne mrowienie w całym ciele. Aż do południa leżeli z Hermioną w jego komnatach. Nie rozmawiali. Zawarli milczący rozejm, oboje świadomi tego, że żadne słowa teraz nie miałyby znaczenia. Oboje jednak dawali z siebie grubo ponad 100% dzięki czemu w dalszym ciągu czuł przyjemne rozleniwienie.
Stojąc teraz obok Alexandra, Augustusa i pozostałych Śmierciożerców, czuł się dziwnie. Jakby nie na miejscu. Adrenalina sączyła mu się do żył, skutecznie podnosząc ciśnienie. Znał to u siebie. Za chwilę nie będzie umiał ustać w miejscu. A potem będzie już tylko ślepa żądza zabijania.
Spojrzał na pozostałych. Voldemort stał dumny i poważny, przynajmniej w swoim mniemaniu, patrząc na wszystkich z góry. Alexander nucił coś pod nosem a McNair wywijał toporem jak Czerwony Kapturek koszyczkiem dla babci. Każdy był pogrążony we własnym sposobie na stres.
- Już czas. - Czarny Pan spojrzał na niego, uśmiechając się upiornie. Severus skinął głową i machnął różdżką, otwierając bramy szkoły. Czas na bitwę.

***
Stała przed bramą, patrząc z niepokojem na otwierające się wrota. To teraz. Zaraz. Jeszcze tylko chwila i wszystko się wyjaśni. W tę albo w tamtą stronę.
Obok niej stał Szalonooki, kilka kroków dalej Remus i profesor Flitwick. Pierwszą linię zamykali Bliźniacy, czający się nieco z boku, pilnujący najnowszego wynalazku – wybuchowych fajerwerków, które z powodzeniem mogły zastąpić mugolskie pociski.
„Mogłam mu powiedzieć o ciąży” mignęła jej myśl, ale szybko ją odrzuciła. Nie czas na to. Pogładziła się odruchowo po brzuchu.
„To nieodpowiedzialne”
Zignorowała to. Brama stanęła otworem. Czas na bitwę.

***
Plan był prosty – pozwolić Czarnemu Panu dotrzeć do Pottera. Z jednym ale – Potter i Weasley mają najpierw dotrzeć do przedostatniego horkruksa i go zniszczyć. Proste? Nie do końca. Severus miał poważne wątpliwości co do powodzenia tego planu. Zakładał bowiem to, że Potter i Weasley mają choć minimum inteligencji. Biorąc pod uwagę, że obaj są Gryfonami, a Weasley z założenia nie posiada mózgu, całość mogła się bardzo szybko rypnąć.
Póki co jednak miał udawać, że jest po stronie Voldzia i dbać o to, by Zakonowi nie oberwało się zanadto.
- Avada Kedavra!  - ryknął, celując teoretycznie w Filiusa, a praktycznie w czającego się za nim Rosiera. Ten drugi padł na ziemię, nie widząc już gwiazd nad głową. Severus biegł dalej, lawirując między walczącymi. Parę razy mignął mu soczyście zielony promień tuż koło ucha, ale nie przejmował się tym. Biegł przed siebie, rzucając klątwy i modląc się o to, by żaden idiota z Zakonu nie stanął na linii ognia.
A konkretniej – żadna idiotka.
A jeszcze konkretniej – Granger.
Choć wiedział, że dziewczyna ma marne szanse na przeżycie – w końcu była tylko nastolatką – łudził się, że to nie on będzie tym, który zada śmiertelny cios. Póki co jednak nie musiał się tego obawiać – Hermiona walczyła ramię w ramię z Szalonookim, dorównując mu tempem i szybkością wymierzania zaklęć.
On jednak miał inne zadanie.
Przed nim przez błonia biegł Voldemort, śmiejąc się obłąkańczo pod nosem, co w każdej innej sytuacji wyglądałoby co najmniej groteskowo. Na ramionach spoczywała mu Nagini. Severus miał dopilnować, by Voldemort przebył całą trasę do zamku bez szwanku. O dziwo, było to zgodne zarówno z życzeniem Zakonu, jak i Voldemorta, dzięki czemu, o Merlinie, nie musiał wybierać czy zginie od Mrocznego Znaku czy od Przysięgi Wieczystej.
Za sobą usłyszał krzyki i wybuchy – znak, że Bliźniacy odpalili swój wynalazek i ktoś oberwał. Wolał nie myśleć, czy aby na pewno byli to Śmierciożercy.
Przed sobą widział już zamek, z którego zaczęły lecieć strzały – proponując wykorzystanie centaurów nie liczył na to, że faktycznie dołączą one do bitwy. Celowały one głównie w olbrzymy, które waliły pięściami w mury, krusząc je jakby były z kredy a nie granitu.
Severus sprawnie omijał walące się zewsząd odłamki i strzały, skupiając się na tym, by nie stracić Czarnego Pana z oczu. Nagle wrota zamku otwarły się na oścież i wypadli stamtąd ludzie. Na czele, jeśli dobrze widział, biegł Potter z Weasleyem. Za nimi biegli uczniowie, miotający na oślep zaklęciami.
- Potter! - Czarny Pan ryknął i przyśpieszył. Chłopiec-Który-Przeżył dostrzegł ich i, zamiast uciekać, gdzie pieprz rośnie, skierował się w ich stronę. Po chwili znaleźli się w centrum bitwy – ocalali członkowie Zakonu i Śmierciożercy zdążyli dobiec do zamku i wzmocnić chaos. Promienie zaklęć przelatywały z groźnym świstem, nie pozostawiając praktycznie żadnych szans na unik. Severus również korzystał z różdżki, klnąc na fakt, iż nie może jawnie stanąć po stronie Zakonu. Na to jeszcze nie czas.
Biegł dalej, aż w końcu zobaczył obok siebie burzę brązowych loków. Granger go dogoniła, miotając dookoła zaklęciami. Nagle kilka rzeczy wydarzyło się naraz.
Hermiona miotnęła Drętwotą w Nagini.
Wąż, wściekle ominął zaklęcie i zaatakował Hermionę.
Ta jednym sprawnym ruchem posłała mu zaklęcie uśmiercające.
Nagini padła, wydobywając z siebie nieludzki odgłos.
Wszyscy zamarli.
Voldemort, który już był prawie przy Potterze, wpatrywał się oniemiały w Granger.
- AVADA KEDAVRA! - ryk Voldemorta przeszył nocne powietrze. Snape, odwrócił się w jego kierunku i z przerażeniem zauważył jak z różdżki Czarnego Pana wylatuje jadowicie zielony promień wycelowany prosto w Hermionę. Ta z kolei, zamiast zrobić unik lub postawić choć nędzną tarczę, stała jak zamurowana, wpatrując się w Voldemorta z całkowitym  zdumieniem.
- HERMIONA! - jego krzyk splótł się z wrzaskiem Pottera, który  skoczył w jej kierunku, osłaniając Granger własnym ciałem. Gdy zaklęcie zetknęło się z Potterem, Hogwartem wstrząsnął gigantyczny huk. A potem wszystko zamarło.

***
Hermiona patrzyła z przerażeniem na Harry'ego, którego ciało leżało u jej stóp. Nie potrafiła się ruszyć. Wokół niej panowała cisza – ta sama jak blisko rok temu, gdy zobaczyła zwłoki Dumbledore'a. Kątem oka zauważyła, że huk i błysk, które wybuchły w momencie, gdy Harry przyjął na siebie śmiertelne zaklęcie, powaliły i Voldemorta. Czy którykolwiek z nich żył?
Nagle poczuła szarpnięcie. Severus stał przed nią i potrząsał ją za ramiona.
- Hermiona! Ocknij się!
Patrzyła na niego wielkimi oczami, nic nie rejestrując. Nagle poczuła siarczysty policzek aż zamrugała.
- Ała?
- Merlinie, rusz się dziewczyno, trwa bitwa! - Snape ryknął na nią. Rozejrzała się dookoła. - Sprawdź Pottera  i nie daj się zabić!

3 komentarze: